Gdy w 45. minucie Emil Forsberg strzelił z rzutu karnego wyrównującego gola, kibice zebrani na stadionie w Lipsku musieli się poczuć, jakby wygrali szóstkę w totolotka. Był to bowiem najbardziej szczęśliwy dla nich, a jednocześnie najbardziej niesprawiedliwy jak tylko to możliwe - gol wyrównujący.
Przewaga Bayernu Monachium w pierwszej połowie nie była duża. Ona była gigantyczna. Grały dwie drużyny, które w poprzednim sezonie zajęły miejsca na podium Bundesligi, które dzieliło w sumie tylko 12 punktów. Więcej, grał lider z wiceliderem. I co istotne, liderem Bundesligi po 3. kolejkach był zespół RB Lipsk. A spotkanie wyglądało jakby Bayern grał z jakimś kompletnym outsiderem.
Zaczął w 3. minucie Robert Lewandowski, który dostał świetne podanie od Thomasa Muellera i wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem rywali. Była to 7. bramka w sezonie. Prowadzi w klasyfikacji strzelców. Potem Bayern kontrolował - tak się wydawało - sytuację.
ZOBACZ WIDEO "Druga Połowa". Rozżalony Lewandowski źle wykorzystywany w kadrze? "Nie mógł grać jak typowy napastnik"
Zresztą słowa nie do końca oddadzą tę przewagę, czasem trzeba sięgnąć do statystyk. Posiadanie piłki na poziomie 76 procent dla gości mówi wiele. Tyle tylko, że nie przekładało się to na strzały. Niby Bayern te okazje tworzył, ale trudno powiedzieć, żeby bramkarz gospodarzy, Peter Gulacsi musiał uwijać się jak w ukropie.
Najlepszą okazję na podwyższenie wyniku zmarnował Serge Gnabry, który dostał świetne podanie od Kinsleya Comana, ale nie trafił w piłkę.
Stara piłkarka zasada mówi, że każda połowa jest jak nowy, inny mecz. I z takiego założenia wyszli zawodnicy Julian Nagelsmanna. Po zmianie stron był to zupełnie inny zespół. "Usiadł" na rywalu, za chwilę Bayern przyjął konwencję "cios za cios" i po kilku minutach mieliśmy już na boisku dwóch równorzędnych rywali, choć gdyby Timo Werner był skuteczniejszy, Lipsk by prowadził. Napastnik przymierzany od dawna do Bayernu miał dwie świetne okazje. O ile w ostatnim starciu tych rywali, w finale Pucharu Niemiec, Robert Lewandowski zdemolował Wernera, to tym razem Werner nie miał się czego wstydzić.
ZOBACZ. Marcel Zylla strzela dla rezerw Bayernu
Lewandowski poza bramką i żółtą kartką za przypadkowe uderzenie w twarz rywala, specjalnie się nie wyróżniał. W drugiej połowie został odcięty od piłek z głębi pola, więc szukał szansy w wejściach do dośrodkowań. Starał się uciekać rywalom, raz piłkę zmierzającą po jego strzale do bramki wybił Ibrahima Konate, dwa razy zabrało mu centymetrów do piłki, w tym... w ostatniej akcji meczu. Inna sprawa, że gra Bayernu w ataku byłą bardzo schematyczna i łatwa do rozszyfrowania, zwłaszcza dla takiego wizjonera jak Nagelsmann.
ZOBACZ: Bayern chce Ruiza
Lewandowski - co istotne - trafił do bramki rywala w czwartym kolejnym meczu ligowym w tym sezonie. Po tym meczu ma 209 goli w Bundeslidze. Do czwartego w klasyfikacji Manfreda Buergsmullera brakuje mu 5 trafień.
Jego Bayern ma jednak pewien problem. W meczu z Lipskiem z niemal doskonałej maszyny zmienił się w drużynę prawie bezradną. To wszystko w ciągu jednego spotkania.
RB Lipsk - Bayern Monachium 1:1 (1:1)
0:1 - Lewandowski 3’
1:1 - Forsberg 45+3’ (k.)
Składy drużyn
Lipsk: Gulacsi - Mukiele, Konate, Orban - Klosterman (46' Demme), Laimer, Halstenberg, Sabitzer, Forsberg (69' Nkunku) - Poulsen (81' Cunha), Werner.
Bayern: Neuer - Pavard, Suele, Boateng, Hernandez - Kimmich, Thago (88' Coutinho), Coman, Mueller (63' Tilosso), Gnabry (62' Davies) - Lewandowski.
Widzów: 41939.
Sędzia: Stegemann.
Żółte kartki: Halsenberg, Nkunku, Laimer - Boateng, Coman.