W dniu śmierci Diego Maradony w jego domu w Tigre przebywała pielęgniarka Dahiana Gisela Madrid. To ona o godz. 12:10 stwierdziła, że legendarny piłkarz nie ma pulsu i wraz z zespołem medycznym rozpoczęła resuscytację. Kilka minut później na miejscu zjawiło się kilka karetek pogotowia, ale 60-latka nie udało się uratować.
W raporcie napisanym dla firmy medycznej, w której Madrid pracuje, pielęgniarka dokładnie opisała poranną zmianę. W sądzie zeznała jednak, że przy jednym punkcie skłamała, ponieważ firma ją do tego zmusiła.
Chodzi o sytuację z godz. 9:20. Zgodnie z raportem, Madrid weszła do pokoju Maradony, który "odmówił wykonania kontroli parametrów życiowych". Pod przysięgą pielęgniarka stwierdziła jednak, że rzekoma próba badania lekarskiego w tym czasie nie miała miejsca, a do takiego zapisu w raporcie zmusiła ją firma medyczna, w której jest zatrudniona.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki wspomina spotkania z Diego Maradoną. "Geniusz piłkarski"
Pozostałe informacje w raporcie mają być już prawdziwe. Zgodnie z nimi, ostatnią osobą, która widziała Maradonę żywego była wcześniej dyżurująca pielęgniarka, która na koniec zmiany, o godz. 6:30, weszła do jego pokoju i po kontroli stwierdziła, że legendarny piłkarz oddycha normalnie. Godzinę później Madrid słyszała jak pacjent porusza się po pokoju i wchodzi do łazienki.
Pełny tekst raportu, do którego doszła agencja Telar:
6:30 - zmiana warty, pacjent odpoczywa
7:30 - słychać jak chodzi po pokoju i korzysta z łazienki
8:30 - nadal odpoczywa
9:20 - pacjent odmawia wykonania kontroli parametrów życiowych (pielęgniarka stwierdziła pod przysięgą, że ten zapis został wymyślony przez firmę, w której pracuje - przyp. red.),
10:45 - jestem poinformowana, że doktor Cosachov (psychiatra) jest w drodze z psychologiem. Doktor stwierdził, by poczekać na podanie leku, ponieważ on je zmodyfikuje.
11:55 - Dr Cosachov przygotowuje lekarstwa, przekazuje mi, a ja wchodzę do pokoju pacjenta z psychologiem Carlosem Diazem. Po kilku próbach dzwonienia do pokoju pacjent nie odpowiada. Komentuję, że się nie budzi. Potem wchodzą jego siostrzeniec Jonatan i sekretarz Maxi. Wołają, że jest nieprzytomny.
12:10 - Szybko wchodzę do pokoju i stwierdzam, że nie ma pulsu, zaczynam wykonywać podstawową resuscytację krążeniowo-oddechową i proszę personel o zastosowanie metody usta - usta. Proszę o wezwanie pomocy, która przyjeżdża do domu.
Resuscytacja krążeniowo-oddechowa jest wykonywana przez około 30 minut, po czym przyjeżdżają jeszcze cztery karetki. Wykonywane są zaawansowane manewry RKO. Cały personel medyczny na zmianę wykonuje manewry.
Zgodnie z raportem pielęgniarki, która miała nocną zmianę przed śmiercią Maradony "była ona ostatnią osobą, która zobaczyła go żywego ok. godz. 6:30 rano, w czasie zmiany warty. Znalazła go leżącego w łóżku, upewniła się, że śpi i oddycha normalnie".
W piątkowym oświadczeniu prokuratura stwierdziła, że od momentu zgłoszenia do przyjazdu karetki minęło 12 minut, co znacznie rozmija się z zarzutami prawnika Maradony. Według niego na pogotowie czekano pół godziny (więcej TUTAJ).
Zgodnie z ustaleniami Maradona zmarł ok. godz. 12:00 w środę, po tym, jak psycholog i osobisty psychiatra weszli do pokoju i zauważyli, że Argentyńczyk nie reaguje, gdy próbują go obudzić. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci legendarnego piłkarza była niewydolność serca, która wywołała ostry obrzęk w płucach.
Jako ostatni z 60-latkiem rozmawiał siostrzeniec Jonatan Esposito, któremu Maradona przekazał, że źle się czuje (więcej TUTAJ).