Piłkarze Arki Gdynia bardzo słabo zaczęli mecz z Rakowem Częstochowa. Pierwszy celny strzał oddali dopiero w 38. minucie spotkania. - Zagraliśmy dwa różne mecze. Pierwsza połowa była znacznie słabsza w naszym wykonaniu, jednak szkoda że schodziliśmy z dwubramkowym niekorzystnym wynikiem dla nas. Mogliśmy się ustrzec bramki do szatni, bo wynik 0:1 jest łatwiejszy do odrobienia - zauważył Ireneusz Mamrot, trener Arki.
- W drugą połowę weszliśmy zdecydowanie lepiej. Na samym początku mieliśmy okazję Oskara Zawady, później strzeliliśmy bramkę na 1:2. Mimo straty kolejnego gola zespół mocno walczył. Wierzyliśmy do końca w punkt. W końcówce było groźnie w polu karnym i wracamy bez punktów. Wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji. Trzeba podnieść zespół, by wygrywać kolejne mecze i powalczyć o utrzymanie dla Arki - dodał Mamrot.
Grę gdynian nieco odmienił Marcus Vinicius da Silva. - Był to bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. W pierwszej połowie popełniliśmy za dużo błędów, co wykorzystał Raków. Przegrywaliśmy 0:2 i nie mieliśmy nic do stracenia. W drugiej części spotkania była to całkiem inna Arka i walczyliśmy dalej. Szkoda gola na 1:3, bo gdybyśmy strzelili na 2:2, byłby inny mecz. Drużyna walczyła do końca i wierzyliśmy że coś można zrobić, ale zabrakło czasu - skomentował zdobywca bramki dla gdynian.
Czytaj także:
Vuković stracił wszystkich napastników
Karlo Muhar znów krytykowany przez kibiców. Żuraw nie wskazał jego atutów
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"