Mam mieszane uczucia, kiedy ktoś korzysta - tylko po to, żeby się przedstawić - ze słów Jana Pawła II. I na dodatek cytuje je z kartki. Wolałbym coś bardziej autentycznego. Na pewno Portugalczyk miał dobre intencje, a ja się tylko czepiam, ale jakoś zaleciało mi tu cepeliadą i klasycznym myśleniem stereotypami. Bo powszechnie przecież wiadomo, że Polacy słyną z głębokiej wiary, tak jak Szwajcarzy muszą pożerać na potęgę ser, Arabowie jeżdżą na wielbłądach, a Niemcy (szczególnie ci z Bawarii) chodzą w skórzanych spodenkach i w każdej wolnej chwili jodłują.
- Modlę się z wami o to, żeby nigdy, ale to nigdy się nie poddawać. Nigdy nie tracić nadziei, nigdy nie wątpić, nigdy się nie poddawać - to w sumie piękny cytat z papieża, który zapewne jest dla Sousy autorytetem, ale zdziwiło mnie, że Portugalczyk - jak sam powiedział - te słowa odnosi nie tylko do pandemii, ale także do reprezentacji Polski.
Ktoś mu musi powiedzieć, że my wcale nie podupadliśmy z naszą wiarą w kadrę. No właśnie obecność Paulo Sousy w Warszawie i zastąpienie Jerzego Brzęczka jest wynikiem tego, że my wierzymy, że Lewandowski i spółka są w stanie grać dużo lepiej niż grali. Wiara w tę drużynę (jej potencjał) jest ogromna, możne nawet zbyt duża, o czym sam Sousa się przekona. A może i nie, bo PZPN podjął kontrowersyjną decyzję, zgadzając się na to, żeby selekcjoner nie mieszkał w Polsce. Szkoda, bo wtedy byłby w stanie lepiej ten kraj i tych ludzi zrozumieć. Już nie mówię o tym, że mógłby od jutra, co tydzień, wpaść na jakiś mecz Ekstraklasy, prawda?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: od chuderlaka do mięśniaka. Niesamowita metamorfoza Torresa!
Wcale nie uważam, że by Portugalczykowi zaszkodziło, jakby poczuł presję, poznał oczekiwania Polaków (może i nadmierne), pogadał z ludźmi, spotkał się na meczach Ekstraklasy ze środowiskiem, trenerami, dziennikarzami, może kibicami itd. I dobrze jakby mu ktoś przetłumaczył, co się pisze i mówi w mediach. Żeby wiedział, z czym tu się mierzy i co tutaj ludzie myślą o reprezentacji i decyzjach selekcjonera. I żeby się przekonał, że po polskich ulicach nie chodzą białe niedźwiedzie.
Na razie Sousa walił ogólnikami, czego wcale nie ukrywał. Chyba czuje się u nas jeszcze niepewnie i to nie dlatego, że może nie wiedzieć, o co go spytał jeden z dziennikarzy i odpowiedzi nie dostał - w jakim klubie gra Góralski, Bielik czy Moder i jaka jest ich sytuacja. Sousa na zdobywanie tej wiedzy ma jeszcze chwilę. Na razie wie tyle, ile mu powiedzieli. I jak mu Maciek Stolarczyk, trener reprezentacji U-21, mówi, że z jego drużyny może do pierwszej kadry aspirować trzech zawodników, to Sousa nam to po prostu powtarza.
Ale nie zmienia to faktu, że nie jest to ocena Portugalczyka, a jedynie trenera młodzieżówki. Sousa tych młodych chłopaków nie zna, na oczy ich nie widział i wcale mnie to nie dziwi. Na tym etapie nie ma co go pytać o szczegóły. Nowy selekcjoner na konferencji podał tylko jeden konkret: że wie już, na którego bramkarza postawi jako tego pierwszego w kadrze.
I tu mnie trochę zmartwił, bo jeszcze nie poznał tych chłopaków, nie miał z nimi nawet jednego treningu, nie pogadał, ale decyzję już ma. Pewnie wybrał Szczęsnego, bo Wojtek gra w Juventusie i tyle w temacie dogłębnej analizy obsady pozycji golkipera w kadrze. A to był temat, z którym zmagał się Jerzy Brzęczek dwa i pół roku. Bo miał wątpliwości. I akurat w tym wypadku te wątpliwości miał pełne prawo mieć.
To ważne, szczególnie jeśli się pamięta, że w dwóch wielkich turniejach (Euro 2012 i mundial 2018) Wojtek Szczęsny został ukarany czerwoną kartką już w pierwszych meczach obu imprez. A na Euro 2016 niby Łukasz Fabiański przegrał przed turniejem rywalizację ze Szczęsnym, ale szybko go zastąpił w bramce, gdy Wojtek doznał kontuzji. Także ostrożnie z tym wybieraniem na stałe bramkarza numer jeden.
O tym, że Paulo Sousa czuje się w Polsce jeszcze niepewnie, wnioskuję po tym, że przez trzy kolejne dni podpierał się w komunikacji zewnętrznej trzema autorytetami. We wtorek zrobił sobie fotkę z Robertem Lewandowskim, w środę ze Zbigniewem Bońkiem, a w czwartek "pojechał" papieżem. Jak tak dalej pójdzie to autorytetów mu zabraknie. Zamiast oparcia się o gigantów, wolałbym trochę autentyczności, która też się przecież dobrze w mediach sprzedaje. Na pewno lepiej niż kaznodziejski ton i wkładanie dużych ilości "waty" w oficjalne wypowiedzi.
Były selekcjoner Leo Beenhakker też zaczynał od apelu, żebyśmy my, Polacy wyszli z naszych drewnianych chatek, ale później - mieszkając długo w centrum Warszawy - poznał ludzi, zaczął nas lepiej rozumieć. Nawet rozkochał w sobie Polaków.
Sousa tej codzienności nie pozna, bo jest trenerem na "home office", czyli na odległość. I diabli wiedzą, może to się i sprawdzi w tym dzisiejszym świecie, który cały żyje na "onlajnie". Nie przesądzam. Może jest tak, że żeby ludziom pomóc, wcale nie trzeba ich rozumieć? Nie wiem.
A jednak na miejscu Sousy wolałbym tych Polaków przynajmniej poznać. Nawet nie z ciekawości świata, ale z profesjonalizmu. Bo poznanie polskiej mentalności może mu pomóc skuteczniej dotrzeć go głów piłkarzy naszej reprezentacji. Chyba warto trochę sobie ułatwić tę trudną robotę.
Włosi zachwyceni Piotrem Zielińskim. Czytaj więcej--->>>
Fatalna wiadomość dla Realu Madryt. Czytaj więcej--->>>