Już rok temu do Jarosława Niezgody dotarły pierwsze informacje o zainteresowaniu jego osobą ze strony Portland Timbers. Wtedy nie dogadały się kluby i piłkarz został w Legii Warszawa. Latem znów Amerykanie pytali o Niezgodę, ale znów nic z tego nie wyszło. Do transferu doszło po świetnej rundzie jesiennej tego sezonu, gdy w 18 ligowych meczach napastnik strzelił czternaście goli. Piłkarz sam przyznał, że decyzja o odejściu nie była łatwa, bo miał coś do ugrania z Legią. Walczył też o koronę króla strzelców.
Amerykanie byli tak zdeterminowani, by podpisać kontrakt z Polakiem, że nie przeszkadzały im nawet wykryte problemy zdrowotne u Niezgody. Ten musiał przejść drugi zabieg ablacji serca.
- Z jednej strony czułem irytację, że znów spotyka mnie to samo. Z drugiej wiedziałem, że to nie jest moja wina, że to nie ode mnie zależy. Pomyślałem, że po prostu muszę to przejść - powiedział Niezgoda w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Jak rozliczyć korupcyjną przeszłość Cracovii? Jedna rzecz zdumiewa Michała Pola
- Nic mi nie dolegało ani przed pierwszą, ani przed drugą ablacją. Wszystko zostało wykryte podczas EKG. To nie jest jakieś straszne schorzenie. Gdybym nie uprawiał zawodowo sportu, pewnie w ogóle bym o tym nie wiedział, albo po prostu nie przeszkadzałoby mi to w normalnym funkcjonowaniu. Grając w piłkę trzeba jednak uważać - dodał Niezgoda.
Póki co polski napastnik nie trenuje na najwyższych obrotach. Dochodzi do siebie po zabiegu. W Portland Timbers dbają o jego zdrowie i robią wszystko, by Polak wrócił w pełni formy do gry.
- Sztab medyczny nie pozwala mi jeszcze ćwiczyć z większymi obciążeniami. Takie są procedury, nie można tego przyśpieszać. Nie wiem, kiedy będę mógł zagrać, czy będę gotowy na pierwszą kolejkę ligi. Chciałbym, ale od ostatniego meczu minęło już trochę czasu - powiedział Niezgoda.
Czytaj także:
Alexander Nouri za Juergena Klinsmanna. Nowy pierwszy trener Herthy Berlin nie jest nowicjuszem
Puchar Włoch: AC Milan zremisował z Juventusem. Cristiano Ronaldo dopadł rywali, Wojciech Szczęsny odpoczął