Zdecydowanym faworytem meczu 2. rundy Pucharu Niemiec był Bayern Monachium. Zagadką miały być jedynie rozmiary zwycięstwa mistrzów kraju, ale Holstein Kiel nie poddało się bez walki. W piątej minucie doliczonego czasu gry drugiej połowy - w ostatniej akcji - gospodarze doprowadzili do dogrywki. Ta nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w rzutach karnych lepsi byli piłkarze z Kilonii.
Po ostatnim gwizdku sędziego cieszyli się nie tylko piłkarze, trenerzy i działacze Holstein Kiel, ale także kibice, którzy z racji obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa nie mogli być na stadionie. Po zakończeniu spotkania fani wsiedli do samochodów i pojechali pod stadion. Tam odbył się koncert klaksonów. Odpalone zostały też sztuczne ognie.
W samochodowej paradzie udział wzięło około 300 fanów. - Słyszę, co się dzieje na zewnątrz i mogę sobie wyobrazić, co to oznacza. To historyczne doświadczenie dla naszego klubu - mówił po meczu Ole Werner, trener Holstein Kiel, którego cytuje "Kicker".
Był to również wyjątkowy mecz dla Fina Bartelsa. To on wykorzystał decydujący o awansie rzut karny, a wcześniej zdobył bramkę na 1:1. Był to jego trzynasty występ przeciwko Bayernowi i po raz pierwszy mógł świętować wygraną.
- Teraz możemy napić się piwa lub dwóch. Potem czeka nas ligowy weekend - powiedział Bartels dla ndr.de. Na pomeczowej konferencji Ole Werner dodał, że trudno jego drużynie będzie skupić się na meczu przeciwko Karlsruher SC, gdy kilka dni wcześniej zmierzyła się i pokonała Bayern.
Czytaj także:
Superpuchar Francji dla PSG! Mistrz wygrał trofeum w bólach
Puchar Niemiec. "Dwója" dla Roberta Lewandowskiego. Niemcy krytyczni wobec Polaka
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gol piłkarki FC Barcelona. Trafiła idealnie!