Dwie porażki w dwóch pierwszych kolejkach sezonu. Wówczas kibicom Cagliari Calcio stanął przed oczami nawet spadek z Serie A. Tym bardziej, że drużyna straciła swoich trzech najlepszych zawodników - Alessio Cragno, Leonardo Pavolettiego (kontuzje) i Nicolo Barellę (transfer do Interu).
O tym jednak na Sardynii nikt już nie pamięta. Drużyna Rossoblu jest bowiem największą rewelacją obecnego sezonu Serie A, a fani nie obawiają się spadku z ligi, ale coraz poważniej myślą o europejskich pucharach. Właśnie teraz, w 100. rocznicę powstania klubu i 50. rocznicę jedynego w historii mistrzostwa Włoch.
Dobry humor nie może dziwić. Po 12 kolejkach Cagliari ma 24 punkty i zajmuje czwarte miejsce w tabeli, przed takimi firmami jak Napoli, Roma, Atalanta czy Fiorentina. Jeszcze nigdy w historii klubu drużyna nie miała w tym momencie sezonu tak wielu punktów.
ZOBACZ WIDEO: Rosną szanse Roberta Lewandowskiego na Złotą Piłkę? "Messi i Ronaldo zeszli na ziemię"
Jaka jest tajemnica ukochanego na Sardynii zespołu? Przede wszystkim odwaga i mądrość.
Odwaga prezydenta Tommaso Giuliniego, który przed sezonem nie bał się zaryzykować i wyłożyć 18 milionów euro na Nahitana Nandeza (z Boca Juniors), bijąc tym samym rekord transferowy klubu. Przy okazji sprowadził z Romy wyśmiewanego bramkarza Robina Olsena. Szwed spisywał się fatalnie w ostatnim sezonie i przez wielu został we Włoszech skreślony.
Świetne noty Wojciecha Szczęsnego. Czytaj więcej--->>>
Mądrość dyrektora sportowego Marcello Carli - to on wybrał Nandeza i Olsena, a na dodatek przekonał do transferu innych - Marco Roga z Napoli, Giovanniego Simeone z Fiorentiny i Lukę Pellegriniego z Juventusu. I wszyscy, bez wyjątku, okazali się wzmocnieniami, choć nie było to takie oczywiste.
Syn trenera Atletico Madryt miał przecież za sobą kiepski sezon, w którym strzelił zaledwie sześć bramek. Rog był tylko rezerwowym w Neapolu i jego nazwisko powoli traciło na mocy, na pewno znacząc mniej niż w 2017 roku, gdy został kupiony z Dinama Zagrzeb za 15 mln euro.
Do tego potrzebny był także mądry szkoleniowiec. Rolando Maran nigdy nie był w Italii wyjątkowo przeceniany, choć robił w klubach dobrą robotę. Catanię doprowadził przecież do rewelacyjnego, ósmego miejsca na koniec sezonu 2012/2013 w Serie A. Z kolei Chievo utrzymywał przez cztery lata w najwyższej klasie rozgrywkowej (najwyżej na 9. miejscu).
Po utracie Barelli i znakomicie grającego głową Pavolettiego postanowił zmienić styl gry drużyny. Nie ma już niekończących się dośrodkowań w pole karne. Jest defensywa i błyskawiczne kontrataki, do których szybcy Simeone i Joao Pedro pasują doskonale. Taktyka nie byłaby jednak tak skuteczna, gdyby nie największe wzmocnienie Cagliari Calcio.
Radja Nainggolan urodził się wprawdzie w Belgii, jednak na Sardynii traktowany jest jak wychowanek wyspy. To tam wypłynął na szerokie wody i zwrócił na sobie uwagę możnych Serie A. Występował w barwach Cagliari w latach 2010-2014. Wyjeżdżał jako kandydat na gwiazdę, wrócił już jako legenda.
Bo choć ostatni sezon w Interze Mediolan nie był dla niego udany, to wciąż jest to postać. Nie tylko ze względu na swoje oryginalne wypowiedzi czy zachowania, zwłaszcza te poza boiskiem. Papierosy, alkohol i dyskoteki. No i może piłka, ale już niekoniecznie. Te właśnie słowa przychodzą do głowy każdemu mieszkańcowi Rzymu i Mediolanu, gdzie grał w ostatnich latach.
Latem tego roku postanowił jednak wrócić tam, gdzie się piłkarsko wychował. Po pierwsze, nie chciały go władze Nerazzurrich (w przeciwieństwie do Antonio Conte, choć nie miał nic do gadania). Po drugie, najważniejsze, podjął tę decyzję ze względu na swoją żonę Claudię, która zachorowała na nowotwór piersi. Wspólnie postanowili wrócić do rodziny i przejść te trudne chwile razem z najbliższymi.
Remis w "polskim meczu" Serie A. Czytaj więcej--->>>
Szybko okazało się, że miasto może pomóc Nainggolanowi, a on wciąż może być niezastąpiony na boisku. Nie tylko strzela i asystuje (dwa gole i cztery ostatnie podania), ale jako ten najbardziej doświadczony jest w stanie pociągnąć zespół w trudnych momentach. Takich nie brakowało, jednak od trzeciej kolejki Cagliari spisuje się rewelacyjnie.
Wyjazdowa wygrana z Napoli (1:0), punkt zdobyty na Stadio Olimpico z Romą (1:1), pokonanie groźnych w tym sezonie Parmy (3:1) i Bologni (3:2). Wreszcie, niezwykle efektowne zwycięstwo nad Fiorentiną (5:2), które dowiodło, że na Sardynii rodzi się coś więcej niż jedynie chwilowa rewelacja rundy jesiennej. Każdy może zauważyć, że choć Cagliari niby skupia się na defensywie, to drużyna strzela wiele bramek.
- Mam nadzieję, że najlepsze dopiero przed nami. Czeka nas jeszcze wiele trudnych spotkań, przecież tak naprawdę nie możemy być pewni nawet utrzymania. Mam jednak grupę prawdziwych mężczyzn, która daje z siebie wszystko - ocenia Maran. Przekonuje też, że nigdy nie wątpił w odrodzenie Nainggolana.
- On nigdy nie zdjął koszulki Cagliari Calcio. Jest legendą klubu, legendą miasta i człowiekiem, który przynależy do tego miejsca.
Niestety, w obronie Nainggolanowi i innym nie pomógł jeszcze Sebastian Walukiewicz. Młodzieżowy reprezentant Polski przeniósł się do Cagliari przed tym sezonem z Pogoni Szczecin. I jeszcze nie zdołał zadebiutować, co w Polsce wywołuje salwy śmiechu. Niepotrzebnie, bo 19-latek był zakupem na przyszłość, nie oczekiwano od niego wskoczenia do "11" kosztem doświadczonych Ragnara Clavana czy Fabio Pisacane, którzy spisują się bardzo dobrze.
Jednak jeśli wierzyć dziennikarzom z Sardynii, Maran, który lubi polskich piłkarzy (wcześniej pracował z Pawłem Jaroszyńskim i Mariuszem Stępińskim), jest bardzo zadowolony z Walukiewicza i jeszcze w tym roku młody obrońca dostanie swoją szansę w Serie A.
Cagliari stało się rewelacją sezonu i na wyspie coraz głośniej mówi się o dużym sukcesie i być może, podążeniu drogą Atalanty Bergamo, dziś występującej w Lidze Mistrzów. Oczywiście nikt nie wymaga hymnu Champions League na Sardegna Arena, który zresztą nie spełnia jakichkolwiek wymogów UEFA. Atalanta zaczynała jednak od Ligi Europy.
A akurat Rossoblu mają świetne wspomnienia z rozgrywek, które zastąpiła LE. Tak jak teraz zachwycają w Serie A, tak w sezonie 1993/1994 byli wielką niespodzianką w Pucharze UEFA. Wówczas dotarli aż do półfinału rozgrywek, mając w składzie m.in. Giuseppe Pancaro, Francesco Moriero, Julio Dely-Valdesa czy... pomocnika Massimiliano Allegriego.