Z wielkiej drużyny, która w 2015 roku sięgnęła po potrójną koronę, zostały jedynie zgliszcza. To miał być potentat, zarówno w sferze sportowej jak i marketingowej. W rozgrywkach 2019/2020 FC Barcelona planowała odnotować rekordowe przychody, najwyższe wśród wszystkich klubów sportowych na świecie.
Przychody klubu miały wynieść około 1.047 miliarda euro. 281 milionów miało zostać uzyskanych z praw telewizyjnych, 220 milionów ze stadionu, 374 miliony z obszaru handlowego, 124 miliony z transferów i 48 milionów z innych źródeł.
Wszystko szło zgodnie z planem, jednak w marcu nastąpił wielki upadek. Dopiero pandemia koronawirusa uświadomiła kibicom, że FC Barcelona nie jest idealnie zarządzanym przedsiębiorstwem. Klub musi szukać oszczędności, a gdyby nie obniżka pensji przez zawodników, Blaugrana byłaby bankrutem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tiki-taka Barcelony w... Arabii Saudyjskiej. Ręce same składają się do oklasków
Koniec z wielkimi transferami?
Z dnia na dzień Duma Katalonii straciła ogromne przychody. Najważniejszy jest oczywiście dzień meczowy, a dokładniej bilety, które są bardzo drogie. Na pojedynek z przeciętną drużyną La Liga: Eibar czy Levante, wejściówka kosztuje ponad 100 euro (średnie miejsce), czyli 450-500 zł. Biorąc pod uwagę fakt, że stadion Barcelony może pomieścić sto tysięcy, liczba zarobionych pieniędzy może działać na wyobraźnię.
- Do lutego nasz przychód był wyższy niż zakładaliśmy. Ale później wszystko stanęło. Stąd cięcia. Gdybyśmy do czerwca nic nie zrobili, pewnie byśmy zbankrutowali - nie ukrywał Josep Bartomeu, były już prezydent klubu.
To wszystko sprawiło, że wielkie transfery są w najbliższym czasie wykluczone. Wielki powrót Neymara, który rozpalał wyobraźnię kibiców, jest w zasadzie niemożliwy.
- Nie ma pieniędzy na piłkarzy, a trzeba sprowadzić wielu ważnych zawodników, by walczyć o wszystko. Trzeba im też zapłacić, a to nie jest łatwe. Neymar zapewne jest bardzo drogi - podkreślał sam Lionel Messi, w rozmowie z La Sexta.
Chude lata?
To jednak nie sfera finansowa jest największym zmartwieniem Dumy Katalonii. Cały projekt sportowy zaczął rozsypywać się już w styczniu, gdy FC Barcelona przegrała w Superpucharze Hiszpanii z Atletico. Zwolniono Ernesto Valverde, jednak Blaugrana nie była przygotowana do takiej sytuacji.
Na gwałt szukano nowego trenera, a najlepszym rozwiązaniem miał okazać się Xavi, który jednak... odmówił klubowi. Ostatecznie ofertę przyjął dopiero Quique Setien, dla którego była to dopiero pierwsza praca tak w dużym klubie. To wyzwanie zdecydowanie go przerosło. FC Barcelona straciła mistrzostwo Hiszpanii, a w Lidze Mistrzów została rozbiła przez Bayern Monachium (2:8).
- Źle zniosłem lato, całą sprawę z odejściem. Potem ciągnęło się to za mną na początku sezonu. Teraz czuję się dobrze, mam chęci, by walczyć na poważnie o wszystko, co przed nami. Klub jest w trudnej sytuacji, wszystko jest skomplikowane, ale ja mam chęci - dodał Leo Messi.
FC Barcelona już na początku sezonu wypisała się z walki o mistrzostwo Hiszpanii. Katalończycy mają rok przejściowy, jednak nikt na Camp Nou nie ma gwarancji, że projekt pod wodzą Ronalda Koemana idzie we właściwym kierunku. Holenderski szkoleniowiec pozbył się kilku starszych graczy: Luisa Suareza, Arturo Vidala czy Ivana Rakiticia, a w ich miejsce szansę gry dostają młodzi: Pedri czy Francisco Trincao.
- Jeśli mam być realistą, to wygranie ligi będzie bardzo trudne. W życiu nic nie jest niemożliwe, ale trzeba wziąć pod uwagę stratę punktową i zespoły, które są na pierwszych miejscach - powiedział wprost Koeman.
Kibice muszą przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. W 15 spotkaniach drużyna odniosła jedynie siedem zwycięstw. W lidze hiszpańskiej ma coraz mniejsze szanse, aby dogonić drużyny z Madrytu, a w Champions League przygoda może już zakończyć się na etapie 1/8.
Rywalem Barcelony będzie Paris Saint-Germain, a katem klubu może okazać się Neymar. Ten sam, który w 2017 roku zadał pierwszy cios, przyjmując bajeczną ofertę giganta z Paryża.
Zobacz także: Guerreiro: Strzeliłem gola, którego Polacy będą pamiętali nawet za 100 lat
Zobacz także: Gikiewicz o trzęsieniu ziemi w Chorwacji: Każdy stara się teraz pomóc