Słabszy moment Liverpoolu musiał nadejść. Szczerze mówiąc myślałem, że pierwsze problemy z formą pojawią się zaraz po klubowych mistrzostwach świata. Jednak wówczas dyspozycja The Reds cały czas była na wysokim poziomie. Potem w kilku meczach drużyna Jurgena Kloppa miała trochę szczęścia. Tak było między innymi podczas meczu u siebie z Watfordem. Wtedy o zwycięstwie Liverpoolu zdecydowały dwa genialne zagrania Salaha i fatalne pudła piłkarzy Nigela Pearsona.
Brak kierowcy
Jednak jak wiemy, co się odwlecze to nie uciecze. W rewanżowym meczu na Vicarage Road gospodarze byli dla lidera bezlitośni, wykorzystali każdą nadarzającą się okazję do zdobycia gola. Obecność Dejana Lovrena w defensywie Liverpoolu też zrobiła swoje. Chorwat nie jest zawodnikiem, który prezentuje poziom zbliżony do Joe Gomeza. Zresztą już wcześniejszy mecz ligowy u siebie z West Hamem wskazywał, że lada chwila może nadejść słabszy moment. Wówczas dwie niefortunne interwencje Łukasza Fabiańskiego dały jednak gospodarzom zwycięstwo i trochę zamaskowały niedostatki w grze Liverpoolu.
Ostatnia porażka w meczu Pucharu Anglii z Chelsea też daje do myślenia, choć od razu trzeba zwrócić uwagę na to, że skład, który zagrał na Stamford Bridge był daleki od optymalnego.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Na pewno ostatnie wyniki udowadniają, jak ważną postacią dla drużyny jest Jordan Henderson. Brak kapitana jest widoczny w kwestiach czysto piłkarskich, ale także osobowościowych. Teraz nie za bardzo wiadomo, kto ma wziąć do ręki kierownicę i pokierować zespołem w należyty sposób. Nie ma kogoś, kto krzyknie na kolegów, będzie na boisku przedłużeniem ręki trenera.
Ciekawe jak Juergen Klopp zestawi zespół na najbliższy mecz ligowy z Bournemouth. Czy będzie oszczędzał swoich najlepszych graczy, mając w perspektywie mecz Ligi Mistrzów z Atletico, czy też wyjdzie z założenia, że ważniejsze jest jednak odzyskanie rezonu, pewności siebie i mimo wszystko wystawi skład zbliżony do optymalnego. Zwłaszcza, że czasu na regeneracje będzie wystarczająco dużo, bo przecież rewanż z Atletico odbędzie się dopiero w środę.
Derby Manchesteru
Hitem 29 kolejki będą oczywiście derby Manchesteru. Jeśli ktoś w ostatnich starciach między United, a City chciałby doszukać się logiki, to czeka go wyjątkowo trudne zadanie.
Atut własnego boiska w tym przypadku zupełnie nie działa. "Czerwone Diabły" wygrywają na Etihad, a City regularnie biją sąsiada zza miedzy na jego boisku. Na papierze oczywiście faworytem jest zespół Pepa Guardioli. Skład City jest mocniejszy, nazwiska głośniejsze, a i seria 5 zwycięstw z rzędu raczej przemawia do wyobraźni.
Jednak z drugiej strony United też złapali wiatr w żagle. Ole Gunnar Solskjear wreszcie daje swoim zwolennikom argumenty do ręki. Świetnym ruchem było sprowadzenie Bruno Fernandesa. Portugalczyk z miejsca stał się liderem drużyny. Strzela gole, asystuje, prowadzi grę i widać, że ma cechy lidera. Tak dobrego środkowego pomocnika United nie mieli od momentu, gdy Paul Pogba był w optymalnej formie i pełen ochoty do gry w klubie z Old Trafford.
Ważnym elementem dla gospodarzy jest także powrót do gry Scotta McTominay'a. Z nim i z Bruno Fernandesem United wcale nie muszą z kretesem przegrać walki o środek pola. Powoli na pozycji środkowego napastnika odnajduje się Anthony Martial. Strzelać gole zaczął Odion Ighalo. To wszystko sprawia, że w czerwonej części Manchesteru powoli daje się wyczuć większe zaufanie i do menedżera i do piłkarzy. A nic tej wiary nie wzmocni tak mocno jak ewentualna wygrana w derbowym meczu.
Niewykluczone, że w niedzielę na Old Trafford atut własnego boiska w starciach United z City znowu będzie miał znaczenie.