Peter Hyballa sprawił, że mecze Białej Gwiazdy znów chcą oglądać bezstronni kibice. A fanów Białej Gwiazdy cieszą wyniki zespołu: w 5 wiosennych spotkaniach ekipa zdobyła 10 punktów - nie ma w tym roku lepszej od niej drużyny w ekstraklasie.
To zasługa niemieckiego szkoleniowca, który zupełnie odmienił Wisłę. W rozmowie z WP SportoweFakty tłumaczy, jak zaczarował szatnię ideą gegenpressingu i przekonał piłkarzy do katorżniczej pracy. Przekonuje też, że w polskiej lidze roi się od talentów.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Na początku pracy w Wiśle musiał pan przekonać piłkarzy, że ich organizmy wytrzymają słynne obciążenia treningowe?
Peter Hyballa, szkoleniowiec Wisły Kraków: Często zastanawiam się, co myśli sobie piłkarz. Nie tylko na poziomie sportowym, również na poziomie prywatnym. Kiedy tłumaczę zawodnikowi kwestie taktyczne, pytam, czy się z tym zgadza. Najpierw nie byli chętni do odpowiadania, teraz o tym rozmawiamy. Nie chcę być odbierany jak arogant.
Jasne, są sytuacje, kiedy trzeba być po prostu szefem. Każesz piłkarzowi zejść z boiska, to ma zejść. Ale generalnie ważne jest zrozumienie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to może być rekord świata. Co on zrobił przy wyrzucie z autu?!
Jak byłem młodszy, robiłem swoje i się nie przejmowałem, co pomyślą inni. Teraz to się zmieniło. Wiem też, że czasem i w dobrej relacji mogą występować konflikty. Jak wszyscy za bardzo się kochają, to nie jest dobrze. Jestem szczery z zawodnikami i oni to doceniają. Nie wszyscy to zaakceptowali, niektórzy odeszli z klubu. To normalne - nie ma na świecie trenera, za którym poszłoby sto procent piłkarzy.
Nawet Juergen Klopp nie jest kochany przez wszystkich.
Jako trener musisz często rozczarowywać piłkarzy. To przecież ja jednego wysyłam na boisko, a innego sadzam na ławce. Zawsze tłumaczę z jakiego powodu. Czasem jestem ostry, czasem łagodny. Nigdy nie będzie tak, że 25 facetów w drużynie zawsze będzie tworzyło kochającą się rodzinę. Konflikt i stres są bardzo ważnymi czynnikami w naszej pracy. Czasem celowo tworzę konflikt! Czasem czuję, że muszę wkroczyć.
Niektórzy dziennikarze postawili tezę, że Wisła potrzebowała nie tylko trenera, ale też lidera społeczności. Jest nim pan?
W przeszłości pracowałem w takich klubach, gdzie także oczekiwano ode mnie, bym radził sobie z mediami, dziennikarzami i całą tą otoczką. Z drugiej strony, to nie jest tak, że jestem jedynym liderem - jestem też po prostu Peterem. Naprawdę wsłuchuję się w to, co mają do powiedzenia ludzie wokół. Każda praca jest po trochu też codziennym uczeniem się od innych. Dla mnie ważne i ciekawe jest, co Kazimierz Kmiecik mi przekazuje. Albo uwagi od mojego trenera bramkarzy Macieja Kowala. Niesamowicie ważne jest to, co przekazuje mi Dawid Błaszczykowski jako mój szef. Słucham również Arka Głowackiego, szefa skautów. Nie jestem tylko liderem. Może i jestem ekstrawertykiem, ale potrafię być też introwertyczny, przyswajać, a nie tylko przekazywać.
Największe wrażenie robi pana "ekspresyjna wersja". Mnożą się memy panu poświęcone.
Wszystko zależy od tego, czy krzyczysz tak po prostu, czy też ten krzyk ma wykonaną wcześniej "podbudowę teoretyczną". Jeśli z Maciejem Sadlokiem rozmawiamy wcześniej o pewnych kwestiach i on rozumie pewne mechanizmy, to potem możesz krzyknąć na niego w meczu, gdy chcesz spotęgować pressing. Bo on wie, że to nie jest tak, że trener go nienawidzi w tym momencie - po prostu chce, byśmy razem wygrali. Wam dziennikarzom, trudno jest teraz przyjechać do naszej bazy w Myślenicach...
Dziś o 19.30 #LigaPlusExtra, a w niej https://t.co/xfos4J0v24. "Liga od kuchni" z meczu Wisła - Pogoń, w której przyglądaliśmy się Peterowi Hyballi... A to oznacza jedno:
— Michał Siejak (@michal_siejak) February 21, 2021
GEGENPRESS
Prócz tego, https://t.co/xfos4J0v24. gościnne występy @jarokrolewski i @KarolinKawula! pic.twitter.com/xyI6m4uA4B
Wiadomo, koronawirus.
Ale gdybyście mogli tam być, to byście zobaczyli, jak wiele indywidualnych rozmów przeprowadzamy. Bo wszystkim się wydaje, że Hyballa jest jakimś potworem. I podkreślmy jeszcze raz: czasem mogę nim być. W treningu czasem trzeba kogoś obudzić. To też jest robota trenera. Ale jednocześnie piłkarze chętnie przychodzą, by porozmawiać, i to nie tylko o futbolu. Ale z zewnątrz mam image "szaleńca" i daję sobie z tym radę.
Czyta pan komentarze kibiców w internecie?
Zaczynam powoli naukę polskiego. Na tyle długo jestem trenerem, że wiem, że zawsze na początku nowy szkoleniowiec jest "sexy". Ale z mediami i mediami społecznościowymi jest tak, że ci sami ludzie, którzy teraz wynoszą cię na fali, za trzy miesiące będą spychać cię w dół. To część tej zabawy. Ale potrafię podchodzić do siebie z dystansem.
"Przeciwnik musi mieć wrażenie, że atakuje go znienacka 11 rywali" - to pana zdanie. Jak dużo brakuje Wiśle, by tak grała?
Piłkarze Wisły są otwarci na ten nowy sposób gry. W tej chwili najważniejsze jest zdobywanie punktów. Gegenpressing jest ideą, którą trudno załapać od pierwszego dnia. Oczywiście, podstawową ideą jest wymuszenie na rywalu gorszego podania. Ewentualnie rywal zagra daleką piłkę, którą mamy szansę przejąć. Podstawą jest dobre przygotowanie fizyczne i jak największa liczba graczy biorących w tym udział. Bo może pierwszy atakujący piłkarz piłki nie odzyska, ale już drugi, czy trzecie ma większą szansę. No i chcemy utrzymywać rywala jak najdalej od naszej bramki.
Przy czym, cały czas koncentrujemy się na tym, gdzie jest piłka. Mam wrażenie, że piłkarska edukacja dużej części graczy była raczej zorientowana na koncentrowaniu się, gdzie jest rywal. To też kwestia mentalności. Jak masz "divę" w drużynie, czyli gracza, który nie jest w stanie zebrać się do pressingu, to jest kłopot. Z gegenpressingiem jest tak, jak w życiu. Jak stracisz piłkę, od razu walczysz o jej odzyskanie.
Klub zdecydował się na wypuszczenie specjalnej serii koszulek z hasłem "Gegenpressing".
To był pomysł działu marketingu. To hasło, z którym jestem kojarzony od dawna. Napisałem przecież książkę o gegenpressingu Hyballi. To jak mój tatuaż.
Stawia pan na wysoką intensywność w każdym momencie treningu. Tego chyba polskim piłkarzom brakuje od najmłodszych lat?
Po treningu nie tylko piłkarz ma być zmęczony - również trener ma być zmęczony. Warto wykorzystywać zawężanie przestrzeni, by zwiększyć presję. Bo tylko technika używana pod presją jest prawdziwie użytkową. Ma być presja przestrzeni, presja tempa, presja czasu, presja rywala.
Czy to prawda, że jednemu z piłkarzy, którego już nie ma w klubie, powiedział pan wprost, że nie nadaje się do profesjonalnego uprawiania sportu?
Z tym jest jak w relacjach damsko-męskich. Czasem coś nie gra. Wtedy dobrze jest po prostu się rozstać. To wtedy dobre rozwiązanie zarówno dla piłkarza, jak i dla trenera. Ale zawsze mówię zawodnikom: to, że Hyballa nie był z ciebie zadowolony, to nie znaczy, że inny trener też nie będzie. W końcu nie jestem bogiem.
Jest piłkarz, który jest w Wiśle już bardzo długo, a prawie od początku pana pobytu w klubie nie gra - Vullnet Basha.
Z Bashą jest tak, że ma złożony problem zdrowotny. Ostatnio już trenował biegowo z trenerem przygotowania motorycznego, więc może za jakieś dwa-trzy tygodnie będzie gotów.
Co pan sądzie o Stefanie Saviciu? Miał być jednym z kluczowych graczy. Zna go pan z czasów Red Bull Salzburg.
Tam Savić uważany był za wielki talent. Ale już jako młody zawodnik nakładał na siebie zbyt dużą presję. I zgodzę się, że teraz, dziewięć lat później, w tym zawodniku drzemie dużo więcej, niż pokazuje. Ale on będzie się krok po kroku coraz bardziej rozwijał. Musi być skuteczniejszy.
Dużo uwagi poświęca pan młodym graczom, nawet jeden treningu w tygodniu jest po angielsku. Czego jeszcze brakuje młodym Polakom?
W tym momencie naszym największym zmartwieniem jest to, by wygrywać pojedynki. Chodzi o to, żeby dostrzegać wolną przestrzeń za rywalem. Nie jestem zwolennikiem polskiego przepisu o młodzieżowcu, który musi być w jedenastce na boisku. Ja uważam, że oni powinni to sobie po prostu wywalczyć. Młodzi piłkarze w Polsce mają ogromny potencjał! Patryk Plewka potrzebuje po prostu więcej pewności siebie. Piotrek Starzyński musi jeszcze częściej wchodzić w pojedynki. A my, jako trenerzy, musimy budować ich pewność siebie i wiedzę. Polskie kluby powinny więcej inwestować w trenerów młodzieży.
Jakbym słyszała Roberta Maaskanta. Holender też miał podobne obserwacje o naszym społeczeństwie.
Zawsze zadajecie negatywne pytania. Ja staram się koncentrować na rozwiązaniach. Trenerzy, którzy są zawsze negatywni, powinni spojrzeć w lustro i zapytać siebie, czy to w ogóle jest odpowiednia robota dla nich? Pracujesz z ludźmi, musisz mieć dla nich rozwiązania, a nie kreować problemy! Polska ma ogromny potencjał w piłkarskiej młodzieży, ale musicie dać im więcej zaufania. Kluczem do tego jest zawsze trener.
Skoro mowa o młodych talentach - jaką pan przyjął strategię w sytuacji z Aleksandrem Buksą? 18-latek stał się obiektem rozgrywki kontraktowej.
Dostałem komunikat, że mogę go traktować jak każdego innego gracza. Mieliśmy bardzo konstruktywną rozmowę. Buksa jest moim piłkarzem do końca obecnego sezonu. W tym momencie ma problemy zdrowotne związane ze starciem z Michałem Buchalikiem na treningu.
Czyli ta sytuacja nie była dla drużyny toksyczna?
Tak to przedstawiłem drużynie, że musimy zrozumieć każdą ze stron. Bardziej toksyczna dla atmosfery w drużynie jest porażka niż to.
Wyobraża sobie pan siebie w Wiśle w dłuższej perspektywie? Do tej pory rzadko angażował się pan w jeden projekt na dłużej.
Wszyscy chętnie mówią o długofalowych projektach, ale patrząc realistycznie, to trenerzy rzadko są częścią tej długofalowości. Jak trener wygrywa, to wszystko jest super, ale jak przegrywasz, to zaczyna się drama. W futbolu można planować pewne rzeczy tak naprawdę na 6-8 tygodni do przodu. Natomiast na ten moment wszystko jest tu OK. Moje CV to seria nowych wyzwań, sukcesów, kryzysów, przygód.
Czytaj również:
Skowronek odpowiada Buksie. "To totalne bzdury. Mieliśmy plan na Olka"
Znany piłkarz krewnym słynnego Polaka? Odpowiedź tkwi w szkatule babci z Buenos Aires