PKO Ekstraklasa. Czesław Michniewicz trenerem Legii Warszawa. Już zna smak sukcesu na jej stadionie

Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz
Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz został ogłoszony nowym trenerem Legii Warszawa. Na renomę na polskim rynku szkoleniowców zapracował sobie m.in. triumfami na stadionie przy Łazienkowskiej. Na tym obiekcie wygrywał przed laty mistrzostwo i Puchar Polski.

Czesław Michniewicz w pierwszej dekadzie XXI w. poznał już smak sukcesu na stadionie Legii Warszawa. Nowy trener "Wojskowych" wygrywał przy Łazienkowskiej najpierw Puchar Polski, a później mistrzostwo Polski. W obu przypadkach zakończył wieloletnie wyczekiwanie na trofeum klubów, które wówczas trenował. Oba te triumfy przeszły do historii współczesnej polskiej piłki klubowej.

Puchar Polski i napaść kibiców

W 2004 r. Lech Poznań prowadzony przez Michniewicza grał w finale Pucharu Polski z Legią. Wtedy obowiązywała zasada finałowego dwumeczu. Pierwsze spotkanie odbyło się w stolicy Wielkopolski - "Kolejorz" wygrał je 2:0 po golach Piotra Reissa.

Dwa tygodnie później doszło do rewanżu przy Łazienkowskiej. - Gramy o chwałę, o honor i o coś więcej panowie - o historię tego klubu, o historię dla Was, dla każdego - tak przed meczem motywował swoich piłkarzy Michniewicz. Legia wygrała 1:0 po bramce Piotra Włodarczyka z rzutu karnego. To było jednak za mało, by doprowadzić do dogrywki, której poznaniacy mocno się obawiali.

ZOBACZ WIDEO: Reprezentanci Polski grają lepiej w klubach, niż w kadrze narodowej. O co tutaj chodzi? "To jest jedyne wytłumaczenie"

- Wiedzieliśmy, że w Warszawie czeka nas strasznie trudne zadanie. Byliśmy przekonani, że sędzia nie będzie nam sprzyjał, że zawodnicy i kibice Legii zrobią wszystko, by nam ten puchar odebrać. Końcówka była dramatyczna. Do przerwy dwóch naszych zawodników musiało zostać zmienionych z powodu kontuzji i zdawaliśmy sobie sprawę, że jeżeli nie wygramy w 90 minutach, to w dogrywce czekać nas będzie ekstremalnie trudne zadanie - opowiadał w jednej z rozmów Reiss.

Na stadionie w Poznaniu miało nie być kibiców gości. Sektor dla nich był pusty, ale zasiedli za to w innych sektorach. Kibice Lecha dogadali się z fanami stołecznych, że udostępnią im swoje miejsca. W Warszawie już tak przyjaźnie nie było. Rozczarowani kibice "Wojskowych" zaatakowali piłkarzy z Poznania, gdy odbierali medale. Trofeum i zespołu postanowił bronić Piotr Świerczewski własnymi rękoma. Gdy stawił opór chuliganom, ci się wycofali.

Wzniesienie trofeum na Łazienkowskiej miało swój wyjątkowy smak. Czesław Michniewicz miał wówczas 34 lata. W tak młodym wieku zakończył 11-letnie czekanie fanów "Kolejorza" na zdobycie jakiegokolwiek trofeum. W tym samym roku "Kolejorz" wygrał Superpuchar Polski. Ten rok był początkiem odbudowy wielkiego Lecha Poznań.

- Lubię powtarzać, że było biednie, ale godnie. Zarząd robił wszystko, by w tych trudnych czasach niczego nam nie brakowało. Czasem oczywiście zdarzały się trudne momenty. Zdarzało się, iż musieliśmy opóźnić wyjazd na mecz, bo przelew do hotelu nie mógł dotrzeć na czas. Wszelkie problemy rekompensowała jednak fenomenalna atmosfera. Byliśmy jedną, wielką rodziną - twierdzi Michniewicz.

Wyjątkowe mistrzostwo

Sezon Ekstraklasy 2006/2007 był naprawdę zaskakujący. O mistrzostwo nie biły się Legia, Lech czy Wisła Kraków, ale Zagłębie Lubin i GKS Bełchatów. W pewnym momencie liderem tabeli była Korona Kielce. Spotkanie z nią w 10. kolejce było dla lubinian przełomowe.

- Pojechaliśmy do Kielc, do lidera. Wygraliśmy 2:1. Powiedziałem w szatni, że ten zespół będzie mistrzem Polski. Nie wiem, czy w tym sezonie, czy w przyszłym, ale na pewno będzie mistrzem Polski - wspominał Michniewicz.

Na kolejkę przed końcem "Miedziowi" przejęli pozycję lidera tabeli. W 29. serii gier pewnie wygrali z Widzewem Łódź. Bełchatów przegrał z "Białą Gwiazdą". W ostatniej kolejce zespół Czesława Michniewicza musiał wygrać w Warszawie z Legią.

Choć trener Zagłębia był przekonany, że jego zawodnicy są lepsi od legionistów, to stołeczni nie zamierzali odpuścić tego spotkania. Chociaż trzecie miejsce w tabeli mieli pewne.

- Pamiętam, że jak przyjechaliśmy na Legię, podszedł do mnie Irek Zawadzki, kierownik Legii i mówi: "Co wy żeście narobili?! Oni was zjedzą!" - opowiadał Michniewicz.

Faktycznie od początku naciskali, ale Zagłębie tego się spodziewało. Mecz był pełen otwartej i szybkiej gry, a "Miedziowi" mieli ciekawych piłkarzy w tamtym sezonie - utalentowany i grający wówczas jako napastnik Łukasz Piszczek, duet dobrych pomocników w postaci Wojciecha Łobodzińskiego i Macieja Iwańskiego, czy też perła z Kolumbii Manuel Arboleda.

Legia prowadziła po golu Włodarczyka, ale Zagłębie doprowadziło do remisu tuż przed przerwą. Wtedy odcięło rywalowi dopływ paliwa na drugą połowę. Lubinianie stawali się z minuty na minutę coraz lepszym zespołem, a kilkanaście minut przed końcem na prowadzenie wyprowadził ich Michał Stasiak.

Nerwowo było do samego końca. Legia nawet wyrównała po główce Rogera, ale nie uznano tego gola. Hubert Siejewicz i jego asystent uznali, że był faul w ataku. - Jak to nawet dzisiaj oglądam, z perspektywy czasu, gdzieś tam na spokojnie, to zawsze serduszko drży. Tam minuty płynęły strasznie wolno. Pamiętam, że co chwila spoglądałem na zegarek, a ten jakby stał w miejscu - przyznał Michniewicz.

Wynik 2:1 utrzymał się do końca i Zagłębie mogło świętować drugie w historii mistrzostwo Polski (pierwsze zdobyli w 1991 r.).

- Nie było szampanów przygotowanych wcześniej. Dopiero jak wróciliśmy do hotelu, to ś.p. Rysiek Bożyczko, kierownik, zaczął organizować jakieś piwko, jakiś szampan. Oczywiście drużyna wyszła w miasto. Spotkaliśmy się następnego dnia rano. Po południu było wręczenie nagród, fantastyczna feta w Królikarni i dopiero do nas to docierało, że jesteśmy mistrzem Polski - opowiadał trener.

Co też ciekawe, w tym meczu grał Aleksandar Vuković. Ten sam, którego właśnie zastąpił Michniewicz na stanowisku trenera Legii. Serb został zmieniony w 76. minucie spotkania przez Dawida Janczyka.

Zagłębie w 2007 r. wygrało też Superpuchar Polski.

Czytaj też:
Michniewicz rekordzistą ligi
Wyciekły zeznania "Miśka"

Komentarze (0)