Cracovia dotarła do półfinału Pucharu Polski dopiero po raz trzeci w historii, więc wtorkowy mecz był dla niej prawdziwym świętem. Tym większym że dotąd (1961/62 i 2006/07) nie udało się jej zajść dalej. Dla Legii to był natomiast dzień powszedni - to rekordzista rozgrywek pod względem triumfów (19), który zagrał w półfinale po raz ósmy w ostatnich dziesięciu latach. Mało tego, za każdym razem awansował dalej i jeszcze wygrywał finał. Ot, zwykły wtorek.
Skoro dla Cracovii to święto, to Michał Probierz wyciągnął z szafy galowy garnitur. Po małych poprawkach oczywiście, bo z odprutymi kapitańskim pagonami i z kamizelką kuloodporną pod koszulą, czyli bez Janusza Gola i w bramce z Lukasem Hrosso, który był bohaterem ćwierćfinału z Rakowem Częstochowa. Aleksandar Vuković natomiast po pladze kontuzji, jest jak ten krawiec z powiedzenia, który kraje, jak mu materiału staje. Na wizytę w Krakowie to nie wystarczyło. Lider PKO Ekstraklasy jeszcze nie zdążył się rozgościć przy Kałuży 1, a już przegrywał.
A skoro Puchar Polski, to - choć w Cracovii są w mniejszości - w rolach głównych wystąpili Polacy. W 5. minucie, po wrzucie z autu Kamila Pestki, legioniści potraktowali piłkę jak gorącego ziemniaka, z którym nie mogli sobie poradzić. Po nieprzekonującym wybiciu przed "16" dopadł do niej Florian Loshaj i uderzył bez namysłu. Goście zdusili strzał, ale futbolówka została w ich polu karnym, Michał Helik zgrał ją głową do Mateusza Wdowiaka, który osłonił ją przed Mateuszem Wieteską i wepchnął ja do siatki.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"
Nie minął kwadrans, a Pasy prowadziły już 2:0. Po źle rozegranym rzucie wolnym gospodarze zostali na połowie gości i szybko odzyskali piłkę. David Jablonsky wbił ją przed bramkę Wojciecha Muzyka, a młody golkiper Legii interweniował tak niefortunnie, że trafił nią w Helika, temu futbolówka odbiła się od brzucha i ku zaskoczeniu wszystkich, także szczęśliwego strzelca, wpadła do siatki.
Cracovia w tym skrojonym na miarę garniturze czuła się bardzo komfortowo. Wszystko było jak należy. Kołnierzyk nie wpijał się w szyję, supeł krawata był właściwie zaciśnięty, mankiety wystawały spod rękawów na odpowiednią długość, kiedy siadali, nie święcili golizną łydek nad wypastowanymi półbutami. Legia przeciwnie: to nawet nie był "casual friday" - to były skarpety do sandałów, bokserka i bermudy.
W pierwszej połowie Legia ani razu realnie nie zagroziła Cracovii, która sprawnie dusiła zapędy gości, a gdyby sama prowadziła 3:0, warszawianie nie mogliby mieć pretensji. Dlatego już w przerwie trener Vuković wprowadził za Andre Martinsa Macieja Rosołka, a niewiele później Paweł Wszołek zmienił Tomasa Pekharta. Warszawianie przejęli inicjatywę, ale nadal mieli problem ze złamaniem bardzo dobrze zorganizowanej Cracovii.
Gospodarze dalej z gracją unikali zadawanych na oślep ciosów, a sami groźnie kontrowali. W drugiej połowie najlepsze, godne odnotowania akcje przeprowadzili właśnie oni, a nie goniąca wynik Legia.. W 56. minucie Wdowiak zwiódł w polu karnym Artura Jędrzejczyka, ale jego strzał z narożnika pola bramkowego obronił Muzyk. Kwadrans przed końcem z kolei po wrzucie z autu Pestki z tego samego miejsca bramkarza zatrudnił Jablonsky.
A w 82. minucie kropkę nad "i" postawił Wdowiak. Skrzydłowy Pasów nie miał litości dla Pawła Stolarskiego. Ruszając z kontrą ze swojej połowy, po prostu wypuścił sobie piłkę obok niego i po efektownym wygraniu pojedynku biegowego na odcinku 60 metrów pokonał Muzyka precyzyjnym strzałem. Na uwagę zasługuje fakt, że Wdowiak grał od pierwszego gwizdka i miał prawo do spadku mocy, a Stolarski pojawił się na boisku chwilę wcześniej, a mimo to legionista nie miał szans w tym wyścigu.
Cracovia pokonała Legię u siebie po raz pierwszy od 10 kwietnia 2005 roku. 13 ostatnich wizyt Wojskowych przy Kałuży 1 to osiem ich zwycięstw gości i pięć remisów. Krakowianie zdeptali we wtorek marzenia Legii o dublecie, a w sobotę mogą przełożyć jej koronację na mistrza Polski. Warszawianom do przypieczętowania mistrzostwa brakuje punktu, ale Cracovia w lidze też ma o co walczyć, bo wciąż ma szansę na pierwszy od 1952 roku medal mistrzostw Polski.
W finale Totolotek Pucharu Polski Cracovia zagra ze zwycięzcą pary Lech Poznań - Lechia Gdańsk (08.07). Finał tej edycji rozgrywek odbędzie się 24 lipca w Lublinie. Mecz został przeniesiony ze Stadionu Narodowego na tamtejszą Arenę ze względu na epidemię COVID-19 i związane z nią ograniczenia.
Cracovia awansowała do finału Pucharu Polski po raz pierwszy i ma szansę na historyczny triumf. Jej trener Michał Probierz zna już smak szampana wypijanego z czary tego pucharu - sięgnął po niego w sezonie 2009/10 jako opiekun Jagiellonii Białystok.
Cracovia - Legia Warszawa 3:0 (2:0)
1:0 - Wdowiak 5'
2:0 - Helik 14'
3:0 - Wdowiak 82'
Składy:
Cracovia: Lukas Hrosso - Cornel Rapa, Michał Helik, David Jablonsky, Kamil Pestka - Florian Loshaj (72' Thiago), Pelle van Amersfoort - Sergiu Hanca, Ivan Fiolić (66' Milan Dimun), Mateusz Wdowiak (89' Michal Siplak) - Rafael Lopes.
Legia: Wojciech Muzyk - Michał Karbownik, Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Luis Rocha (81' Paweł Stolarski) - Bartosz Szlisz, Andre Martins (46' Maciej Rosołek) - Luquinhas, Walerian Gwilia, Mateusz Cholewiak - Tomas Pekhart (56' Paweł Wszołek).
Żółte kartki: Fiolić, Wdowiak, van Amersfoort, Hanca, Siplak (Cracovia) oraz Karbownik, Slisz, Gwilia (Legia),
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).