Liga Europy. Glasgow Rangers - Legia Warszawa. Dariusz Adamczuk. Polak z wielkiego Glasgow Rangers

Getty Images / Jamie McDonald /Allsport / Na zdjęciu: Dariusz Adamczuk w barwach Rangers FC (1999 r.)
Getty Images / Jamie McDonald /Allsport / Na zdjęciu: Dariusz Adamczuk w barwach Rangers FC (1999 r.)

- To była szatnia w starym stylu. Na boisku się zapieprzało, a po meczach piło piwo z kibicami - Dariusz Adamczuk wspomina grę w Szkocji i pobyt w Glasgow Rangers.

[b]

Z Glasgow Mateusz Skwierawski[/b]

Polski obrońca już na wstępie spodobał się kibicom Rangers. Do klubu z protestanckiej części miasta trafił w 1999 roku, po kilku latach bardzo dobrej gry w Dundee FC. – Miałem na stole konkretną ofertę z Celtiku, ale podziękowałem. Nie będę ukrywał, Rangersi dali mi najlepsze warunki, poza tym był tam Dick Advocaat, świetny trener, który powiedział mi w twarz, że chce mnie w drużynie. Kibice Celtiku mi tego nie zapomnieli, podczas meczu z nami gwizdali kiedy miałem piłkę - wspomina Adamczuk, dziś dyrektor sportowy Pogoni Szczecin.

Na Wyspach o nim nie zapomnieli, przed dwumeczem Legii z Glasgow Rangers tamtejsi dziennikarze dzwonili z pytaniami, kto awansuje do fazy grupowej Ligi Europy. Były piłkarz "The Gers" wskazał szkocki klub.

Piwo z kibicami

Z Rangersami zdobył mistrzostwo i Puchar Szkocji już w pierwszym sezonie po transferze. - Z całą drużyną pojechaliśmy to uczcić na Majorkę, bawiliśmy się trzy dni, ale bez patologii, pamiętam co się działo - mówi były piłkarz. - Feta na stadionie była raczej spokojna, kibice byli przyzwyczajeni do zwycięstw i pucharów, Rangersi zdobywali je wtedy co roku. Pamiętam, że spiker wyczytywał nazwiska, a zawodnicy wbiegali po kolei na środek boiska i odbierali medale. A potem biegaliśmy z pucharem dookoła stadionu - opowiada.

ZOBACZ WIDEO Rangers FC - Legia Warszawa. Szkoci pewni siebie. "Stawiają siebie w roli zdecydowanego faworyta"

Życie w Szkocji mu odpowiadało. Ponad dwadzieścia lat temu zupełnie naturalne były spotkania piłkarzy z kibicami w pubie. - W Dundee często chodziliśmy całą drużyną do baru i opróżniając kolejne kufle piwa dyskutowaliśmy z kibicami o naszych meczach. Wtedy nie było tak dużych różnic w zarobkach, że kibic za swoją pracę zarabiał 200 funtów tygodniowo, a piłkarz 200 tysięcy funtów. W dzisiejszych czasach może mieć to wpływ na odbieranie zawodników przez innych. Fani nie przywiązywali też większej wagi do tego, co piłkarze robią poza boiskiem, dawali nam żyć. Teraz zwraca się na to większą uwagę - opowiada.

W Glasgow podobnych wypadów na miasto było mniej ze względu na większą liczbę meczów drużyny, ale piłkarze bez problemu znajdowali czas na złapanie oddechu. - W Rangers mieliśmy typową szatnię w starym stylu, jeden szedł za drugiego, można było robić wszystko, ale z głową. Na boisku zapieprzaliśmy ile się dało, albo nawet więcej. A po meczu wznosiliśmy toast, że tak dobrze nam poszło - puszcza oko.

Można powiedzieć, że Adamczukowi nieprzerwanie towarzyszyły trzy rzeczy: piłka, kufel piwa i parasolka. - Deszcz pada tam trzysta dni w roku. Nawet piękne słońce nie gwarantuje miłego popołudnia, bo za chwilę leje. Na początku kilka razy dałem się na to nabrać i po pół godzinie spacerowania z rodziną musiałem biec do domu po parasolkę, ale żyło mi się tam świetnie - wspomina.

Liga Europy. Glasgow Rangers - Legia. Tydzień prawdy Stevena Gerrarda

Zatrzymał Parmę

Do Glasgow przyjechał jako wicemistrz olimpijski z Barcelony z 1992 roku i grał tam niecałe trzy lata. Miał też doświadczenie z innych lig, w Polsce występował w Pogoni Szczecin, później w Eintrachcie Frankfurt, Udinese i portugalskim zespole Belenenses. W Szkocji wyrobił sobie markę w Dundee FC, w Rangersach był głównie rezerwowym, później już w ogóle nie pojawiał się na boisku.

- Myślałem, że będę grał częściej. Przez całą karierę budowałem formę na przygotowaniu fizycznym, ambicji, wytrzymałości. To mecze utrzymywały mnie na topowym poziomie. W Rangersach czułem braki, bo moja sytuacja często się zmieniała. Zagrałem w kilku meczach, później trafiałem na ławkę, wybijało mnie to z rytmu, a nie mieliśmy wtedy drużyny rezerw, dlatego nie miałem gdzie podtrzymać formy. Zaczęły mnie też męczyć drobne kontuzje, urazy mięśniowe, przez które traciłem po kilka tygodni i znowu musiałem czekać na swoją szansę. Kadra Rangers była mocna i nikt nie czekał na mnie z otwartymi ramionami - szuka przyczyn po latach.

Najlepiej wspomina rewanżowy mecz z Parmą w eliminacjach Ligi Mistrzów. Włosi mieli mocny skład, Gianluigiego Buffona w bramce, Hernana Crespo w ataku czy Dino Baggio w pomocy. Parma kilka miesięcy wcześniej wygrała Puchara UEFA. - To był mój najlepszy mecz w Rangersach. W 10. minucie zablokowałem groźny strzał, gdybyśmy wtedy stracili gola, to mielibyśmy duże problemy żeby ich wyeliminować. Przegraliśmy 0:1 po bramce w końcówce, ale dzięki wygranej w pierwszym spotkaniu u siebie awansowaliśmy do fazy grupowej - mówi Adamczuk. 

W Rangersach skończył karierę, w ostatnim roku w zasadzie nie pojawiał się na boisku. - Baterie zaczęły siadać. Futbol wyglądał trochę inaczej, kariery kończyło się wtedy maksymalnie w wieku 35 lat, ja miałem prawie 33 lata, czas już było wracać do kraju, zwłaszcza, że dzieci miały iść do szkoły - przypomina. - Poznałem ligę, zżyłem się z nią i do dziś oglądam skróty spotkań, zwłaszcza Rangers i Dundee. W Dundee byłem trzy miesiące temu, dostałem nagrodę za zasługi dla klubu, a kibice śpiewali w restauracji, żebym znowu strzelił dla nich gola - podsumowuje Adamczuk.

Mecz Glasgow Rangers - Legia w czwartek (29.08) o godzinie 20.45.

Liga Europy. Rangersi ukarani przed rewanżem z Legią. Będzie mniej kibiców

Źródło artykułu: