Kiedy Daniel Levy podejmował trudną, ale niezbędną decyzję o rozstaniu z Mauricio Pochettino, wieszczono, że kończy się pewna era Tottenhamu. Z klubu odszedł bowiem trener, który ledwo co doprowadził go do finału Ligi Mistrzów i wydawało się, że jego rządy będą trwały przez kolejne lata. Słaba forma londyńczyków sprawiła jednak, że ostre cięcie było niezbędne, Levy miał jednak w rękawie asa.
Menedżerem Tottenhamu wkrótce ogłoszono Jose Mourinho. W środowisku zawrzało. Stołeczny klub dołączył tym ruchem do elity. Kilka lat temu o zakontraktowaniu Portugalczyka mogli marzyć jedynie najwięksi i najbogatsi, a chociaż ostatnio wiodło mu się ze zmiennym szczęściem, przybycie do północnego Londynu można było określić mianem niespodzianki. Skoro jednak udało się pozyskać tak znanego fachowca, nie mogło również dziwić, że postawiono przed nim ambitne cele.
Głód sukcesu
Nikt nie oczekiwał od Mourinho cudów od zaraz. I słusznie, ponieważ pierwsze tygodnie i miesiące pracy wykorzystał na porządki i przygotowywanie gruntu pod letnie okienko transferowe. "The Special One" spokojnie przestawiał pionki na nowej szachownicy, za każdym razem podkreślając, że potrzebuje czasu na zbudowanie drużyny, która będzie odpowiadała jego standardom, i którą będzie mógł nazwać autorską. W dokończonym sezonie 2019/20 nie udało się co prawda wprowadzić Spurs do Ligi Mistrzów, ale im bliżej następnej kampanii, tym coraz więcej osób zaczęło zadawać sobie pytanie, czy to jest właśnie ten czas, kiedy gablota na trofea w klubie z Londynu powinna zostać przetarta z kurzu.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomasz Iwan ocenia grę reprezentacji Polski. "Kadra jest w trakcie budowy. Gra bez pomysłu i tożsamości"
W muzeum Tottenhamu można obejrzeć między innymi dwa trofea za mistrzostwo kraju, dwa Puchary UEFA, Puchar Zdobywców Pucharów czy osiem złotych medali za triumfy w FA Cup. To jednak historia, od ostatniego wymiernego sukcesu Kogutów minęło wiele lat. Zatrudnienie Mourinho i legenda związana z tym, jak zespoły grają w drugich sezonach jego urzędowania, dawały z kolei podstawy do myślenia, że posucha rozpoczęta w 1991 roku w końcu zostanie przerwana.
57-letni Mourinho prowadził już kilka zespołów i przy okazji opuszczania każdego z nich, mit przybierał na sile. Podczas słynnego drugiego sezonu Mou jego drużyny notowały znakomite wyniki i prawie zawsze zdobywały jakieś trofeum. Zaczęło się w FC Porto, z którym Mourinho sięgnął w drugim sezonie po potrójną koronę, a więc mistrzostwo i krajowy puchar, a także Puchar UEFA. W trakcie dwóch kadencji w Chelsea, kiedy przychodziło do drugich kampanii, The Blues sięgali po mistrzostwo Anglii. Real Madryt wygrał LaLigę w niebywałym stylu, przekraczając granicę stu punktów, a Inter Mediolan do tytułu mistrzowskiego we Włoszech dołożył złoto za wygranie Coppa Italia oraz Ligi Mistrzów.
Kłam tej teorii daje się zadawać kadencja menedżera na Old Trafford. W odróżnieniu od wcześniejszych klubów, tu zakończyło się na wicemistrzostwie Anglii, ale trzeba jednak mieć na uwadze, że Manchester United z sezonu 2017/18 nie był tak mocny, a w całej stawce ustąpił miejsca jedynie Manchesterowi City, a więc drużynie, która w tamtym okresie wyprzedzała resztę stawki Premier League o dwie długości.
"Zakończenie rozgrywek ligowych na drugim miejscu przy tym ludzkim materiale, to naprawdę cholernie duże osiągnięcie. Drużyna Mourinho wyprzedziła o sześć punktów Liverpool, który kilkanaście miesięcy później zdobył ich w lidze niemal sto" - pisze "The Athletic". Żeby z kolei nie było tak, że magik całkowicie utracił zdolności, warto przypomnieć, że sezon wcześniej wyjął on z kapelusza zwycięstwo w Lidze Europy i nie zakończył pobytu w Manchesterze bez skalpu.
Time to deliver
Levy zatrudniając Mourinho, stawiał więc na pewniaka. Menedżera, który swoje już w karierze wygrał, ale w obliczu bezustannego deprecjonowania jego dorobku, miał wciąż sporo do udowodnienia. Szef Tottenhamu miał wielkie oczekiwania. W serialu dokumentalnym "All or Nothing" przygotowanym przez Amazona, dał jasno do zrozumienia, że czas najwyższy, by klub potwierdził przynależność do elity w bardziej namacalny sposób.
- Kiedy przyszedłem tu w 2001 roku, Tottenham był znacznie mniejszym klubem niż obecnie. Bo dziś wkroczyliśmy w czas, w którym wygrane są nam potrzebne - powiedział.
Puchary zdefiniowały więc kadencję Jose od samego początku. Żadnych półśrodków, czy kilku przejściowych sezonów. Time to deliver, jak się mówi po angielsku, dowieźć trzeba było tu i teraz. A kiedy najlepiej spełnić zamierzony cel, jeśli nie w swoim drugim magicznym sezonie?
Żeby z kolei nie było już całkowicie żadnego pola do wymówek, Levy - mimo że Tottenham musi spłacać ogromny kredyt zaciągnięty na poczet budowy stadionu - postanowił spełnić w lecie wszystkie zachcianki trenera. Do północnego Londynu zawitali więc Hojbjerg z Southampton, Doherty z Wolves, Rodon ze Swansea, a także Reguilon i Gareth Bale z Realu Madryt. Szczególnie to ostatnie nazwisko, chociaż nieco nadwątlone, budziło respekt i dało sygnał, że w klubie grają odważnie.
Ćwiartka dla Kogutów
Kiedy londyńczycy zaczęli nowy sezon od domowej porażki z Evertonem, niektórzy zaczęli powątpiewać w to, czy Mourinho nadal ma "to coś". Czy wciąż jest w stanie porwać drużynę, sprawić, by piłkarze poszli za nim w ogień. Później jednak przyszedł mecz z Southampton na wyjeździe (5:2), delegacja do Manchesteru United (6:1) czy w końcu zwycięstwo nad Manchesterem City (2:0). Tottenham wciąż miewał słabsze i lepsze momenty, jednak w tych najważniejszych grach nie zawodził, a podopieczni Mourinho zdobywali coraz większą pewność siebie. A także przekonanie, że trener prowadzi ich we właściwym kierunku.
Przeobrażenie, które dokonało się w zespole widać gołym okiem. Harry Kane nie jest już wyłącznie egzekutorem, ale liderem, który już w listopadzie ma na koncie dwucyfrówkę goli i asyst. Jego współpraca z Hueng-min Sonem już wcześniej układała się bardzo dobrze, ale w tym sezonie weszła na zupełnie inny poziom i dziś można o tym duecie mówić, jako o jednym z najlepszych w historii ligi.
Znakomicie prezentuje się środek pola, gdzie rządy twardej ręki sprawuje jeden z najwierniejszych generałów Mourinho - Pierre-Emile Hojbjerg. A po wyeliminowaniu słabych ogniw, zaczęła się zazębiać także gra defensywna, co zawsze było znakiem rozpoznawczym drużyn Portugalczyka.
Po ostatniej wygranej z drużyną Pepa Guardioli, która w przypadku Mourinho zawsze smakuje szczególnie, Koguty awansowały na pozycję lidera. Londyńczycy przewodzą tabeli na tym etapie sezonu pierwszy raz od 1985 roku, kiedy to spoglądali na stawkę z góry po 23. kolejce.
Portugalczyk w swoim stylu kokietuje jednak media, twierdząc, że Tottenham wcale o mistrzostwo Anglii nie walczy. - Ludzie nie mogą oczekiwać, że po zaledwie jednym sezonie budowy drużyny będziemy gotowi na grę o pierwsze miejsce - komentował przed kamerami BBC.
Słowa Mourinho nikogo jednak nie powinny zmylić. Stary lis próbuje nabrać wszystkich dookoła i zdjąć nieco presji z barków piłkarzy, ale prawda jest taka, że chce wrócić na należne mu miejsce.
W niedzielę, w ramach 12. kolejki Premier League, Tottenham zagra na wyjeździe z Crystal Palace. Początek spotkania o godz. 15:15.
Grzegorz Garbacik, "Piłka Nożna"
Premier League: kolejna porażka West Bromwich Albion, Kamil Grosicki w końcu zagrał
Premier League. Fatum zawisło nad Liverpoolem. Poważna kontuzja ważnego zawodnika