Kto zatrzyma Liverpool? To pytanie cały czas pozostaje bez odpowiedzi. "The Reds" od ponad roku pozostają niepokonani w meczach Premier League. Po raz ostatni zeszli z boiska bez punktów 3 stycznia 2019 kiedy to ulegli na Etihad Manchesterowi City. Coraz częściej słychać głosy, że Juergen Klopp zbudował piłkarskiego potwora i z tym zdaniem trudno polemizować. W obecnych rozgrywkach "The Reds" tylko raz po ligowym meczu nie dopisali sobie 3 punktów w tabeli (remis 1:1 z Man. Utd). W 21 ligowych grach zgromadzili 61 punktów.
Nigdy wcześniej żadnemu klubowi z 5 najmocniejszych lig europejskich nie udało się wywalczyć takiej liczby punktów w 21 kolejkach. Angielscy bukmacherzy szybko zmniejszają kurs na zakład, który przewiduje, że "The Reds" zakończą sezon bez żadnej przegranej. W tej chwili ta opcja gwarantuje 4 funty za 1 postawionego. Czy ta stopa zwrotu utrzyma się po niedzielnym hicie na Anfield, w którym Liverpool zmierzy się z Manchesterem United?
Wystarczy spojrzeć w tabelę by uzmysłowić sobie w oka mgnieniu, kto będzie faworytem niedzielnego starcia. Dziś znalezienie igły w stogu siana wydaje się łatwiejszym zadaniem niż wskazanie słabego punktu w drużynie Kloppa. Każda formacja ma lidera, a czasem nawet po trzech patrząc na linie obrony i ataku. Do tego zagrożenie może nadejść niemal z każdej strony. W tym sezonie ligowym gole dla "The Reds" strzelało aż 16 zawodników.
Za gospodarzami przemawia także fakt, że Manchester United w środę musiał grać powtórkowy mecz Pucharu Anglii, a nie od dziś wiadomo, że wysiłek w środku tygodnia często nie pozostaje bez wpływu na weekendowo-ligową dyspozycję. Oczywiście należy pamiętać o tym, że "Czerwone Diabły" już raz sprawiły dużego psikusa faworytowi wygrywając na boisku City 2:1. Warto też nadmienić, że to United jako jedyni urwali w tym sezonie punkty Liverpoolowi.
Jednak mimo wszystko o powtórkę tego wyniku na Anfield będzie piekielnie trudno, bo analizując na chłodno aktualne możliwości obu drużyn nie bardzo widać miejsce na boisku, w którym Utd mają przewagę nad "The Reds". Goście muszą się trzymać nadziei, że nie takie rzeczy działy się w piłce. I to jest chyba ich największa podstawa do optymizmu. Mało, ale zawsze coś.
Czy Liverpool przejdzie przez cały sezon Premier League bez porażki? Dopóki nie zobaczę, nie uwierzę, choć trzeba poważnie brać pod uwagę scenariusz, że od połowy maja ekskluzywny klub niepokonanych może się powiększyć.
ZOBACZ WIDEO: Premier League. O.S.T.R wkracza do gry!
Milik w Manchesterze United?
Każda sesja transferowa to raj dla angielskich mediów. Dzień w dzień widzowie, czytelnicy i słuchacze są zasypywani transferowymi sensacjami. Gdyby choć ćwierć tych rewelacji się sprawdziła, to tej zimy kadry angielskich klubów zmieniałyby się w co najmniej 30 procent.
O ile zainteresowanie Krzysztofem Piątkiem wydaje się być prawdziwe i uzasadnione (każdy wie jak wygląda jego obecny status w Milanie), to w przypadku ewentualnego transferu Arkadiusza Milika należy podejść do tematu ze sporą rezerwą. Po pierwsze z tego, co słyszymy, to Napoli oferuje naszemu piłkarzowi nową umowę. Po drugie w zimowym oknie transferowym na rynek w większości przypadków trafiają piłkarze, którym za chwilę kończą się umowy i ich obecny pracodawca ma ostatnią szansę, by cokolwiek na nich zarobić. Tutaj jaskrawym przykładem może być zamieszanie wokół Christiana Eriksena, który jedna nogą jest już w Interze, a do ustalenia pozostała już tylko rekompensata gotówkowa dla Tottenhamu.
Inni zawodnicy szykujący się do zmiany otoczenia to ci z kłopotami z grą w obecnym klubie - Olivier Giroud w Chelsea, Pepe Reina w Milanie (trafił do Aston Villi), Cenk Tusun w Evertonie (wypożyczenie do Crystal Palace) itp. Oczywiście zdarzają się także przejścia bardziej spektakularne i definitywne. Ostatnio Erling Halland zamienił Red Bulla Salzburg na BVB. Warta jednak pamiętać, że ta transakcja była łatwa do przeprowadzenia bowiem w kontrakcie piłkarza była zawarta klauzula odstępnego.
Najgłośniejszym transferem ostatnich zimowych okien transferowych było oczywiście przejście Virgila Van Dijka z Southampton do Liverpoolu. Tutaj kwota 75 milionów funtów zrobiła swoje. To po prostu była propozycja nie do odrzucenia dla klubu z St Mary's Stadium.
A wracając do Milika, to transfer napastnika nie wydaje się być najpilniejszą potrzebą Manchesteru United. Dobrze na tej pozycji radzi sobie Anthony Martial. Marcus Rashford zalicza najlepszy sezon w karierze, do tego znakomicie rozwija się talent Masona Greenwooda. Zdecydowanie ważniejsze w tym momencie jest wzmocnienie środka pomocy w związku z kłopotami zdrowotnymi Scotta McTominaya i Paula Pogby. Tutaj Manchester United ma największą potrzebę wzmocnienia kadry i dlatego są czynione poważne starania, by jeszcze tej zimy sprowadzić ze Sportingu Lizbona Bruno Fernandesa.
Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest wydanie 60 milionów funtów na Portugalczyka niż przeznaczanie takiej kwoty na ewentualny transfer Polaka. Zresztą od razu warto nadmienić, że wielu zawodników, którzy zamienili Serie A na Premier League nie zawsze błyszczało na angielskich boiskach. Wystarczy sobie przypomnieć takie nazwiska jak Andrij Szewczenko, Gonzalo Higuain, Dani Osvaldo, Stevan Jovetić, Mario Balotelli, Fabio Borini, Patrik Cutrone, Moise Kean. To nie jest liga w której szybko adaptują się napastnicy z Serie A. Szczerze mówiąc to do stylu gry naszego reprezentanta bardziej pasuje klub z La Liga niż Premier League.
Czytaj też:
-> Sensacyjne przejście Thiago z Bayernu do Man Utd? Media wieszczą transfer
-> Juergen Klopp: To katastrofa dla klubu