- Kapitanowie mówią, że mocne turbulencje są wtedy, gdy zęby wypadają od uderzenia głową w kolano - śmieje się Przemysław Wróbel i dodaje: - Takich lotów na szczęście nie miałem.
Najbardziej w pracy zaskoczyli go Luksemburczycy. Eleganccy, większość w garniturach. Nikt nie opuszcza siedzenia do końca lotu. Sięgają po bagaż dopiero, gdy samolot na dobre zatrzyma się na lotnisku. - U większości osób się przyjęło, że ledwo co samolot wyląduje, a każdy odpina pasy i szuka walizek. Ale nie u nich. Do samego końca zachowują się z klasą - mówi piłkarz, który po karierze jest stewardem. Ale kiedyś sam chce usiąść za sterami samolotu rejsowego.
Z Brzęczkiem w Rakowie
Jednak zanim Przemysław Wróbel zaczął snuć marzenia o karierze pilota, był nieźle zapowiadającym się bramkarzem akademii w Szamotułach. Pod okiem Andrzeja Dawidziuka trenował razem z Łukaszem Fabiańskim, spotkał też Macieja Rybusa. Wyfrunął do Cracovii, grał w Młodej Ekstraklasie razem z Mateuszem Klichem. W dorosłej drużynie nigdy nie zadebiutował. Grał jeszcze w Rakowie Częstochowa, kiedy trenerem był Jerzy Brzęczek, potem w Błękitnych Stargard Szczeciński i Wigrach Suwałki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie naśladujcie ich! Jeden błąd i tragedia gotowa
- Wigry miały być ostatnią trampoliną do ekstraklasy. Albo to, albo koniec kariery. I padło na to drugie. Miałem już 28 lat, nie chciałem odcinać kuponów w II lidze. Było mi łatwiej skończyć karierę, bo miałem już w głowie plan na zostanie pilotem - opowiada Wróbel.
29-latek jest w trakcie kursów na podstawową licencję pilota. Za nim jedna z najważniejszych chwil w życiu. - Miałem pierwszy solowy lot. Leciałem małą Cessną 150. Padło na 11 września, data akurat niechlubna dla lotnictwa, ale łatwa do zapamiętania. Kiedy usłyszałem zgodę na start od kontrolera lotu, byłem w innym świecie. Przeżycie jak podczas debiutu na boisku - mówi. A potem podkreśla: - Tu też, gdy popełnisz błąd, możesz liczyć tylko na siebie.
Spadek o 80 procent
Wyrobienie zawodowej licencji pilota od zera to koszt około 200 tysięcy złotych. Na początek Wróbel został stewardem. To dobra szkoła. Pracuje od czerwca 2019 roku, rok po ostatnim treningu w Suwałkach. - Chciałem sprawdzić, czy latanie i styl życia związany z pracą w lotnictwie mi się spodoba. I jestem bardzo szczęśliwy! Trener Dawidziuk mówił mi w Szamotułach, że najpiękniejsze w życiu jest robienie tego, co się kocha. Udaje mi się. Między lotami rozmawiam z pilotami. Korzystam z ich wiedzy. Gdybym nie pracował jako steward, byłoby trudniej - mówi były piłkarz.
- A lotnictwem interesowałem się od zawsze. Zastanawiałem się, dlaczego samoloty latają i w jaki sposób zostawiają ślady na niebie. Z kolei kolega, z którym byliśmy na Cyprze, wypomniał mi, że specjalnie biegłem do Larnaki na plażę, żeby oglądać z niej samoloty, bo tam za płotem na plaży zaraz rozpoczyna się lotnisko, więc te wielkie statki powietrzne ma się na wyciągnięcie ręki - wspomina.
Pandemia mocno odbiła się na branży. Liczba lotów spadła nawet o 80 procent. - A prognozy na zimę są coraz gorsze. Najbliższego wzrostu spodziewamy się dopiero na przyszłe lato. Ale na pewno nie będzie tak dobre jak w 2019 - mówi Wróbel. W zeszłym roku miał nawet do 14 lotów w miesiącu. Od początku pandemii pracuje średnio przy trzech rejsach na miesiąc.
- Nie pracowałem, kiedy LOT zorganizował akcję #LOTdoDomu. Te loty stanowiły kilka procent naszej siatki połączeń. Akurat była masa ludzi do pracy. Firma nie potrzebowała mnie na gwałt - mówi Wróbel.
Wyjątkowy lot do Izraela
Dopiero od lipca jest w Polsce, wcześniej był uziemiony w Wielkiej Brytanii. Zamknięto granice akurat, kiedy odwiedzał narzeczoną. Zdążył wrócić do pracy. Był już m.in. w Nowym Jorku, pod koniec miesiąca ma zaplanowany rejs do Chicago.
Ale najbardziej wyjątkowy lot zaliczył do Tel Awiwu. Leciał razem z Brzęczkiem i reprezentacją Polski. Selekcjoner rozpoznał Wróbla na pokładzie. Na pamiątkę zrobili sobie zdjęcie.
- Trener Brzęczek był dla mnie nie tylko trenerem, ale też wychowawcą i drugim ojcem. Nie mogę powiedzieć o nim żadnego złego słowa. Na innych szkoleniowców zawsze by się coś znalazło, ale Brzęczek był inny. Zawsze doradzał, dostrzegał, gdzie popełniam błędy i od razu mi o nich mówił. Jestem mu niesamowicie wdzięczny. Każdemu życzę takiego trenera jak Brzęczek - przyznaje Wróbel.
Późny start
Podczas lotu do Izraela spotkał też się z Klichem i Rybusem. Po karierze zostało mu niewielu znajomych z boiska.
- Odciąłem się nieco od środowiska - mówi były bramkarz. I dodaje: - Mam sporo nauki. Częściej wybieram książkę i materiał do przyswojenia, zamiast obejrzenia meczu. Chcę być dobry w swoim zawodzie. Kiedy grałem w piłkę, skupiałem się na boisku, bez imprez. Teraz mam 30 lat. Późno zaczynam pracę w lotnictwie, moi koledzy mają po 19 lat. Muszę ich doścignąć. Wielu byłych piłkarzy cierpi, bo nie pomyśleli o swojej przyszłości. Niektórzy koledzy byli dobrymi graczami, nieźle zarabiali, ale nie mieli planu i dziś muszą startować od zera.
Martin Kobylański: Przypomniałem o sobie
Paweł Stolarski miał kolizję w stolicy. Piłkarz dostał mandat