Nie ma się co obrażać. Czesi i Słowacy nie pierwszy raz uczą nas gry. Kiedyś byli Michal Vican i Jaroslav Vejvoda, dziś są Martin Sevela i Vitezslav Lavicka. Nie wiem, może za rok okaże się, że nie dali rady? Ale nie sądzę. W końcu do naszego kraju trafiają naprawdę dobrzy fachowcy. I na dzień dobry pokazują o co chodzi w nowoczesnej piłce.
34 strzały, 17 celnych, 8 goli, remis 4:4 Śląska z Zagłębiem. Czesław Michniewicz skomentował: "Zatrudnili trenerów z Czech i Słowacji, to zagrali w "hokeja"..."
Fajne? Nie, trochę niesmaczne. Czesława Michniewicza lubię i szanuję za osiągnięcia, dobrze potrafił wykorzystać potencjał swoich zespołów, osiągał fajne wyniki w skali lokalnej. Tyle że jego gra była nierozwojowa, to jest praca na krótki termin, parkowanie autobusu nie rozwija zespołu.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Kibice zrzucą się na odprawę dla Jerzego Brzęczka?! Nietypowy pomysł
Dwaj trenerzy, Czech Lavicka prowadzący Śląsk Wrocław, i Słowak Sevela z Zagłębia Lubin stworzyli najfajniejsze widowisko sezonu. Może właśnie tak powinien wyglądać futbol? Może człowiek nie chce marnować soboty, wydawać pieniędzy na bilety, gadżety, żeby oglądać "konkurs parkowania autobusu", ustawiania zasieków, przeszkadzania, gry na zero z tyłu a jak coś wpadnie to fajnie. To jest gra, która na dłuższą metę nic nie wnosi, nie ma żadnej przyszłości. Jest grą na przetrwanie.
Polski futbol to antyfutbol. Nie chodzi o to, że jest brzydki, ale o to, że polega głównie na przeszkadzaniu, likwidowaniu akcji. Lavicka i Sevela zagrali na swoich warunkach.
Choć… właściwie postawa Śląska była niespodzianką. Od momentu, gdy przyszedł Lavicka, drużyna poprawiła bardzo grę w defensywie. Tu był zauważalny największy postęp. Od kiedy Czech przyszedł do Wrocławia, drużyna zaczęła tracić coraz mniej bramek. Patrząc na średnią, aż do meczu z Zagłębiem, Śląsk traci dużo mniej ale i strzela nieco mniej, choć w sumie podobnie. Tyle że przy ofensywne zorientowanym przeciwniku to musiało przynieść efekt w postaci bramek, bo dziś Śląsk jest drużyną chyba najlepiej w lidze używającą szybkiego przejścia z defensywy do ofensywy. Hiszpanie, którzy byli w tym mistrzami, nazywają to transicion, co w wolnym tłumaczeniu oznacza po prostu "przejście".
Pewne jest, że Śląsk gra dużo lepiej i ze średniego ligowca, walczącego nawet o utrzymanie, zamienił się w lidera ligi. Ostatnie mecze idą nie po myśli kibiców, ale jest to zdecydowanie dobra zmiana.
Z kolei Martin Sevela zawsze był zwolennikiem piłki ofensywnej. W poprzednich klubach, w których pracował, miał średnią bramek: 1,93 (AS Trencin) oraz 2,22 (Slovan). Dla przykładu trzy najskuteczniejsze polskie drużyny poprzedniego sezonu w grupie mistrzowskiej miały średnią 1,54. A najskuteczniejsza w ogóle Wisła Kraków (1,81), ale i w obronie grała dramatycznie. A drużyny Seveli były skuteczne i zdobywały trofea. W sumie ma na koncie trzy tytuły mistrza Słowacji. Biorąc pod uwagę, że Słowacy od kilku lat regularnie leją nas w pucharach, jest osiągnięcie.
Sevela nie ukrywa, że jest zwolennikiem holenderskiego stylu, a więc zawodników wahadłowych grających jeden na jednego, ofensywnego podejścia.
"Uważna defensywa zawsze jest podstawą, ale piłkarze muszą myśleć o strzelaniu goli, bo tego oczekują kibice. I ja też będę tego oczekiwał od Zagłębia" – mówi Sevela.
ZOBACZ: Lavicka zastał Śląsk drewniany i go zamurował
Nie ukrywajmy, polski futbol ma problem z frekwencją. Lavicka dziś jest skuteczny. Spójrzmy na frekwencję. 12,7 tysiąca w pierwszym meczu, 16,7 w drugim u siebie z Cracovią i w końcu dwa ostatnie mecze z frekwencją powyżej 20 tysięcy. Proste - prawda? W sezonie zasadniczym 2018/19 frekwencja nie przekroczyła 10 tysięcy fanów.
Z kolei frekwencja na meczach Zagłębia w tym sezonie to odpowiednio 5, 4, 5… 3,5 i w końcu 2,7 tysiąca. Nikt nie chce oglądać słabej i nudnej piłki. Zobaczymy, ile będzie teraz, ale w Lubinie pewnie obiecują sobie wiele. W dwóch ostatnich meczach drużyna zdobyła 9 goli (z Wisłą Płock – 5:0 – prowadził ją Paweł Karmelita) i 4 punkty.
ZOBACZ: Sevela trenerem Zagłębia
Czekamy na dalsze efekty, ale dziś sam eksperyment jest godny pochwalenia. W kraju, gdzie generalnie zdobywanie punktów odbywa się dzięki obronie, gdzie nawet najmocniejsza kadrowo Legia nie ma większej odwagi zaatakować, zatrudnianie trenerów zorientowanych ofensywnie trzeba docenić.