Boniek namawiał go na grę dla Polski. Amerykanie byli szybsi

Getty Images / Matt Miazga mógł grać w reprezentacji Polski
Getty Images / Matt Miazga mógł grać w reprezentacji Polski

- Zastanawiałem się nad tym, i to niejednokrotnie. Mój dziadek i nawet rodzice chcieliby, abym występował w biało-czerwonych barwach - mówi Matt Miazga. Reprezentant USA mógł grać dla Polski, ale Juergen Klinsmann ubiegł Adama Nawałkę.

25-letni Matt Miazga ma dziś na koncie 20 występów w kadrze USA, a w dorobku złoty i srebrny medal Złotego Pucharu CONCACAF - mistrzostw Ameryki Północnej i Środkowej oraz Karaibów. Od 2016 roku jest związany z Chelsea, z której był wypożyczany do Vitesse, Nantes i Reading, a w tym sezonie gra w Anderlechcie.

Gdyby PZPN przed laty nie działał opieszale, Miazga być może występowałby dziś w koszulce z białym orłem na piersi. Zabiegał o to sam Zbigniew Boniek.

"Piłka Nożna": Na dzień dobry powiedz szczerze - jak blisko byłeś reprezentacji Polski?

Matt Miazga: Rozmawiałem kilka razy przez telefon ze Zbigniewem Bońkiem. On mnie bardzo lubił i opowiadał o tym, jacy piłkarze występują w reprezentacji Polski i jak świetna atmosfera tam panuje. Namawiał mnie. Ja mu odpowiadałem, że podejmę decyzję, jak przyjdzie powołanie. Dostałem jednak tylko zaproszenie do kadry under-21 prowadzonej wtedy przez Marcina Dornę. To był 2015 rok, gdy już regularnie występowałem w New York Red Bulls.

W październiku skontaktował się ze mną Juergen Klinsmann. Gdy dostałem szansę debiutu w reprezentacji USA, nie zastanawiałem się długo. O tym marzyłem od dziecka. Ja mam wielki szacunek do Polski, skąd pochodzi moja rodzina, ale wychowywałem się w Ameryce. Tutaj dorastałem, stawiałem pierwsze kroki na piłkarskim boisku. Jestem produktem amerykańskiego systemu szkolenia. Poza tym z Polski ostatecznie nie dostałem powołania, a z USA owszem...

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie powstydziłyby się największe gwiazdy futbolu!

A gdybyś wtedy dostał powołanie od Adama Nawałki?

Na pewno byłoby bardzo trudno, ale zastanawiałem się nad tym i to niejednokrotnie. Prawda jest taka, że w moim sercu zawsze najważniejsza była Ameryka. Polskę darzę olbrzymim sentymentem, ale jestem Amerykaninem. Mój dziadek i nawet rodzice chcieliby, abym występował w biało-czerwonych barwach. Gdyby to od nich zależało, to by tak pewnie było, ale nie zależy. Ja jednak wychowywałem się tutaj, na miejscu i mam inny punkt widzenia.

Czy śledzisz wyniki reprezentacji Polski? Znasz jakichś piłkarzy osobiście?

Prywatnie nie znam nikogo, ale nazwiska oczywiście kojarzę. Ja kocham piłkę, oglądam najlepsze ligi, więc się orientuję. Patrzę, kto gra i kto jest powoływany. Polska ma teraz duży potencjał - najlepszego napastnika na świecie, a także kilku innych graczy w dużych klubach. Moi rodzice oglądają wszystkie mecze polskiej reprezentacji, a potem mi opowiadają.

Jak będziesz się czuł, jeśli na przyszłorocznych mistrzostwach świata USA zmierzy się z Polską, a ty wyjdziesz na boisko w podstawowym składzie?

To na pewno byłoby ekscytujące wydarzenie dla moje rodziny, ale dla mnie również. Powiem tak - bardzo chciałbym zagrać przeciwko reprezentacji Polski, najlepiej na dużym turnieju.

Reprezentacja USA dawno, a może nawet nigdy, nie miała takiego potencjału. Nadchodzą ekscytujące czasy dla amerykańskiej piłki?

Dokładnie! Mamy dużo młodych talentów. Christian Pulisic, Tyler Adams, Sergino Dest, Gio Reyna - wszyscy grają w wielkich klubach i radzą sobie znakomicie. Bo można być w topowym zespole i nic do niego nie wnosić, a wspomniani zawodnicy występują praktycznie w każdym meczu. To jest bardzo ważne dla naszej reprezentacji. We wrześniu rozpoczynamy eliminacje mistrzostw świata w strefie CONCACAF, która jest teraz znacznie trudniejsza niż wcześniej, ale myślę, że powinno być dobrze. Uważam, że to jest najlepsze pokolenie w historii.

John Brooks wydaje się być pierwszym wyborem na pozycji stopera, a o to drugie rywalizujesz m.in z Grantem Longiem, Walkerem Zimmermanem czy Timem Reamem. Jak oceniasz swoją obecną sytuację?

Wiadomo, że rywalizacja o miejsce w składzie reprezentacji jest zawsze. Trzeba wybrać najlepszych zawodników. Ja nie uciekam od rywalizacji, bo w ten sposób robisz postępy. Tym bardziej, jeśli wszystko odbywa się na zdrowych zasadach. Wtedy jest z korzyścią dla wszystkich. Tak wygląda obecnie sytuacja w kadrze USA, nie tylko w obronie, ale we wszystkich formacjach. Ja zawsze musiałem walczyć o miejsce w składzie, gdzie tylko występowałem, więc jestem do tego przyzwyczajony. Nie brakuje mi pewności siebie. Wierzę, że gdy znajduję się w swojej najwyższej dyspozycji, to mogę pomóc reprezentacji. Jestem wystarczająco dobry, aby grać, ale oczywiście ostateczna decyzja należy do selekcjonera. Jeśli jednak będę pokazywał wysoki poziom w Anderlechcie, wszystko powinno się dobrze ułożyć.

Podczas mundialu w Ameryce będziesz mieć 30 lat, a to teoretycznie najlepszy wiek dla środkowego obrońcy.

Jestem coraz starszym zawodnikiem, więc na pewno nie chcę co roku odchodzić na wypożyczenie do kolejnego klubu. W tym momencie skupiam się na Anderlechcie, z którym chcę wygrać ligę belgijską, ale generalnie myślę o stabilizacji. Za kilka miesięcy chcę wziąć ślub, założyć rodzinę, a więc poukładać życie zarówno prywatne, jak i zawodowe. To powinno zaprocentować w przyszłości.

Grałeś już w kilku klubach, różnych ligach, ale ciągle budujesz swoją piłkarską karierę, nadal się rozwijasz... Co w tym aspekcie może ci dać współpraca z tak wybitnym niegdyś środkowym obrońcą jak Kompany?

Vincent na pewno był jednym z najlepszych środkowych obrońców na świecie, dlatego bardzo się cieszę, że mogę się od niego uczyć. Zawsze mogę zapytać na treningu, czy nawet w trakcie meczu, jak powinienem się zachować w danej sytuacji. On ma takie doświadczenie i wiedzę, że potrafi mnie dobrze ukierunkować. Indywidualnie już mi dużo rzeczy pokazał, ale oprócz tego uczy, jak być liderem i jak traktować swoich kolegów z drużyny oraz rozmawiać z nimi. Jako środkowy obrońca musisz przecież organizować całą linię defensywną, komunikować się z partnerami. To też trzeba umieć. Czasem trzeba coś mocniej powiedzieć do lewego obrońcy albo spokojnie wytłumaczyć prawemu, nie zniechęcając jednocześnie - słuchaj, następnym razem zachowaj się w taki sposób, a nie inny.

Czy w Anderlechcie wspomina się jeszcze Marcina Wasilewskiego?

Wasilewski jest tutaj bardzo, bardzo, bardzo wielką legendą. Aż byłem zaskoczony. Wszyscy go lubią i wspominają z wielkim sentymentem. Wiedziałem wcześniej, że tutaj grał, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jest popularny. Ludzie mówili mi, że miał fantastyczne podejście do piłki, świetną mentalność. Jak wchodził na boisko, to dawał z siebie sto procent, a nawet więcej. Wiem, że w Anderlechcie sporo goli strzelał także Łukasz Teodorczyk. Teraz wrócił do Belgii, gra w Charleroi.

Przeciwko jakiemu piłkarzowi grało ci się do tej pory najtrudniej?

Wielu ich było! Griezmann, Mbappe, Immobile, Huntelaar, Villa, Depay, Giroud, Firmino, Neymar... Jak grałem w Vitesse przeciwko Lazio w Lidze Europy - sposób, w jaki Immobile poruszał się po boisku, przyspieszał w odpowiednim momencie, bardzo mi zaimponował. Moja głowa latała w obie strony, bo nie mogłem stracić koncentracji nawet na sekundę. Ciągle musiałem na niego uważać. Przyznam jednak szczerze, że najtrudniej grało mi się przeciwko napastnikom, których wcześniej nie znałem - na boiskach Championship, Eredivisie czy nawet tutaj, w Belgii. Tych najlepszych, najbardziej znanych snajperów oglądałem wiele razy w telewizji, więc potrafię się przygotować. To ci, których widzę na oczy po raz pierwszy, są często najbardziej niewygodni, gdyż potrafią zaskoczyć zagraniem, którego się absolutnie nie spodziewasz.

Gdzie najwięcej się nauczyłeś futbolu?

We wszystkich klubach coś poznałem, nauczyłem się czegoś. Gdy jesteś młodym piłkarzem z Ameryki i wybierasz się do Europy, musisz sobie wszystko sam wywalczyć od początku. Pamiętam ostatni rok w New York Red Bulls. Zdobyliśmy najwięcej punktów w sezonie zasadniczym, traciliśmy najmniej bramek, przebiłem się do reprezentacji, wszystko układało się znakomicie... Przeszedłem do Chelsea jako 20-latek i wydawało mi się, że podbiję świat. Nie byłem arogancki, ale pewny siebie. W pierwszym meczu poszło mi dobrze, ale w drugim już trochę słabiej. Zauważyłem, że gdy jesteś młodym piłkarzem i do tego obcokrajowcem, popełnisz jeden błąd i wylatujesz ze składu, do którego jest później ciężko wrócić. Szybko przekonałem się, że tutaj nie ma żadnych sentymentów. W Nowym Jorku wszyscy mi pomagali, prowadzili za rękę, a Premier League to twarda szkoła życia - albo pokazujesz, co potrafisz, albo cię nie ma. Szybko musiałem dorosnąć jako piłkarz i człowiek. Albo grasz bardzo dobrze, albo do widzenia.

Początkowo Guus Hiddink chwalił cię, ale po meczu ze Swansea już nie dostałeś szansy.

Popełniłem pół błędu. Rywale strzelili gola, a ja byłem najmłodszy, więc oczywiście wina spadła na mnie. W sumie jednak wdzięczny jestem, że tak się stało, bo dzięki temu dużo się nauczyłem.

Czy miałeś okazję uścisnąć dłoń Romana Abramowicza?

Tak, parę razy. Był na treningach i spotkał się z nami przed sezonem. Przyszedł, podał rękę.

A jak dogadywałeś się z Waldemarem Kitą w Nantes?

Początkowo bardzo dobrze. Później jednak trener, który mnie ściągnął, po 11 meczach stracił pracę, a jego następca uznał, że skoro jestem zawodnikiem tylko wypożyczonym, to nie ma sensu na mnie stawiać. Wiedział, że i tak w kolejnym sezonie nie będę w Nantes. Chciałem odejść już w styczniu, ale prezes nie chciał mnie zwolnić. To było dziwne, bo nie chcieli, abym grał, ani abym odszedł. Na szczęście na sam koniec udało się ten problem rozwiązać. Na pewno nie wyszło tak, jak sobie planowaliśmy, ale takie jest życie i życzę mu dużo zdrowia. W sumie we Francji żyło mi się najlepiej. Fajny dom blisko winnicy, wspaniała kuchnia... Tak mi się spodobało, że teraz uczę się francuskiego.

Chcesz kiedyś wrócić do Chelsea i powalczyć o miejsce w składzie?

Na pewno. Wierzę, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Chcę jednak, aby sytuacja się wyklarowała i albo będę walczył o miejsce w podstawowym składzie, albo niech mnie sprzedadzą definitywnie.

Grałeś w jednym zespole z Emiliano Salą oraz byłym zawodnikiem Legii Vako Kazaszwilim...

Sytuacja z Emiliano była bardzo przykra i dziwna zarazem. Aż nie wiem, co mogę więcej powiedzieć... Niech spoczywa w spokoju. To był bardzo dobry człowiek, zawsze uśmiechnięty. Grał znakomicie w Nantes, strzelał dużo goli i zapracował na transfer do Premier League. Wszyscy przeżyliśmy to, co się stało. Z Kazaszwilim natomiast nie zagrałem ani jednego meczu, bo zaraz po tym, jak trafiłem do Vitesse, on poszedł na wypożyczenie do Legii. Znam go jednak, bo gra teraz z moimi kumplami w San Jose. Inny mój kolega, Kenny Saeif, trafił z kolei niedawno do Lechii.

A ty miałeś kiedyś ofertę z klubu Ekstraklasy?

Nigdy.

Z jakich elementów gry w swoim wykonaniu jesteś zadowolony, a co musisz jeszcze poprawić?

Czuję się pewny we wszystkich aspektach, ale oczywiście byłbym naiwny, gdybym nie uważał, że mogę się jeszcze poprawić. Nigdy nie jesteś idealny. Na pewno mam umiejętności, ale chcę być jeszcze lepszy.

Cele na rok 2021?

Najważniejsze to być zdrowym i spędzać na boisku jak najwięcej minut, ile tylko się da. Reszta już się jakoś ułoży.

Źródło artykułu: