Marek Wawrzynowski: Rzut butelką w piłkarzy Wisły to nie przypadek (felieton)

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Radość piłkarzy Wisły po golu w Derbach Krakowa
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Radość piłkarzy Wisły po golu w Derbach Krakowa

Rzut butelką w zawodników Wisły cieszących się po zdobyciu bramki w derbach Krakowa to nie jest kolejny drobny incydent, ale informacja dla środowiska piłkarskiego, że chuligani mają się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. To kolejny taki sygnał!

Podczas derbów Krakowa jedna z kamer wychwyciła, że w stronę cieszących się piłkarzy Wisły poleciała w pewnym momencie butelka, prawdopodobnie po wódce. Nie, to nie jest drobny incydent. To jest kolejne bardzo niebezpieczne zdarzenie na trybunach. Niedawno kibice Lechii Gdańsk ostrzelali kibiców Lecha Poznań racami, teraz chuligani Cracovii rzucają butelką w piłkarzy lokalnego rywala. Zarówno tu jak i tam mogło skończyć się tragedią.

Na naszych łamach Marcin Samsel, specjalista do spraw bezpieczeństwa, ostrzegał, że tragedia to tylko kwestia czasu. Na razie udaje się jej uniknąć, ale to przecież kwestia statystyki. Skoro kibice przemycili na stadion butelkę wódki, są w stanie przemycić wszystko, włącznie z bronią. Od butelki do noża rzuconego w głowę Dino Baggio nie jest wcale aż tak daleko. Tamto zdarzenie na stadionie Wisły miało miejsce w 1998 roku.
Przez kilka lat wydawało się, że idziemy w dobrą stronę. Nowe stadiony ucywilizowały społeczność kibicowską, zawitało więcej kultury. Ale na krótko. Dziś incydenty zaczynają się zamieniać w normę. Nawet jeśli nie można powiedzieć, że w każdej kolejce coś się dzieje, to jednak o różnych wybrykach czytamy regularnie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: pomylił futbol z innym sportem? Piłkarz wyrzucony za absurdalny atak na rywala

Od obrażania zawodników, przez rasistowskie okrzyki do zdarzeń mogących powodować zagrożenie życia - jak rzucanie racami w kibiców. Kary zapłacą oczywiście kluby. I słusznie. Powinny być to jednak kary zupełnie inne niż te, które wymierza się obecnie. Jeśli mówimy o tak poważnych incydentach, kara musi być dotkliwa, tak by klub rozumiał, że oszczędzanie na bezpieczeństwie po prostu mu się nie opłaca. Budżet klubu musi to odczuć. Liczę na to, że Janusz Filipiak będzie musiał sięgnąć głębiej do kieszeni. Ale liczę też na to, że zidentyfikuje sprawcę i odzyska pieniądze, które będzie musiał zapłacić Ekstraklasie.

Ale może się tak nie stać, bo żyjemy w pewnej coraz bardziej patologicznej rzeczywistości, gdzie kluby są trochę zakładnikami, trochę współpracownikami grup chuligańskich, które przenikają się z grupami przestępczymi. Klub idzie na chory układ, toleruje pasożyta.

Przecież nie doszłoby do sytuacji na stadionie Lecha, gdyby nie przechwycono transparentów Lechii. Doszło do prowokacji, za co zdecydowanie odpowiedzialny jest organizator meczu, czyli Lech Poznań. Oczywiście nie usprawiedliwiam kibiców Lechii, uważam, że powinni ponieść odpowiedzialność karną. Tak samo jak osoba, która rzuciła butelkę na stadionie Cracovii.

Mówię jedynie, że działacze mają swój udział w eskalacji konfliktów. Jeśli chodzi o derby Krakowa, na pewno nie pomagają komentarze działaczy klubowych. Propozycję Cracovii, by Wisła wpłaciła kaucję na poczet ewentualnych szkód, tak skomentował Piotr Obidziński, prezes Wisły: "Ciężko zareagować na tę propozycję. Już byliśmy w tych czasach. To jest trochę jak ultimatum w sprawie Gdańska w 1939 roku".

Działacze klubowi muszą nauczyć się odpowiedzialności za słowa, czasem po prostu zachować się na poziomie, nie zaogniać konfliktów, dorosnąć do zajmowanych przez siebie stanowisk. Wymiana uprzejmości również może odbywać się na poziomie, docinki, żarty, przechwałki - to wszystko może być dozwolone. Teksty takie jak w ten Piotra Obidzińskiego - nie.

To zaognia sytuację, demoluje wizerunek ligi, pokazuje polską piłkę jako siedlisko patologii, agresywny kocioł emocji, miejsce gdzie nie chodzi się z rodziną. Nieodpowiedzialne zachowania działaczy to działanie na szkodę polskiej piłki. Zwłaszcza, jeśli mamy sytuację tak napiętą, jak jest w Krakowie, gdzie tak naprawdę każde słowo to dolanie benzyny do ognia. To tak na marginesie.

Poza tym, jeśli chodzi o walkę z chuliganami, jestem jeszcze w stanie w jakimś stopniu zrozumieć właścicieli klubów. Janusz Filipiak, Piotr Rutkowski czy Dariusz Mioduski to nie są amerykańscy czy rosyjscy miliarderzy, Glazerowie czy Abramowicze, którzy mają 20 agentów ochrony a na mecz przylatują śmigłowcem. To ludzie, których adres zamieszkania, często w najbliższej okolicy, można łatwo ustalić. Z tego względu właściciel nigdy do końca nie będzie w stanie walczyć z chuliganką.

To zadanie dla rządu, który niestety od lat ignoruje, czy wręcz toleruje pogarszającą się sytuację, jakby czekał na tragedię. Bez mądrego i zdecydowanego wsparcia od rządzących, z każdym rokiem będzie coraz gorzej.

ZOBACZ Ekspert ds. bezpieczeństwa: Tragedia na stadionie to kwestia czasu

ZOBACZ Marek Wawrzynowski: Chuligani walczą o wpływy

ZOBACZ inne teksty autora

Źródło artykułu: