Do dziś mówią na niego "El Polaco". Chilijscy komentatorzy łamali sobie język, próbując wymówić jego nazwisko. Szczególnie gdy bramki Ricardo Mariano Dabrowskiego przedłużały piękny sen Colo-Colo w Copa Libertadores. W Ameryce Południowej to jak Liga Mistrzów.
Nie odpuszczał
Jego dwa gole z argentyńskim Clubem Nacional dają awans do półfinału. Najpierw uderzał z przewrotki w polu karnym, piłka odbiła się od nogi bramkarza. Po przerwie uderza głową i lobuje go z kilkunastu metrów. Colo-Colo wygrywa w dwumeczu 4:2. Jest 1991 rok.
Zespół Dabrowskiego dociera do finału. W dwumeczu o trofeum pokonują 3:0 paragwajski Club Olimpia. Colo-Colo jako pierwszy i dotąd jedyny chilijski zespół wygrywa Copa Libertadores. Cały skład przechodzi do historii. Także Dabrowski, który przez pięć lat zdobywa dla klubu 83 bramki.
Gdy ogląda się jego archiwalne występy, od razu w oczy rzuca się niezwykła siła. W pole karne wbiegał jak tur. W powietrzu nie było z nim szans. Do tego odważny. Nie odpuszczał. Niektóre gole zdobywał po bezpośrednim odebraniu piłki bramkarzowi. To imponowało kibicom.
- Słyszałem niezłe określenie o mojej grze w piłkę. Że gram całą swoją duszą. Mówiło mi to wielu kibiców - mówi nam były napastnik. Śmieje się, że może to być zasługa jego korzeni. Jest potomkiem polskich imigrantów. Ojciec urodził się w 1930 niedaleko Białegostoku, matka (rocznik 1934) w okolicach Lwowa. Rok przed wybuchem II wojny światowej ich rodziny przypłynęły do Argentyny. Tam rodzice Dabrowskiego pobrali się w 1954 roku.
- W domu mówiło się po polsku, szczególnie dzięki moim dziadkom. Ze słuchu zrozumiałbym parę polskich słów - opowiada.
ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"
Lepszy był Batistuta
Na boisku szybko przylgnął do niego przydomek "El Polaco". Zawsze to łatwiejsze do wymówienia niż polskie nazwisko. - Od dziecka pasjonowałem się piłką. Przeszedłem przez wszystkie poziomy juniorskie i zadebiutowałem w argentyńskim Temperley w wieku 18 lat - mówi. Największą sławę przyniosło mu dopiero pięć lat (1987-1992) w chilijskim Colo-Colo. Ale nawet po wygranym Copa Libertadores nie został powołany do argentyńskiej reprezentacji, która szykowała się na Copa America. Akurat wtedy eksplodowała forma Gabriela Batistuty, który poprowadził Albicelestes do triumfu i został królem strzelców.
Do Argentyny wrócił jako trener. W 1998 prowadził Newell's Old Boys. Na meczach juniorów widział 11-letniego Lionela Messi. Dużo większy wpływ miał na innego gracza Barcelony, Arturo Vidal. Dabrowski rozwijał talent pomocnika w 2005 roku jako pierwszy trener Colo-Colo.
- Arturo oficjalny debiut zaliczył za mojej kadencji w klubie. Od bardzo młodego wieku wykazywał się wieloma zdolnościami i wyjątkową sprawnością. Ma mentalność zwycięzcy. Jego kariera mówi sama za siebie - opowiada 59-latek. Wtedy trafił na dobre pokolenie. W jego Colo-Colo zaczynali także Matias Fernandez i Claudio Bravo.
- Piłka to może życie. Teraz jestem trenerem i instruktorem FIFA. Ostatnio prowadzę konsultacje i szkolenia. Ale jeśli pojawi się możliwość kierowania klubem, jako trener lub działacz, to wezmę to pod uwagę - mówi o aktualnych zajęciach.
Policjanci wyprosili Adriana Mierzejewskiego z boiska
Koronawirus kontra amatorskie zespoły. Najtrudniejszy rywal w tym sezonie