Temat przenosin Arkadiusza Milika z SSC Napoli do Juventusu FC poruszany jest we Włoszech niemal każdego dnia. Kolejne rozmowy miały odbyć się w niedzielę we Florencji podczas spotkanie przedstawicieli klubów z władzami ligi.
Obecni byli tam m.in. prezes Napoli Aurelio De Laurentiis oraz prezydent Juve Andrea Agnelli. Z informacji "Corriere dello Sport" wynika, że obaj panowie znaleźli czas, żeby porozmawiać w sprawie polskiego napastnika. Efekty?
Aktualny pracodawca Milika żądał na początku za transfer 25 milionów euro. Teraz miał obniżyć swoje oczekiwania do 18 milionów, jednocześnie zaznaczając, że taniej już nie będzie. W Turynie takich pieniędzy płacić nie chcą, tym bardziej, że 26-latek już w lipcu będzie mógł dołączyć do nich za darmo. W czerwcu kończy się bowiem umowa Milika z klubem z Neapolu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tiki-taka Barcelony w... Arabii Saudyjskiej. Ręce same składają się do oklasków
Reprezentant naszego kraju chce opuścić Napoli, ale przede wszystkim chce i musi zacząć grać, żeby nie stracić możliwości wyjazdu na czerwcowe mistrzostwa Europy. Negocjacje są jednak ciężkie. Trzeba tutaj mieć na uwadze fakt, że w ostatnim czasie relacje na linii Neapol - Turyn były napięte po tym, jak ci pierwsi z powodu koronawirusa nie dojechali na ligowy mecz z Juventusem. Liga nałożyła na gości walkowera, a potem pozytywnie rozpatrzyła odwołanie tego klubu.
Wszystko to nie zmienia faktu, że w Turynie szukają czwartego napastnika, który mógłby wzmocnić ich kadrę. I chcieliby go mieć u siebie już w styczniu. Przedstawiciele Juventusu rozważają też inne opcje na wypadek, gdyby nie wypalił ruch z Milikiem.
Dlatego też rozważana jest opcja innego napastnika Napoli, mianowicie Fernando Llorente. Ten podobnie do Polaka praktycznie nie gra w tym sezonie - na boisku spędził zaledwie 19 minut.