Zagubiony, schowany za plecami innych. Podania? Najczęściej do najbliższego. Kreacja? Nie uświadczono. I tak dalej i tak dalej. Przez lata recenzje występów Karola Linettego w reprezentacji Polski wyglądały niemal tak samo. Piłkarz nie przekonywał za kadencji Adama Nawałki, Jerzy Brzęczek na długo w ogóle skreślił go z listy powoływanych.
Bardzo dobra gra pomocnika we Włoszech sprawiła, że selekcjoner postanowił dać mu kolejną szansę. I na pewno nie żałuje. To właśnie 25-latek jest największym wygranym październikowego zgrupowania reprezentacji Polski. Akcje żadnego z pozostałych kadrowiczów nie poszły tak w górę.
Kibice domagali się Linettego
Owszem, Finlandia wyszła na mecz z nami trzecim garniturem. Oczywiście, Bośniacy już po kwadransie byli zmuszeni do gry w osłabieniu. Takich rywali nie zobaczymy na przyszłorocznych mistrzostwach Europy i nie ma co popadać w hurraoptymizm, podobnie jak przy ocenianiu pozostałych reprezentantów Polski.
ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. Polska - Bośnia i Hercegowina. Szczere wyznanie Macieja Rybusa. "To nie byłoby fair"
Najistotniejsze jednak, że największa zmiana zaszła u samego zawodnika. Być może poczuł, że to jego ostatnia szansa i w przypadku kolejnego zawodu Brzęczek już go nie powoła? A czasu na eksperymenty już nie będzie, bo wiosną ruszają eliminacje do mistrzostw świata. Kto teraz wypadnie z pociągu, przed EURO 2020 może nie zdążyć go już złapać.
A może sam selekcjoner dał mu odczuć, że nie zdejmie go z boiska po pierwszym błędzie? Nie jest tajemnicą, że Linetty jest zawodnikiem potrzebującym wsparcia od trenera, wtedy gra najlepiej. Tak było w Sampdorii, gdzie dostał opaskę kapitana. Tak jest w Torino, do którego znający go Marco Giampaolo ściągnął go w pierwszej kolejności.
Linetty wreszcie wyglądał, jak pan reprezentant. Brał na siebie mityczny ciężar gry, nie bał się grać odważnie, szukał niekonwencjonalnych rozwiązań. Podanie prostopadłe? Proszę bardzo. Zagranie piętą? A i owszem. Pokazywanie się do gry? Też. W obu spotkaniach był numerem jeden drugiej linii.
Piłkarz Torino pokazał się z tak dobrej strony w meczu przeciwko Finlandii, że oczekiwano go w "11" na spotkanie z Włochami. Zyskał tylu kibiców, że pojawienie się w składzie wyjściowym zamiast niego Krychowiaka wywołało falę krytyki internautów. Po słabym występie piłkarza Lokomotiwu apel do Brzęczka był jeden - Linetty do składu. O tym jeszcze kilka miesięcy temu 25-latek nawet nie mógł marzyć.
Z kolei po meczu z Bośnią i Hercegowiną już pojawia się wiele głosów, że to czwórka Karol Linetty, Jacek Góralski, Jakub Moder i Mateusz Klich powinna mieć najwyższe notowania u selekcjonera nie tylko przed listopadowymi spotkaniami kadry, ale też na EURO 2020. Bez Krychowiaka, bez Piotra Zielińskiego.
Piąte koło u wozu
Polski kibic ma skłonności do popadania ze skrajności w skrajność. Przecież Karol Linetty właśnie przez fanów był do tej pory traktowany w kadrze jak piąte koło u wozu. Choć w el. do MŚ w 2018 grał regularnie, to spisywał się przeciętnie. Mógł jednak liczyć, że na turnieju będzie blisko podstawowej "11". W Rosji sam mógł się jednak poczuć niepotrzebny.
Pomocnik znalazł się w kadrze na turniej, jednak jako jedyny zawodnik z pola nie zagrał tam ani minuty. Potem wyszło na jaw, że gdyby zdrowy był Krzysztof Mączyński, Linetty w ogóle nie pojechałby na MŚ.
- Drugi raz pojechałem na mistrzostwa, wcześniej byłem na ME, i drugi raz nie zagrałem. Nie było to przyjemne uczucie. Byłem zły. Nawet bardzo zły. Do rozmowy z trenerem nie doszło. Nie chciałem zawracać nikomu głowy, pytać trenera o powody, prosić o rozmowę. Bardziej czekałem, aż trener sam weźmie mnie na bok i wytłumaczy, coś powie. Uważam, że zasłużyłem na grę, ale selekcjoner zdecydował inaczej - mówił po MŚ w rozmowie z WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).
Kadencja Jerzego Brzęczka? W meczu towarzyskim z Irlandią nowy selekcjoner daje mu szansę, Linetty gra 90 minut, jednak zawodzi, nie wyróżnia się niczym. Miesiąc później w spotkaniu z Włochami w Lidze Narodów Linetty słucha hymnu jeszcze na boisku, ale w przerwie zostaje zdjęty z murawy. Chcąc nie chcąc, selekcjoner wskazał winnego słabej gry Polaków.
Tym bardziej że później już nie daje mu szans. Nawet jeśli pomocnik jest powoływany, to siedzi na ławce rezerwowych. Z kolei cztery ostatnie spotkania reprezentacji przed wybuchem pandemii koronawirusa ogląda już z Genui.
Lepiej późno niż później
Pandemia przerwała wtedy świetną passę Linettego w klubie. Został kapitanem Sampdorii, miał wielki wkład w utrzymanie drużyny w Serie A. Latem postanowił jednak odejść i w sierpniu odszedł do Torino. U trenera ma pewne miejsce w "11", czuje jego zaufanie.
25-latek jest ceniony w Italii za swoją wszechstronność. W Sampdorii nie był przecież przywiązywany do środka pola - Claudio Ranieri wystawiał go wielokrotnie na boku pomocy i nie żałował. Doświadczony szkoleniowiec wiedział, że przydadzą mu się tam nie tylko piłkarskie atuty Polaka, ale też agresja, zadziorność i determinacja w odbiorze piłki.
Bo chyba jeszcze tylko w Polsce Linetty jest uważany za człowieka, który boi się własnego cienia. W Italii opinie o nim są zgoła odmienne. Gdyby tak było, nigdy nie dostałby opaski kapitana w poważnym przecież klubie.
Dobrze, że wreszcie przełożył to na reprezentację Polski. W spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną strzelił swojego drugiego gola w barwach narodowych, na którego czekał blisko 7 lat, a dokładnie 2461 dni.
Zbigniew Boniek podziękował kibicom--->>>
Wielka przemiana Jerzego Brzęczka. Czytaj więcej--->>>