Po przejęciu Legii przez Czesława Michniewicza mistrzowie Polski szli w górę. W 8 ostatnich meczach zdobyli 20 punktów, nie doznając ani jednej porażki i rozsiedli się na fotelu lidera PKO Ekstraklasy. W Krakowie Wojskowi wygrali, ale nie wyglądali jak rozpędzeni obrońcy tytułu. Gdyby nie utrzymujące zespół w grze interwencje Artura Boruca i głupota Chuki, warszawianie mogli wrócić do stolicy na tarczy.
Peter Hyballa już w drugim meczu w roli trenera Białej Gwiazdy udowodnił, że nie bez przyczyny niemiecka federacja piłkarska chciała, by został etatowym wykładowcą w szkole trenerów. Jest cenionym w ojczyźnie teoretykiem, ale pokazał, że ma też praktyczne umiejętności.
Niemiec całkowicie zneutralizował potencjał Legii. W kilka dni dotarł do wiślaków i zmusił apatycznych za kadencji Artuar Skowronka piłkarzy do bezustannego pressingu i kontrpressingu. Można było przecierać oczy ze zdumienia. O takiej grze Hyballa mówił od pierwszego dnia pracy przy Reymonta 22, ale to, że udało mu się ją wyegzekwować już po kilku treningach, jest imponujące.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomasz Iwan ocenia grę reprezentacji Polski. "Kadra jest w trakcie budowy. Gra bez pomysłu i tożsamości"
Legioniści nie mieli spokoju w żadnym sektorze boiska. Nawet Artur Boruc, Artur Jędrzejczyk i Mateusz Wieteska byli pod ciągłą presją. Krakowianie byli jak spuszczone ze smyczy wygłodniałe psy i już w 12. minucie zostali za to nagrodzeni. Zmusili gości do kolejnego błędu przy wyprowadzeniu piłki spod swojej bramki i od razu ruszyli na ich bramkę.
Po chwili Georgij Żukow dośrodkował w pole karne do Yawa Yeboaha, a ten z klasą przyjął piłkę i pokonał Boruca strzałem w dalszy róg. Warto odnotować, że Żukow był tym, który przerwał atak Legii, by po chwili asystować przy golu Ghańczyka. Kazach nie zatrzymywał się nawet na sekundę - już teraz widać, że będzie jednym z faworytów Hyballi.
Gol nie zmienił oblicza meczu. Legia musiała odrabiać straty, ale była kompletnie bezradna. Michniewicz po kolejnych nieudanych akcjach swoich podopiecznych tylko kiwał z dezaprobatą głową. A gdyby do przerwy warszawianie przegrywali 0:2, nikt z nich nie mógłby czuć się pokrzywdzony. W 22. minucie, po błędzie Jędrzejczyka i Wieteski, oko w oko z Borucem stanął Felicio Brown Forbes. Weteran wyszedł z tego pojedynku obronną ręką i podał kolegom tlen. Po raz pierwszy i nie ostatni.
W drugiej połowie Wisła kontynuowała grę w "hyball". Tuż po zmianie stron przed polem karnym Legii Chuca zmusił do błędu Andre Martinsa, w efekcie czego w dobrej sytuacji znalazł się Forbes, ale uderzył obok bramki. Legia na pierwszą okazję czekała aż do 52. minuty, ale Mateusz Lis nie miał problemu ze złapaniem piłki po "główce" Pawła Wszołka.
Grający w coraz większych nerwach goście nie potrafili przejąć kontroli nad spotkaniem, a Wisła robiła swoje. W 71. minucie, po kolejnym błędzie Jędrzejczyka, po raz drugi oko w oko z Borucem stanął Forbes, ale i tym razem Kostarykanin musiał uznać wyższość bramkarza Legii. Chwilę później Boruc po raz trzeci zatrzymał Forbesa i znów utrzymał Legię w grze.
Jego koledzy z pola nie mieli argumentów, by zagrozić Wiśle, ale w 79. minucie rzut karny gościom podarował rywal. Chuca w niewytłumaczalny sposób sfaulował Luquinhasa, a "11" na gola zamienił Pekhart. Po stracie prowadzenia z gospodarzy uszło powietrze. Do tego zapłacili wysoką cenę za grę z dużą intensywnością przez 80 minut. W końcówce dali się zepchnąć do defensywy, a legioniści zostali nagrodzeni za konsekwencję.
Przez całe spotkanie koledzy szukali dośrodkowaniami Pekharta, ale Czech przegrywał pojedynki powietrzne z Michalem Frydrychem. W 89. minucie wyprzedził jednak rodaka i uderzył głową tak, że Lisowi pozostało tylko wyciągnąć piłkę z siatki. Tyle wystarczyło, by Legia wywiozła z Reymonta 22 komplet punktów.
Drużyna Michniewicza wygrała mecz, który mogła przegrać i nie mogłaby mieć o to pretensji - tak zdobywa się tytuł. Zaproponowany przez Hyballę sposób gry był dobry, Legia nie potrafiła sobie z nim poradzić, ale o zwycięstwie warszawian zadecydowała różnica jakości. Wisła stworzyła sobie więcej sytuacji bramkowych, ale znajdował się w nich Felicio Brown Forbes. Po drugiej stronie był niezawodny Tomas Pekhart. Najlepszy strzelec PKO Ekstraklasy wycisnął swoje szanse jak cytrynę i dał Legii trzy punkty.
Hyballa zmusił wiślaków do zupełnie innej gry, ale jego podopieczni popełnili te same grzechy co w poprzednich meczach - nie wygrali piątego kolejnego spotkania, w którym strzelili gola jako pierwsi. Cztery z tych spotkań przegrali, a jedno zremisowali. Wisła zaprezentowała się obiecująco, ale kolejna porażka sprawiła, że po 13. kolejce może spaść na przedostatnie miejsce w tabeli.
Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:2 (1:0)
1:0 - Yeboah 12'
1:1 - Pekhart (k.) 81'
1:2 - Pekhart 89'
Składy:
Wisła: Lis - Szot, Frydrych, Mehremić, Sadlok - Plewka, Żukow - Mak (46' Chuca), Savić, Yeboah - Forbes (82' Abramowicz).
Legia: Boruc - Juranović, Wieteska, Jędrzejczyk, Mladenović - Slisz, Martins, Valencia (68' Cholewiak) - Wszołek (59' Skibicki), Luquinhas - Pekhart.
Żółte kartki: Mak, Frydrych, Chuca, Sadlok (Wisła) oraz Martins (Legia).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Czytaj także: Nowe osoby w gabinetach Wisły Płock. Paweł Magdoń dyrektorem sportowym
Czytaj także: Rafał Kurzawa został wolnym piłkarzem. Nieudana przygoda Polaka w Amiens SC