To z pewnością nie był mecz, który pamiętać będziemy latami. Ba, także kibice z Zabrza zapamiętają go raczej głównie z tego, że po raz pierwszy w tym roku Górnikowi udało się odnieść zwycięstwo na wyjeździe.
- Zrobiliśmy to, co zakładaliśmy. To nasze trzecie spotkanie z ŁKS-em w tym sezonie i w końcu udało się wygrać. Trzeba podkreślić ogromne zaangażowanie i ambicję u moich zawodników. Po tak długiej przerwie to jest jakaś niewiadoma. Dążyliśmy do wygranej od pierwszej minuty. Wszystko podporządkowaliśmy temu, żeby strzelić bramkę i bardzo dobrze bronić z tyłu. Pracowaliśmy jako zespół, przyświecał nam jeden cel - ocenił trener Marcin Brosz.
Szkoleniowiec Górnika docenił też to, jak jego zawodnicy poruszali się po boisku. Szczególnie, że był to pierwszy mecz po 11 tygodniach przerwy.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"
- Liczba przebiegniętych kilometrów świadczy o tym, jak trudne było to spotkanie. Brakowało trochę płynności, to się wiąże z okresem jaki mieliśmy. W każdym kolejnym spotkaniu będzie to lepiej wyglądało. Na początku drugiej połowy powinniśmy wykorzystać sytuację. Druga bramka jeszcze bardziej by zmieniła obraz gry - powiedział.
Czy to zwycięstwo będzie trampoliną dla ekipy ze Śląska na finałową część sezonu? Zabrzanie wciąż jeszcze walczą o utrzymanie w PKO Ekstraklasie.
- Liga będzie bardzo intensywna. Cieszę się, że wszyscy są zdrowi, jest duża rywalizacja, wszyscy chcą grać. Ci, którzy weszli, wykonali dużą pracę dla zespołu, żeby wykonać to nasze zadanie. Trudno było bronić, gdy ŁKS atakował 9-10 zawodnikami. Unikaliśmy stałych fragmentów, bo wiedzieliśmy, że szczególnie Dąbrowski jest przy tym groźny - zaznaczył Brosz.
Z kolei drużyna Łódzkiego Klubu Sportowego z pewnością nie wyglądała tak, jak oczekiwaliby tego kibice, a zwłaszcza trener Wojciech Stawowy, dla którego było to pierwsze spotkanie w roli trenera ekstraklasowej drużyny po sześcioletniej przerwie.
- Pełna odpowiedzialność za to, jak zespół wyglądał, spoczywa na mnie. Ja go przygotowywałem przez kilka tygodni. Nie wyglądało to jak bym chciał, ale nie mam pretensji do zawodników. Oni bardzo chcieli. Może byli powiązani, może nie do końca ściągnąłem z nich stres. Za dużo było grania w poprzek boiska, za dużo grania do tyłu - stwierdził trener ŁKS-u Łódź.
- Nastawienie i przygotowanie do meczu było inne. Mieliśmy kreować grę, stwarzać sytuacje. Im więcej ich jest, większa szansa na gole. Nie umieliśmy się przebić przez blok obronny Górnika Zabrze. Mało było gry bez piłki. Z tego brały się sytuacje rywali. Ciężko było stworzyć pozycję dogodną do strzału. Brało się to z naszej gry. Zbyt wolnej, za bardzo w poprzek i w tył. To rzutuje na moją osobę. Przed tym nie będę się chował - dodał.
Nawet po stracie bramki nie było widać szarży ełkaesiaków na bramkę przeciwników. Jeśli zespół myśli o wygrywaniu spotkań, także w opinii trenera Stawowego, powinien częściej zagrażać.
- Wielokrotnie mówiłem, ze drużyna, które jest na ostatnim miejscu, ma negatywną serię, to drużyna, która jest mentalnie w jeszcze większym dołku niż wskazuje na to tabela. Miałem podnieść zespół. To mi się nie udało w sobotę. To nie wynika z braku umiejętności czy chęci - zakończył szkoleniowiec beniaminka.