Ełkaesiacy stracili już matematyczne szanse na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale do rozegrania pozostało jeszcze pięć meczów. Te spotkania mają już posłużyć przygotowaniu zespołu na walkę w przyszłym sezonie w Fortuna I Lidze.
- Stało się to, czego nikt nie chciał. Ja też bardzo starałem się pomóc ŁKS-owi, żeby uniknąć spadku, ale to stało się faktem. Mamy świadomość, że nie pozostaniemy w ekstraklasie, ale mamy też świadomość, że przed nami bardzo ważny sezon w I lidze. Już postawiony jest cel przed zespołem, by powrócić do ekstraklasy. Dlatego musimy się do tego sezonu przygotowywać już teraz. Każda jednostka treningowa i pięć meczów to czas, który chcemy spożytkować optymalnie. Będę ustawiał zespół pod kątem nowego sezonu, biorąc pod uwagę zawodników, którzy będą grać w kolejnym sezonie - zapowiedział Wojciech Stawowy.
Nie jest wykluczone, że ŁKS Łódź w ostatnich kolejkach przeprowadzi "atak na Pro Junior System". Spośród ekstraklasowiczów łódzka drużyna znajduje się na trzecim miejscu. Jeśli je utrzyma, będzie mogła dostać od PZPN 1,5 mln złotych brutto. Stawowego zapytano na konferencji prasowej, "dlaczego wcześniej nie stawiał na młodych, skoro wiadomo było, że drużyna spadnie z ligi".
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"
- Mnie o tym wiadomo nie było. Przychodziłem tu, by utrzymać ŁKS w ekstraklasie. Zdawałem sobie z tego sprawę. Dopóki szansa była, walczyliśmy o to, ale ze słabym skutkiem. Oczywiście, że będziemy walczyć o punkty w Pro Junior System. Mamy młodych zdolnych zawodników. Zawsze jedenastka była wystawiana optymalna, miałem wyrobioną ocenę. Oczywiście spadliśmy z ligi, więc można powiedzieć, że wybory nie były trafione, ale będziemy stawiać na młodych zdolnych zawodników, bo na nich będziemy opierać grę w nowym sezonie. Mówię tu o Sajdaku, Ratajczyku czy Sobocińskim, ale są też młodzi zawodnicy np. bramkarz Dawid Arndt - wymieniał szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego.
Czy to oznacza, że zawodnicy z zagranicy, którzy nie spełniają pokładanych w nich nadziei ustąpią miejsca młodym? Na razie tacy gracze jak Pirulo, Samu Corral, Tadej Vidmajer czy Antonio Dominguez nie wnoszą zbyt wiele do gdy Rycerzy Wiosny.
- Wierzę, że są w stanie coś dać tej drużynie. To dobrzy piłkarze. Trzeba pamiętać, że sytuacja w ŁKS-ie była trudna, jeśli chodzi o sferę mentalną. Mam nadzieję, że świadomość braku gry w ekstraklasie spowoduje, że zejdzie presja, a zawodnicy pokażą luz oraz swobodę w grze. Powalczą o to, żeby można było liczyć na nich w kolejnym sezonie. Z ekstraklasą trzeba się godnie pożegnać, by do niej powrócić. To jest problem bardzo złożony, ale nie chcę szukać winnych dookoła ani analizować tego, co było przed moim przyjściem - tłumaczył Stawowy.
Inna sprawa, że w ŁKS-ie nie za bardzo ma kto bramki strzelać. Pozyskani w zimowym okienku napastnicy - Samu Corral i Jakub Wróbel póki co nie mają na koncie żadnego trafienia.
- Bramek nie strzelamy, źle gramy w defensywie. Te mecze nie wyglądają tak, jak byśmy chcieli. Ale to proces złożony. Powtarzam się cały czas, może w kółko mówię to samo. Mam piłkarzy dobrze dobranych, ale takich, którzy potrzebują trochę czasu. Nie poradzili sobie w kwestiach mentalnych. Odbiór z zewnątrz może być taki, że oni nie potrafią. A tak nie jest. Mają za sobą dobre meczem. Pracuję mocno nad tym, że karta odwróci się w końcu po naszej stronie i że będą też umiejętności, aby pokazać kibicom, że są godnymi gry w takim klubie i że ma kto tu strzelać bramki.
O tym, czy karta odwróci się już w najbliższym meczu, przekonamy się w sobotę o 15:00 w wyjazdowym meczu ŁKS-u z Wisłą Płock.
Czytaj też:
Zagłębie - Korona. Martin Sevela: Forsell ma dynamit w nogach