PKO Ekstraklasa. Peter Hyballa: Nie jestem czarnoksiężnikiem, tylko trenerem

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Peter Hyballa
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Peter Hyballa

- Dobry ojciec. Czasem ostry, czasem dobry, czasem krytyczny, czasem pochwali. Ale musi być uczciwy. Wierzę w to, że między zawodnikiem i trenerem musi istnieć głęboka więź - mówi Peter Hyballa, nowy trener Wisły Kraków.

Krakowska Wisła, ściągając Petera Hyballę, dała kibicom do zrozumienia, że nie interesuje jej nudna gra i wrzutki w pole karne, tak charakterystyczne dla polskiej myśli szkoleniowej. Hyballa oznacza atak, ciągłą akcję. - Gdyby chcieli grać defensywnie, nie dzwoniliby do mnie - mówi nowy szkoleniowiec "Białej Gwiazdy".

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Dlaczego Wisła zdecydowała się zatrudnić właśnie pana?

Peter Hyballa: Potrzebowali trenera, który potrafi rozwijać młodych zawodników, który chce grać ofensywną piłkę. W końcu trenera, który ma doświadczenie. Spełniam wszystkie te warunki, więc zadzwonili do mnie. Byłem akurat w Belgii, udzielałem wywiadu, gdy zadzwonił telefon z numerem kierunkowym +48. To był prezes Maciej Bałaziński. Dwa dni później byłem już w samolocie z Amsterdamu do Krakowa. Na miejscu rozmawialiśmy o tym, jak Wisła chce grać, co mogę jej dać, analizowaliśmy zawodników.

Chcieli mieć swojego Juergena Kloppa?

No cóż, Juergen Klopp był trenerem w Borussii Dortmund, a ja w tym czasie byłem trenerem U19 w BVB, Juergen jest emocjonalnym trenerem i ja też jestem emocjonalnym trenerem. On gra ofensywną piłkę i pressing, ja gram tak samo. To są podobieństwa. Zasadnicza różnica jest taka, że ja nazywam się Peter Hyballa i pracuję na własne nazwisko. Lubię ofensywną piłkę, nie znoszę nudy. Na boisku musi być akcja, musi coś się dziać. Kocham drybling, agresywną piłkę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wolej-poezja! Prześliczny gol piłkarki FC Barcelona

Skąd się to wzięło?

Jestem pół Niemcem, pół Holendrem. Kiedy byłem dzieckiem, Johan Cruff był trenerem Barcelony i to była piłka, którą chciało się oglądać. Potem był fantastyczny Ajax Louisa van Gaala. Ale też inne kluby, choćby Freiburg Volkera Finke, który ze swoimi krótkimi podaniami działał na wyobraźnię. W końcu był Juergen Klopp. W Holandii gra się ofensywną, techniczną piłkę, w Niemczech jest kult siły. Jestem osobą bardzo emocjonalną, więc futbol, który grają moje drużyny, musi być również emocjonalny. Muszą być sprinty, musi być to futbol spektakularny. Za tym wszystkim musi stać dobre przygotowanie taktyczne, gra defensywna. Ale oczywiście z założeniem, że nie wygra ten, który nie podejmuje ryzyka.

W ostatnich latach, jeśli rozmawia się z kimś o piłce nożnej, mamy pełno analiz, komputerów, skomplikowanych słów i opisów statystycznych. Ten nowoczesny futbol jest bardzo "zautomatyzowany". Pan jest jedną z niewielu osób, która mówi o relacjach, o związkach międzyludzkich.

Na wszystko jest miejsce i czas. Też przywiązuję sporą uwagę do analiz taktycznych. Nie możesz grać pressingiem, jeśli nie masz odpowiedniego planu. Zawodnicy są dziś bardzo świadomi, przychodzą, pytają o sprawy taktyczne. Ale w dzisiejszych czasach trener musi być kimś więcej niż tylko gościem od taktyki i odprawy. Ale trzeba brać pod uwagę, że wielu piłkarzy to są młodzi chłopcy, którzy są w nowym środowisku, daleko od domu. Często tęsknią za rodziną, czują się samotni. Patrzymy na nich, jako na zawodowych piłkarzy, a to są ludzie, mają swoje problemy, nie wolno o tym zapominać. Dlatego daję z siebie wiele, chcę, żeby ludzie dobrze się czuli, ale też oczekuję od piłkarzy, by to docenili, by byli profesjonalni. Dobra relacja to nie tylko sympatyczna relacja. To też zdrowa krytyka.

Trener jest jak…

Dobry ojciec. Czasem ostry, czasem dobry, czasem krytyczny, czasem pochwali. Ale musi być uczciwy. Wierzę w to, że między zawodnikiem i trenerem musi istnieć głęboka więź. Czasem musi być szturchnięcie w ramię, czasem motywacja, czasem ochrzan. Musisz niekiedy powiedzieć: "Nie podobało mi się, jak dziś trenowałeś". Ale zawsze musi być to próba pchnięcia zawodnika do przodu, zawsze musisz mieć dobrą motywację.

To wyniósł pan z domu?

Można tak powiedzieć. Ojciec był teologiem, mama pracowała ze starszymi ludźmi, brat z niepełnosprawnymi. Ja mam wykształcenie pedagogiczne. Nasz dom był zawsze otwarty. Relacje odgrywały ważną rolę. Wierzę, że to dobry kierunek. W drużynie piłkarskiej codziennie coś się dzieje. Raz jest jakiś konflikt, raz jakiś sojusz. Czasem jest miło, czasem nie. Piłkarze z podstawowej jedenastki są zadowoleni, ci z ławki wkurzeni. Kontuzje, euforie, rozczarowania. Są różne sytuacje. Trener musi tym wszystkim zarządzać, musi być pedagogiem. Taktyka to za mało.

Tomasz Zdebel, który pracował z panem w Alemanii Aachen, powiedział, że miał pan znakomite treningi i świetny kontakt z młodymi zawodnikami, ale niekoniecznie ze starszymi.

Nie zgadzam się z nim. Nigdy nie miałem problemów ze starszymi zawodnikami. Ale też stawiam warunki. To ja jestem szefem, starsi zawodnicy muszą się podporządkować. Pracowałem z wieloma starszymi zawodnikami, którzy przyjęli moje warunki i było nam dobrze. Tomasz może być trochę rozczarowany, bo siedział na ławce. Zawsze tak jest.

Do tej pory pracował pan z piłkarzami lepiej przygotowanymi technicznie. Jakie są pańskie pierwsze wrażenia z Polski?

Nie takie pierwsze, bo przecież bywałem tu wiele razy, dawałem wykłady dla trenerów, mam wielu znajomych w Polsce, ale też wielu znajomych Polaków mieszkających w Niemczech. Gdy zostałem zwolniony z Dunajskiej Stredy, miałem takie przeczucie, że niedługo będę pracował w Polsce. Lubię Polaków, lubię polską mentalność.

Mocna teza.

Mam dobre doświadczenia z Polakami. Są pracowici, zdyscyplinowani. Poza tym Kraków to fantastyczne miasto, Wisła to wielki klub. Oczywiście wiem, że w ostatnich latach było sporo problemów, zawirowań. Ale teraz wszystko się zmienia, a ja mam pomóc. Dla mnie to znakomite wyzwanie.

A dlaczego właściwie odszedł pan z Dunajskiej Stredy? Tamtejsi dziennikarze powiedzieli nam, że był pan wypalony.

Nie sądzę. Miałem dwa lata kontraktu i po 1,5 roku usiedliśmy do rozmów na temat nowej umowy. Ale ja już nie chciałem pracować na Słowacji, powiedziałem, że 2 lata to dużo i szukam nowych wyzwań. Właściciel zdecydował więc, że 1,5 roku to też dużo. Bogaci ludzie inwestują w futbol i mają prawo podejmować decyzje. To wszystko.

Co pan chce osiągnąć w Krakowie?

Wisła ma niewiele punktów, więc teraz musimy zbierać punkty. Musimy zażegnać kryzys, oddalić się od strefy spadkowej. To jest cel krótkoterminowy. Chcę powoli wprowadzać mój styl "ofensywnej obrony". Myślę, że krok po kroku musimy zmieniać ten styl, iść do przodu, rozwijać się. Ale to powoli.

Kibice Wisły nie należą do cierpliwych.

Rozumiem, ja też nie. Ale bez tego się nie uda. Sytuacja nie jest łatwa, ale powalczymy z nią.

Ofensywna piłka potrzebuje więcej czasu?

Na pewno. Ale piłkarze są otwarci, chcą się uczyć, chcą coś zmienić. Oczywiście catenaccio też jest pracochłonne, też trzeba się tego nauczyć. Jednak gdyby Wisła chciała grać defensywną piłkę, nie dzwoniłaby do mnie. Jeśli ktoś dzwoni do Petera Hyballi, to znaczy, że szuka ofensywnej i odważnej gry. Myślę, że w meczach z Cracovią i Legią można było już dostrzec zalążki tego nowego stylu. Ale pamiętajcie, że ja nie jestem czarnoksiężnikiem, jestem tylko trenerem.

ZOBACZ Wisła - Legia: zabójczy finisz mistrza Polski

ZOBACZ Hyballa: Wszystko mi jedno, kto będzie mistrzem

Źródło artykułu: