- "Dudek dance" sprawił, że zaczepiają mnie ludzie na każdym kontynencie. I to nie tylko tacy, którzy kibicują Liverpoolowi. Wystarczy, że kochają piłkę nożną - mówił Jerzy Dudek w wywiadzie z Michałem Kołodziejczykiem (więcej TUTAJ).
Takie mecze rozgrywa się raz w życiu. Piętnaście lat temu Ligę Mistrzów wygrał Liverpool FC. Do przerwy nic nie wskazywało na to, że angielska drużyna triumfuje. W pierwszej połowie AC Milan strzelił rywalom trzy gole i wydawał się być pewnym wygranej.
"Nieśmiertelni"
- Jamie Carragher powiedział kiedyś, że ten mecz dał nam nieśmiertelność. Przeszliśmy do historii - wspominał po latach Jerzy Dudek. "Dudek dance" w wykonaniu Polaka jest jednym z głównych obrazów kojarzących się z tamtym spotkaniem.
Zobacz wideo: "Dudek dance"
Finały, w których pada aż sześć goli, należą do rzadkości. Drużyny najczęściej zaczynają bardzo asekuracyjnie, odpowiedzialnie. Nie chcą nadziać się na cios rywala. To tylko jeden mecz, a tyle do stracenia.
Dlatego w Stambule spodziewano się piłkarskich szachów. Faworytem był Milan naszpikowany gwiazdami światowego formatu. Ale zamiast szachów już pierwsza minuta przyniosła potężny cios dla The Reds. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Dudka pokonał Paolo Maldini. Sześć minut przed przerwą szybka akcja Milanu. Andrij Szewczenko w polu karnym do Hernana Crespo, a ten z bliska do bramki. To nie był koniec. W 43. minucie błąd obrony i ponownie do siatki trafił Crespo, który technicznym uderzeniem pokonał Polaka w bramce Liverpoolu. Anglicy byli na kolanach. Trzy ciosy w 45 minut.
Podnieść się w takim meczu przy takim wyniku mało kto potrafi. - Największy mecz twojego życia. Już większego nie zagrasz. A po 45 minutach jesteś zażenowany. Gdyby ktoś zaproponował mi porażkę 0:3 albo 1:3, możliwe, że wziąłbym to - wracał do meczu po latach Carragher.
Cud w drugiej połowie
"Wyczyśćcie swoje głowy. Nie myślcie, że może być najgorszy wynik w historii Champions League. Zapomnijcie o tym! Oni są pewni siebie, prowadząc 3:0. Postarajcie się to wykorzystać. I jeśli uda się strzelić gola w pierwszych dziesięciu minutach, będzie super. Milan i tak na to nie zareaguje, nie zacznie panikować. Będziecie mieli dużo czasu, żeby strzelić drugą bramkę. A wtedy oni na pewno wpadną w panikę. I to będzie znak, że jest szansa na remis. Ale musicie teraz zapomnieć o tym, co było" - napisał w swojej książce "Uwierzyć w siebie. Do przerwy 0:3" Dudek, cytując słowa asystenta Rafaela Beniteza Alexa Millera.
Tego, co wydarzyło się po przerwie, nikt się nie spodziewał. - Słyszeliśmy, jak Milan świętuje. I nic nie mogliśmy z tym zrobić - wspominał Steven Gerrard. W 54. minucie Liverpool poczuł, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Po dograniu z lewej strony właśnie Gerrard uderzeniem głową pokonał bramkarza.
To było szalone sześć minut The Reds, bo chwilę później kontaktowego gola zdobył Vladimir Smicer. Czech mocno uderzył z dystansu, źle między słupkami zachował się Dida. W 59. minucie był już remis. W pole karne wbiegał Gerrard, reprezentanta Anglii podciął Gennaro Gattuso. Sędzia bez wahania wskazał na "jedenastkę". Bramkarz odbił strzał Xabiego Alonso, ale skapitulował przy dobitce. Liverpool udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. Remisował, ale to nie był koniec.
"Dudek dance"
Cud wydarzył się w 118. minucie. Dudek w nieprawdopodobnej sytuacji obronił dwa strzały z bliska Szewczenki. Już wtedy Ukrainiec mógł zacząć "bać" się Polaka. "Walnął ze wszystkich sił. Jakby próbował wyładować złość, która gromadziła się w nim przez całe spotkanie. Niesamowicie mocno uderzona piłka trafiła mnie w rękę" - napisał w książce Dudek.
Szewczenko do dzisiaj wścieka się, gdy ktoś chce pokazać mu tę sytuację. - Gdy to widzę, od razu wyrzucam telefon - mówi. Crespo dodaje: - Po tej obronie Dudka wiedziałem, że możemy już powiedzieć pucharowi bye, bye.
Kiedy doszło do rzutów karnych, niewielu myślało, że o nich będzie się mówiło po latach. Wszystko dzięki Jerzemu Dudkowi. Konkurs zaczął Serginho. W bramce swój "taniec" rozpoczął Polak. Zachowanie Dudka między słupkami tak zdekoncentrowało rywala, że ten przestrzelił. - Czułem, że mam szansę, zdobyłem nad rywalami psychologiczną przewagę - powiedział po latach bramkarz.
W drugiej serii Dudek ponownie zatańczył na linii i obronił strzał Andrei Pirlo. W momencie uderzenia Polak był trzy metry przed bramką, sędzia uwagi na to jednak nie zwracał.
Dopiero w trzeciej kolejce Polaka pokonał go Jon Dahl Tomasson. Wtedy było już jednak 2:0 dla The Reds. Nadzieje Milanu na sukces wróciły w momencie, kiedy strzał Johna Arne Riise obronił Dida.
W czwartej serii nie pomylili się Kaka i Smicer. Piątą rozpoczął Szewczenko, który zapewne miał w pamięci sytuację z końcówki dogrywki. Dudek zastosował skuteczny w dwóch przypadkach patent. Rozpoczął taniec na linii i wybrał swój róg, w którym zamierzał się rzucić. Szewczenko strzelił w środek bramki, ale Polak nogami odbił piłkę.
- Pamiętam, że kiedy podchodził Szewczenko, przypomniałem sobie, jak kiedyś strzelał Gianluigiemu Buffonowi. W Stambule próbował pokonać mnie w podobny sposób. Czekał, ale zatrzymała mnie w miejscu jakaś cudowna siła - zdradził kulisy obrony karnego golkiper The Reds.
Dudek po obronie "jedenastki" nie był świadomy, że to już koniec meczu. - Widziałem, jak ta cała banda na mnie leci. Luis, Sami, Carragher. To był najszczęśliwszy moment piłkarski, jaki przeżyłem w życiu. Wtedy pierwszy raz powiedziałem sam do siebie, że mogę być zadowolony - wspominał w rozmowie z uefa.com.
Po dwudziestu latach Liverpool ponownie zdobył najważniejszy z europejskich klubowych pucharów, a bohaterem został Jerzy Dudek.
Czytaj także:
Decyzja Brytyjczyków może storpedować plany UEFA. Liga Mistrzów i Liga Europy zagrożone
UEFA przełożyła istotne posiedzenie. Aleksander Ceferin spokojny o dokończenie Ligi Mistrzów i Ligi Europy