Dziennikarze "La Gazzetta dello Sport" nazywają to włoską telenowelą i przeciąganiem liny. Są przekonani, że Arkadiusz Milik musi niejako przeprosić się z SSC Napoli - klub oczekuje za niego 15 milionów.
"To walka nerwów, która teraz może zakończyć się dopiero pod koniec stycznia wraz z zakończeniem zimowego okienka transferowego" - czytamy we włoskim dzienniku sportowym.
Od momentu, gdy Milik i przedstawiciele klubu z Neapolu nie doszli do porozumienia w sprawie nowego kontraktu, zaczęły się problemy Polaka. Ten nie gra i najczęściej zasiada na trybunach. Został wystawiony na listę transferową, a zainteresowanie wykazali m.in. AS Roma czy ACF Fiorentina, ale nic z tego nie wyszło.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tiki-taka Barcelony w... Arabii Saudyjskiej. Ręce same składają się do oklasków
W kierunku reprezentanta naszego kraju chętnie spogląda też Juventus FC. W Turynie jednak chcą poczekać do lipca - wtedy nie będą musieli zapłacić chociażby jednego euro za transfer. Problem w tym, że jeżeli tak się stanie i 26-latek nie opuści Napoli w styczniu, to może zapomnieć o grze na czerwcowych mistrzostwach Europy. Taki sygnał wysłał w świat nawet selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek.
Aurelio De Laurentiis, prezes klubu z Neapolu, chce za swojego zawodnika 15 milionów euro. Ma być jednak skłonny do negocjacji, jeżeli potencjalny nabywca podszedłby do tematu "na poważnie". Najbliższe tygodnie będą zatem gorące dla Milika, który doskonale zdaje sobie sprawę w jakiej jest sytuacji. W Napoli grać nie będzie, a to oznacza, że mistrzostwa Europy może zobaczyć sprzed telewizora.
Zobacz także:
Arkadiusz Milik nie jest jedynym napastnikiem na liście Juventusu Turyn