Gwoździem do trumny byłego już selekcjonera była cisza. To ona go "zabiła". Dokładnie było to 9 sekund ciszy ze strony Roberta Lewandowskiego. W wywiadzie pomeczowym dla TVP kapitan nie wiedział, co odpowiedzieć na pytanie o plan taktyczny na mecz z Włochami.
Polacy przegrali 0:2, grali beznadziejnie i chyba wtedy nawet nieliczni obrońcy Jerzego Brzęczka uznali, że nie ma sensu dłużej ciągnąć tej współpracy. Współpracy, która miała swoje plusy i minusy.
Brzęczek zaczął dobrze. Jego pierwszy mecz, z reprezentacją Włoch w Bolonii, zakończył się remisem 1:1. Nawet krytycznie nastawieni kibice oraz dziennikarze musieli przyznać, że selekcjoner ma pomysł na grę z mocną drużyną. Był to co prawda pomysł przede wszystkim na grę w destrukcji, ale sam mecz wyglądał dobrze, nasi zawodnicy neutralizowali rywala, wychodzili z groźną kontrą.
ZOBACZ WIDEO: Jan Tomaszewski komentuje zwolnienie Brzęczka. "Boniek nie wziął pod uwagę jednej rzeczy"
Kolejne mecze pokazały jednak, że ten styl niekoniecznie jest powtarzalny. W kolejnych spotkaniach Ligi Narodów UEFA nie wyglądało to dobrze, nawet jeśli wyniki nie były złe. Polacy oddawali całkowicie inicjatywę Portugalii oraz Włochom. Potem to samo widzieliśmy w meczach kolejnej edycji z Włochami i reprezentacją Holandii. Jeszcze niedawno potrafiliśmy grać na równi z mistrzami świata, Niemcami, teraz nie mamy nic do powiedzenia w meczach z czołówką europejską. Porażki są nieznaczne, ale wiemy, że w tych meczach nie mamy nic do zaoferowania.
Brak pomysłu Brzęczka na kadrę był aż nadto widoczny w eliminacjach Euro 2021 (wtedy jeszcze EURO 2020), gdy okazało się, że Polska ma poważny problem z wykorzystaniem potencjału ofensywnego.
W eliminacjach Euro 2016 byliśmy - mimo defensywnej gry - najskuteczniejszą drużyną Europy. Strzeliliśmy 33 bramki w 10 meczach. W eliminacjach mundialu 2018 z 28 bramkami byliśmy w czołówce, na 5. miejscu w Europie. Nagle przyszedł Brzęczek i Polska zapomniała jak się strzela. 18 goli w 10 meczach to 16. wynik Europy.
Lewandowski, który we wcześniejszych kwalifikacjach strzelał jak maszyna, teraz miał zaledwie 6 goli, znacznie poniżej swojego poziomu grał Piotr Zieliński, który przecież w eliminacjach MŚ 2018 był obok Lewandowskiego najlepszym zawodnikiem kadry.
Dość istotne dla postrzegania pracy Brzęczka były mecze z reprezentacją Austrii oraz Słowenii. Zwłaszcza mecz z Austriakami w Warszawie pokazał, że mamy problem z grą z solidnym europejskim zespołem. Już nie topowym, ale solidnym. Wtedy ludziom kierującym polską piłką, głównie Zbigniewowi Bońkowi, powinna zapalić się lampka. Polacy całkowicie oddali inicjatywę rywalom. A było to ledwie kilka dni po tym, jak przegraliśmy na wyjeździe w marnym stylu ze Słowenią.
Wydawało się, że Polska usadowiła się gdzieś na średniej półce europejskiego futbolu i ludziom w związku oraz w sztabie kadry to odpowiada. Oczekiwania opinii publicznej były znacznie większe. Mając Szczęsnego, Lewandowskiego, Klicha, Zielińskiego, Glika, Bednarka i kilku innych dobrych oraz niezłych piłkarzy, mogliśmy mierzyć wyżej.
Jednak nie można powiedzieć, że kadencja Brzęczka to jedna wielka porażka. Miała ona swoje plusy. Największym jest wprowadzenie całej fali młodych zawodników. Już dziś Sebastian Szymański, Jakub Moder, Sebastian Walukiewicz mogą grać z powodzeniem nawet w wyjściowej jedenastce. Wielu zawodników może być cennym uzupełnieniem drużyny, jak Michał Karbownik, Kamil Jóźwiak, Paweł Bochniewicz, Tymoteusz Puchacz, Przemysław Płacheta, Krystian Bielik. Ten ostatni przez wielu widziany jest nawet w jedenastce.
Brzęczek naprawdę wykazał się dużą odwagą dokonując nieoczywistych wyborów, przykładem może być tu Arkadiusz Reca, który bardzo się rozwinął przez kadencję selekcjonera. Poza tym Alan Czerwiński, który dostał szansę, co pokazało ligowcom, że warto się starać. Brzęczek odkurzył dla kadry Mateusza Klicha i starał się wykorzystać jego potencjał. Nie zawsze się to udawało. Na pewno wielki progres zaliczył Jacek Góralski. Oczywiście nie można powiedzieć, że Brzęczek tych zawodników tworzył od A do Z. Ale też w porę na nich stawiał, pomagał im zrobić kolejny krok. Jeśli kolejny selekcjoner odniesie sukces z tą kadrą, bez dwóch zdań Brzęczek będzie jednym z ojców tego sukcesu.
Jego poprzednik, Adam Nawałka, miał do dyspozycji bardzo wąską kadrę. Tak naprawdę do gry było 13-14 zawodników. Efekty wyszły w ćwierćfinale z Portugalią, gdy zawodnicy "jechali na oparach". Nawałka po prostu nie miał kogo wstawić, a trudy turnieju dawały znać o sobie. Teraz następca Brzęczka będzie mógł spokojnie skorzystać z 20 zawodników mających już większe bądź mniejsze doświadczenie międzynarodowe.
Trudno jednoznacznie sklasyfikować kadencję Jerzego Brzęczka. Ani nie była sukcesem ani klęską. Nawet nie porażką. Ale wszyscy chyba czuli niedosyt. A przynajmniej nie było poczucia, że ta drużyna ma jakiś przejrzysty styl, jakiś pomysł. Oczywiście były założenia taktyczne, ale trudno mówić o jakichś ramach, w których pomysł Brzęczka na kadrę byłby ujęty. Taki pomysł, jaki miał Adam Nawałka, a więc gra defensywna, wykorzystanie skrzydeł, gra na dwóch napastników, którzy wzajemnie robią sobie miejsce w polu karnym, rola Grzegorza Krychowiaka, który wspiera środkowych obrońców i wyprowadza atak od własnej bramki, wspomaga rozgrywanie.
Nawałce wdrożenie swojego planu zajęło rok. Ciężki dla niego, gdy był demolowany przez media. Brzęczek miał ponad 2 lata. 24 mecze. I nic wielkiego w tej grze nie było widać, żadnej myśli przewodniej. Nie pomogła też jego osobowość.
Brzęczek zbudował wokół siebie mur, zamknął się w wieży, z której tylko dochodziły do nas sygnały, jak bardzo czuje się skrzywdzony i osaczony. Nie potrafił wyjść do opinii publicznej, wyjaśnić swoich wyborów. Po słabej grze był zadowolony, widział wszystko inaczej niż reszta kraju. Niektóre jego wybory były kuriozalne. Obraz dopełniła słynna książka Małgorzaty Domagalik, którą napisali razem. Miała poprawić jego wizerunek, a ostatecznie go ośmieszała. Zestawienie Brzęczka z Kazimierzem Górskim pokazało, że selekcjoner i jego otoczenie stracili kontakt z rzeczywistością. Kuriozalna książka, która równie dobrze mogła nosić tytuł "Nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha" zamiast pomóc, zaszkodziła selekcjonerowi.
Na pewno po latach zarówno krytycy jak i zwolennicy Brzęczka znajdą argumenty dla siebie. Brzęczek osiągnął postawione przed nim cele, ale każdy widział, że nie wszystko działa tak jak należy. Albo inaczej - zbyt wiele rzeczy nie działa. Gdy do tego wszystkiego doszedł wymowny "dźwięk ciszy" w wykonaniu Lewandowskiego, Boniek zrozumiał, że to nie ma przyszłości. Zwolnił Brzęczka, tak jak go zatrudnił. Szybko, bez zbędnych konsultacji.