Kiedy wiosną 2006 roku Ryszard Komornicki został ogłoszony nowym trenerem walczącego wówczas o utrzymanie Górnika Zabrze, obiecując ściągnięcie za sobą do klubu bogatego inwestora ze Szwajcarii i budowę silnego Górnika kibice Trójkolorowych byli wniebowzięci. Zaufali słowom byłej gwiazdy zabrzańskiego klubu, która czterokrotnie sięgała z zabrzańskim klubem po tytuł mistrza Polski. Niestety w tym przypadku na pustych deklaracjach się skończyło.
Szwajcarscy inwestorzy okazali się posiadać znacznie mniej zapału do inwestycji w Górnika niż zapewniał "Koko", a na dodatek specyficzne podejście trenera do filozofii futbolu i wysoka dyscyplina, jaką Komornicki wprowadził do drużyny nie odpowiadała ówczesnym zawodnikom Górnika, którzy prócz walki na boisku musieli się martwić m.in. o to za co dojadą na trening czy wyżywią rodzinę, ponieważ w klubie najzwyczajniej w świecie nie było pieniędzy.
Wysokie wymagania szkoleniowca nie przypadły do gustu piłkarzom, którzy jak mówił Komornicki rządzili w klubie. Słabe wyniki Górnika na boisku (zwycięstwo, remis i aż pięć porażek) i afera związana z wyskokiem alkoholowym kilku starszych zawodników i odsunięciem ich od drużyny zaowocowały tym, że przychodzący w glorii Ryszard Komornicki musiał z pokorą pożegnać się z Górnikiem. Zapewniał wówczas, że jeszcze do Zabrza wróci i jak się okazuje dopiął swego. Kibicom jednak nie przypadło to do gustu.
Fani drużyny z Roosevelta faworytów do objęcia posady szkoleniowca Górnika upatrywali w duecie Michał Probierz, bądź Marcin Brosz. Obaj jednak nie byli zainteresowani objęciem posady zdegradowanego do pierwszej ligi Górnika ze względu na obowiązujące kontrakty w innych klubach. Probierz jest szkoleniowcem występującej w ekstraklasie Jagiellonii Białystok, zaś Brosz prowadzi od kilku sezonów pierwszoligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała, z którym stara się wywalczyć awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Działacze pozbawieni alternatywnych wyjść postawili na "Koko", który ma za zadanie wykrzesać z obecnego składu zabrzan wszystko to, co nie udało się obudzić w zawodnikach jego poprzednikowi Henrykowie Kasperczakowi - waleczność, ambicję, odpowiedzialność, profesjonalizm. Zadanie postawione przed 50-letnim trenerem jest o tyle ciężkie, że ten nie może liczyć na pokaźny budżet transferowy. Czy charyzmatyczny szkoleniowiec stawi czoła przeciwnościom, przekona do siebie kibiców i zamknie usta krytykom?
Jeśli tak, ma szansę wpisać się złotymi zgłoskami do historii klubu nie tylko jako piłkarz, ale także jako trener. Jeśli nie, trzeciej szansy na naprawę błędów na pewno już nie dostanie.