Selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Brzęczek, poskarżył się w austriackiej gazecie na polskie media. Okazuje się, że nasi dziennikarze traktowali go niesprawiedliwie, chyba nie spodziewał się tak chłodnego przyjęcia.
Brzęczek mówi: "Krytyka była częściowo poniżej pasa i jest trudna do zrozumienia. Z drugiej strony, te trudne chwile były również dobre do wyciągnięcia właściwych wniosków i sprawiały, że stawałem się silniejszy".
Cieszę się zatem, że udało się nam selekcjonera uodpornić, choć szkoda, że on sam robi z siebie ofiarę, zamiast podjąć próbę obiektywnego spojrzenia na efekty swojej pracy i powody tej krytyki.
Brzęczek: "Czy eksperci albo dziennikarze wiedzą z góry, jak przebiegnie mecz? Nie biorą odpowiedzialności, nie muszą podejmować decyzji, a mogą mówić, co chcą. Pokażcie mi jednego, który już wie, jak przebiegnie mecz. Każdy może mieć swoją opinię, ale my jako trenerzy możemy zostać zwolnieni. Jako trener czy piłkarz zostaniesz zniszczony za swoje błędy".
ZOBACZ WIDEO: Jak Robert Lewandowski zareagował na wyniki plebiscytu? "Przyjął to z klasą. Jest na to za wielki"
Oczywiście zarzut jest śmieszny. Na tym polega specyfika jednej i drugiej pracy, że trener podejmuje decyzję przed, a publicysta ocenia po. To tak jakby selekcjoner miał pretensje do kierowcy miejskiego autobusu o to, że wozi pasażerów albo do pani przy kasie, że każe mu zapłacić za proszek do prania. To ma też odzwierciedlenie w zarobkach. Jesteś na najgorętszym stołku w Polsce, pobierasz kasę nieporównywalnie większą od innych, ale musisz zapłacić podatek od tego luksusu: zmierzyć się z presją, przyjąć krytykę. Zwłaszcza jeśli na nią zasłużyłeś. A Brzęczek zdecydowanie zasłużył. Selekcjoner nie rozumie pracy mediów, ktoś mógłby mu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi.
Proponuję panie selekcjonerze zejść na ziemię. Nie jest pan pierwszym w historii człowiekiem na tym stanowisku, który musi zmierzyć się z krytyką, czasem ostrą. Przecież Adam Nawałka przez rok na stanowisku był nie tyle krytykowany, co demolowany, "zwalniany" co pięć minut. Niewielu było dziennikarzy, którzy go nie chcieli wyrzucić ze stanowiska. Nawet ci, którzy podlizują się z automatu każdemu nowemu selekcjonerowi, nie chcieli go bronić. Nawałka przetrzymał rok, drużyna zaskoczyła i nagle wszystko się zmieniło. Nawałka pewnie gdzieś tam w głębi miał żal do dziennikarzy, ale rozumiał ich pracę i nigdy tego żalu nie okazywał. Był silny, śmiał się, rozmawiał - off record - ze wszystkimi, podawał rękę najostrzejszym krytykom, żartował z nimi jak gdyby nic się nie stało.
ZOBACZ: Kamil Grabara - od super talentu do super pośmiewiska
Jerzy Brzęczek chyba za bardzo przyzwyczaił się do pracy w klubach, gdzie presja jest o wiele mniejsza. Zanim objął posadę selekcjonera, jego największym sukcesem było 5. miejsce w PKO Ekstraklasie z Wisłą Płock. Nie oszukujmy się, w Płocku nie ma żadnego ciśnienia. Wielu trenerów robiło dużo lepsze wyniki, a nigdy nie mieli okazji startować do konkursu na selekcjonera.
Brzęczek został najważniejszym trenerem w kraju, nie mając ku temu podstaw. Dlatego to on musi udowodnić, że się zna na robocie. To on musi pokazać, że ta praca go nie przerasta. Zresztą i Leo Beenhakker musiał zmierzyć się z ostrą krytyką po słabym początku eliminacji Euro 2008.
ZOBACZ: Jerzy Brzęczek krąży po orbicie
Brzęczek dostał grupę najlepszych polskich zawodników od 30 lat i jak na razie drużyna gra znacznie poniżej oczekiwań. Gra, bo gra. Awans na Euro 2020 nie zrobił na nikim wrażenia, było to oczywiste. Jednak poprzeczka, którą zawiesił Nawałka, jest wysoko. W eliminacjach do EURO 2016 czy MŚ 2018 Polska była w czołówce najskuteczniejszych drużyn, mieliśmy świadomość, że możemy z dobrym skutkiem grać z najlepszymi. Dziś tej świadomości nie mamy, mimo awansu eliminacje były na poziomie zbliżonym do rozczarowującego, o większości meczów zapomnimy. Kluczowi zawodnicy, jak Robert Lewandowski, Kamil Grosicki czy Piotr Zieliński byli zdecydowanie mniej skuteczni niż za Nawałki.
Problemem Brzęczka jest też to, że nie potrafił zdiagnozować problemu i odlatywał zbyt często w swoich wypowiedziach. Chciał być jak polityk. Po żenującym meczu uśmiechał się i opowiadał, że było ok, dobrze a nawet lepiej. Szczytem absurdu było, gdy przypisywał sobie sukcesy zawodników w klubach: "To mnie bardzo ucieszyło, bo to tylko potwierdziło, że wykonujemy bardzo dobrą pracę na reprezentacji. Bo jeżeli zawodnicy wracają z reprezentacji, są skuteczni i strzelają bramki, to znaczy, że dobrze pracowali". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia, nie wierzyli w to co słyszą. A on to mówił serio.
Jeśli więc do kogoś Brzęczek może mieć pretensje za krytykę, to głównie do siebie. Użalanie się w austriackiej prasie nad okrutnym losem nic tu nie da. Lepsza gra kadry, połączona z wynikami, owszem.