Nie wierzył w nich nikt, a oni na przekór wszystkim wykonali "mission impossible". Neuchatel Xamax po przegranej u siebie 0:4 w pierwszym meczu barażowym z FC Aarau jechał na rewanż z myślami, by godnie pożegnać się ze Swiss Super League.
- Musimy być realistami, a nie marzycielami, choć naszym obowiązkiem jest ciągle wierzyć” - powiedział bez przekonania trener Stephane Henchoz po porażce w pierwszym spotkaniu.
Tymczasem jego piłkarze przeszli wszelkie oczekiwania: odrobili straty i wygrali w rzutach karnych!
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Reprezentacja Polski wraca do walki o Euro 2020. "Brzęczek będzie chciał coś udowodnić"
To nie był piękny mecz, sędzia pokazał aż 11 żółtych kartek. Pierwszą bramkę, dającą wiarę, strzelił Geoffroy Serey Die z rzutu karnego. Później kolejną dołożył znany z występów w Lotto Ekstraklasie Marcis Oss, a jeszcze przed przerwą trafił Kemal Ademi. W oczach gospodarzy pojawił się strach, że staną się pośmiewiskiem świata i w drugiej połowie cofnęli się do defensywy. Na darmo, bo upragnionego przez gości gola zdobył w drugiej połowie Geoffrey Treand.
Czytaj także: Łotysze mają najbardziej "polską" reprezentację na świecie
Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, w rzutach karnych jako pierwszy do piłki podszedł Elsad Zverotić i spudłował. Wszyscy inni trafiali, wraz z ostatnim strzałem stała się rzecz historyczna i zarazem wybuchła niesamowita radość.
Après une défaite 4-0 à domicile à l'aller, personne voyait Xamax s'en sortir. Ils l'ont fait. De belles émotions. Content pour le club, pour la ville et pour le foot romand (et aussi comme ça j'ai un espoir de pouvoir continuer à faire des repas de soutien). Bravo @XamaxFCS pic.twitter.com/IsMP8wxzY5
— Thomas Wiesel (@wieselT) June 2, 2019
Jak podaje portal lenouvelliste.ch, o godz. 20:15 Aarau miało zaplanowaną fetę na głównym placu miasta. Później miała się odbyć impreza okolicznościowa. Wszystko zamieniło się w stadionową stypę.