Wynik 2:0 na pewno jest ważny. Nawet w sparingu. Buduje tę drużynę, która niedawno nie była akceptowana w kraju. Jerzy Brzęczek jeszcze niedawno wydał swoją kuriozalną autobiografię, PZPN kręcił o nim pr-owe filmiki. Próby ocieplenia wizerunku wyglądały groteskowo. Selekcjoner był chyba jedną z najbardziej nieakceptowanych osób w polskim sporcie. "Popularnością" dorównywał chyba tylko niektórym nielubianym politykom.
Od czasu gdy ta niechęć osiągnęła apogeum, minęły cztery mecze. Dziś Brzęczek ma względny spokój, nikt go nie atakuje, atmosfera jest dobra. Potwierdza to starą zasadę, że w piłce o wszystkim decyduje gra. Grasz źle albo grasz dobrze. Jeśli grasz źle, zaklęcia nie pomogą, jeśli dobrze, nie są potrzebne.
W meczu Polski z Ukrainą Brzęczek postawił na zmienników, a ci nie zawiedli. Oczywiście Ukraina miała szanse, nawet miała ich więcej, co potwierdzają pomeczowe statystyki. Wizerunek kadry uratował Łukasz Skorupski, który popisał się kilkoma świetnymi interwencjami. I to pierwszy plus. Mamy dobrego bramkarza numer 3. Takiego, który w razie czego nie będzie osłabieniem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak strzela brat Wayne'a Rooneya. Bramka-marzenie
Wiemy też, że mamy znakomite zabezpieczenie dla duetu Kamil Glik - Jan Bednarek. Kolejny bardzo dobry mecz zagrał bowiem Sebastian Walukiewicz, który w przyszłości ma szansę stać się filarem drużyny narodowej. Wysoką klasę w środku pola potwierdzili Jacek Góralski i Mateusz Klich. Trzeba tu pamiętać, że graliśmy z naprawdę mocną Ukrainą, że nie był to skład rezerwowy naszych rywali. To pokazuje, że powoli Brzęczek uwalnia się od duetu Grzegorz Krychowiak - Piotr Zieliński, który wcześniej wydawał się niemożliwy do zastąpienia i który zawodził.
W meczu z Ukrainą Zieliński znowu rozczarował. Ok, zaliczył asystę i chwała mu za to, ale wciąż liczymy na to, że zrobi coś ekstra, zgubi rywala, da dwa, trzy takie podania, że zaszokuje publiczność. Tego nie ma. Zawsze łudzę się, że czas działa na korzyść Zielińskiego, że jest jak wino, ale on ma już 54 mecze w kadrze narodowej. Jest w niej, a jakby go nie było. Jak już zagra świetny mecz, chciałoby się, żeby poszedł za ciosem. Ale nie idzie, tak od lat. Nie jest już dzieckiem, więc na pewno rywalizacja i presja dobrze mu zrobi.
Sporym osiągnięciem kadencji Brzęczka jest właśnie uwolnienie się od tych dużych nazwisk. Ma dziś w środku pola kilku solidnych zawodników, jest też Karol Linetty, który w meczu z Bośnią pokazał, że ma sporo do zaoferowania.
Wcześniej tego nie było, mam wrażenie, że grając z Krychowiakiem tracił atuty. Krychowiak to pożeracz dusz, ma on tak wielką i silną osobowość, że inni piłkarze oddają mu swoje atuty i zadowalają się rolą statysty.
Bardzo fajnie wprowadza się do drużyny Jakub Moder i też nie jest powiedziane, że nie może być zawodnikiem pierwszego wyboru. Ma atuty, odbiór, szybkie wyjście do ataku, strzał z dystansu.
Problem jest cały czas z przodu. Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik we dwóch nie mają takiej siły ognia, jak sam Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu cofa się, rozgrywa piłkę z pomocnikami, pomaga kreować sytuacje, jest zdecydowanie bardziej wszechstronny. Nie ma dziś alternatywy dla niego.
W ostatnich czterech spotkaniach pod wodzą Brzęczka widzieliśmy różne oblicza kadry. Z rezerwowymi drużynami Finlandii czy Bośni i Hercegowiny potrafiliśmy zdominować wydarzenia na boisku. Z mocnymi Włochami i solidną Ukrainą, raczej graliśmy defensywnie. Te cztery mecze łączy to, że żadnego nie przegraliśmy. Bilans 3-1-0 i bramki 10:1 sprawi, że zawodnicy poczują się jeszcze mocniejsi. Pozycja tej kadry rośnie z meczu na mecz i dziś na mistrzostwa Europy możemy patrzeć z coraz większym optymizmem.