Do końca swojego życia Diego Maradona był czynny zawodowo. We wrześniu bieżącego roku został trenerem klubu z I ligi argentyńskiej - Gimnasia y Esgrima La Plata. Po raz ostatni zespół z ławki poprowadził 30 października, w dniu swoich 60. urodzin, co według prezesa klubu, było błędem.
Dla Gimnasii był to pierwszy mecz od marca, gdy pandemia koronawirusa dotarła do Argentyny. W grupowej fazie Pucharu Ligi zespół Maradony wygrał z CA Patronato 3:0. Według prezesa klubu, Gabriela Pellegrino, 60-latek nie powinien się jednak pojawiać na meczu ze względu na swój stan zdrowia i pandemię.
- Z klubem uważamy, że nie był to dobry pomysł, aby wychodził na boisko. Zarówno ze strony federacji, jak i ligi nie było też takich żądań. Nie wiem, czy ktoś go do tego zmusił, ale nie mieli jaj, by mu powiedzieć, żeby nie szedł. Czasami trzeba było mu mówić "nie" - grzmi Pellegrino w rozmowie z agencją Telam.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki wspomina spotkania z Diego Maradoną. "Geniusz piłkarski"
Prezes zapewnia, że długo nie wiedział o przyjeździe na mecz Maradony. - Do jego świata było bardzo trudno się dostać. Dowiedzieliśmy się, że idzie na stadion godzinę wcześniej - podkreślił prezes klubu.
- Jego śmierć sprawiła mi wielki smutek, bo Diego był piłką nożną, przewyższał wszystko. A z drugiej strony jestem zły, bo ludzie z otoczenia nie dbali o niego - oskarża Pellegrino.
Kilka dni po swoich urodzinach Maradona wylądował w szpitalu, gdzie wycięto mu krwiaka z mózgu. Dwa tygodnie temu wrócił do domu. Był pod 24-godzinną opieką lekarską, ale w ostatnią środę nie udało się go uratować. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci była niewydolność serca, która wywołała ostry obrzęk w płucach.
Czytaj też:
-> Prokuratura odpowiada na oskarżenia prawnika Diego Maradony. Ujawniono rozmowę z dyspozytorem pogotowia
-> Wszczęto śledztwo ws. śmierci Diego Maradony. "Istnieją już nieprawidłowości"