Po meczu z Holandią selekcjoner reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek zarzucił telewizji manipulację, a także zaatakował dyrektora TVP Sport Marka Szkolnikowskiego.
- Przed meczem nie rozmawiałem z prezesem Bońkiem na temat mojej przyszłości. Nie usłyszałem sugestii, jaki wynik może zaważyć na mojej przyszłości, takiej rozmowy nie było. Nie mam Twittera, nie żyję mediami społecznościowymi, tylko skupiam się na swoich obowiązkach. Wydaje mi się, że jeśli ktoś jest szefem telewizji, to nie wiem, czy jest odpowiednią osobą, by zabierać głos na ten temat - powiedział selekcjoner na konferencji prasowej.
- Jestem kibicem i mam prawo do wyrażania opinii. Gdy coś mi się podobało w grze kadry, również o tym mówiłem. Z drugiej strony jestem dyrektorem telewizji sportowej, która płaci pieniądze za prawo do pokazywania kadry narodowej. Moim zadaniem jest dbać o jak najlepszy kontent, bo to ma wpływ na oglądalność - odpowiada Marek Szkolnikowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Pisał pan, że Włodzimierz Szaranowicz nawoływał do zwolnienia Franciszka Smudy pół roku przed EURO 2012, jesteśmy teraz w podobnej sytuacji?
Marek Szkolnikowski: Tak sądzę. Dziś, patrząc na naszą grę, jedziemy na Euro, żeby powalczyć z coraz mocniejszą Słowacją i dalej liczymy na farta w meczu ze Szwecją. Na Hiszpanię wychodzimy jak na egzekucję. Z Hiszpanami na 10 meczów przegramy dziś... 10. Za kadencji Brzęczka graliśmy 8 meczów z zespołami z góry, w tym cztery z Włochami, dwa z Portugalią, dwa z Holandią. Bilans to 0-3-5. Dwa z trzech remisów wyszarpaliśmy bardzo szczęśliwie. Jeden to mecz z Włochami w Bolonii, pierwszy za kadencji Brzęczka. Myślę, że od tamtej pory mieliśmy prawo spodziewać się postępu, a nic takiego nie nastąpiło.
Jest sens zmieniać selekcjonera na pół roku przed turniejem?
Smudy nie zmieniono i efekt był taki, że na EURO 2012 na własnych stadionach ponieśliśmy klęskę. Jeśli chcemy jechać na najbliższe mistrzostwa tylko po to, żeby je zaliczyć, to nie ma sensu zmieniać selekcjonera. Ale jeśli chcemy cokolwiek osiągnąć, to trzeba to zrobić. Dziś mamy fantastyczne pokolenie zawodników. Jest bramkarz na światowym poziomie, do tego najlepszy napastnik świata, kilku dobrych i bardzo dobrych zawodników. Chodzi jedynie o to, żeby wykorzystać potencjał tej drużyny. Zobaczmy na Islandię i Walię podczas EURO 2016 czy też Szwecję i Rosję podczas mundialu 2018. To były drużyny, które pokazały, co oznacza maksymalne wykorzystanie potencjału. Nie mówię przecież, że mamy wygrać EURO, ale obecnie nie potrafimy wykorzystać nawet w niewielkim stopniu tego, co mamy. Tymczasem przykłady z całego świata pokazują, że nagle może wejść ktoś, kto widzi więcej i zmienić oblicze zespołu. Trener czy selekcjoner musi mieć wizję. Pierwszy z brzegu to Hansi Flick, który szybko poukładał sytuację w Bayernie.
OK, ale mówimy o piłce z najwyższej półki.
Oczywiście, o takim selekcjonerze marzę. Jeśli Boniek ma takie kontakty, dlaczego nie podpisze krótkoterminowego kontraktu np. za 3 mln euro z trenerem z nazwiskiem, takim jak np. Sarri. To da nam realną szansę. Chyba trzy czwarte Polski widzi, że przez dwa lata ta drużyna nie zrobiła postępu. Tymczasem do turnieju mamy 7 miesięcy, 5 spotkań, zgrupowanie, można sporo zmienić. Zresztą, wiosną, jeszcze przed EURO, gramy 3 mecze eliminacji mistrzostw świata. Jeśli zagramy dobrze, a zawalimy EURO, to mamy budować od nowa? A jeśli zagramy słabo, to co? Zwalniać selekcjonera przed turniejem czy jednak dograć mimo zdemolowanej atmosfery? A tu trzeba brać pod uwagę, że raczej ten drugi scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Z drużyn, które znajdą się w pierwszym koszyku do losowania grupy eliminacyjnej mundialu, teoretycznie osiągalne mogą być Dania i Chorwacja. Ale podkreślam: czysto teoretycznie. Z taką grą jak obecnie nie mamy w meczach z nimi czego szukać.
Czy zmiana selekcjonera gwarantuje cokolwiek?
Chodzi o danie sobie szansy. Obecnie nie jest powiedziane, że wygramy ze Słowacją. To nie jest słaby zespół, zresztą właśnie zmienili selekcjonera i przyszły efekty. Może się okazać, że będą dla nas jak Korea, Ekwador, Senegal. To kwestia jednego meczu. My - powtórzę - mamy wyjątkowe pokolenie i nie musimy jechać na EURO dla udziału. Możemy wygrać ze Słowacją i Szwecją, awansować do drugiej rundy, tam zagrać "mecz życia" z jakimś mocnym rywalom i... zobaczymy, co dalej. Dajmy sobie szansę.
Proszę porównać kadencję Jerzego Brzęczka do tego, co graliśmy za Adama Nawałki. Wtedy rywalizowaliśmy jak równy z równym z Niemcami. Przecież we Frankfurcie, mimo porażki, zagraliśmy znakomicie, we Francji podczas mistrzostw Europy byliśmy równorzędnym rywalem. Graliśmy niezłe mecze ze Szwajcarią i Portugalią, gdzie niewiele zabrakło nam do półfinału.
Czy Brzęczek ma mniejszy potencjał? Moim zdaniem nie. Musimy wyjść jak Lech na Benfikę, odważnie, z pomysłem, grać na 120 procent, wykorzystywać atuty, stałe fragmenty gry, które - jak pokazał mundial - są kluczowe. Musimy mieć kilka ciekawych rozwiązań taktycznych, którymi zaskoczymy rywala. Tymczasem na razie jest chaos, brak pomysłu i nie ma widoków na to, że coś może się zmienić. Trudno pogodzić mi się z tym, że marnujemy historyczną szansę.
A jak odniesie się pan do zarzutów manipulacji? W sieci pojawił się wycinek meczu, gdzie Brzęczek wydaje jakieś komendy w stronę Lewandowskiego, ten mówi coś do niego. Można odnieść wrażenie, że lekceważącym tonem, ale wy dajecie to z sugestywnym podpisem "Miłość kwitnie".
To był obrazek z transmisji, który zaczął krążyć po sieci i stał się wiralowym hitem. Chwilę po meczu zapytaliśmy Roberta Lewandowskiego o sprawę i natychmiast zdusiliśmy temat w zarodku. Słowa o manipulacji są niefortunne i nie powinny mieć miejsca. Nikt niczego nie montował ani nie manipulował.
Miłość kwitnie wokół nas... #kadra2020 #tvpsport pic.twitter.com/QoBoXsDtJA
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 18, 2020