Kuba Cimoszko: Divock Origi - bohater z cienia (komentarz)

Getty Images / Tolga Bozoglu / Na zdjęciu: Divock Origi
Getty Images / Tolga Bozoglu / Na zdjęciu: Divock Origi

W tym sezonie nie grał wiele. Latem Liverpool FC próbował się go pozbyć, a przecież gdyby nie on, to nie wygrałby Ligi Mistrzów. Divock Origi był bohaterem półfinału, zaś w finale z Tottenhamem (2:0) odebrał rywalom marzenia o wyrównaniu.

Była 87. minuta, obrońcy Tottenhamu próbowali wybić piłkę z własnego pola karnego. Robili to jednak tak nieudolnie, że zgarnął ją Joel Matip i zagrał na bok do Divocka Origiego, a ten płaskim uderzeniem tuż przy długim słupku nie dał szans Hugo Llorisowi. To właśnie wtedy nadzieje londyńczyków zgasły, a Liverpool FC prowadził już 2:0 i mógł się szykować do odebrania Pucharu Europy .

- To niewiarygodne uczucie! Wygrać Ligę Mistrzów jest niezwykle trudno, a na dodatek to moje pierwsze trofeum w karierze. Cieszę się, że mogłem w tym wszystkim odegrać swoją rolę - nie krył Belg w rozmowie z reporterami tuż po ostatnim gwizdku arbitra.

To nie był łatwy sezon dla 24-latka. LFC chciało go się pozbyć, a Juergen Klopp z nim nie rozmawiał. Wypychano go drzwiami i oknami, lecz on ani myślał odejść. W efekcie przez kilkanaście tygodni w ogóle nie pojawiał się na murawie, a nawet rzadko mieścił się na ławce rezerwowych. W pewnym momencie wylądował w drużynie rezerw. Sytuacja zmieniła się dopiero w okolicach zimy, choć z reguły i tak grał tylko "ogony". Łącznie w LM i Premier League nie uzbierał nawet 600 minut. Mimo tego udało mu się jednak zostać bohaterem spotkań z Evertonem (1:0), Newcastle (3:2) czy Barceloną (4:0) i stać jednym z ulubieńców publiczności.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Jakie będą kolejne ruchy kadrowe w Legii? "Nie pozbędziemy się nagle połowy szatni"

Wróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości. Liverpool kupił Origiego z Lille OSC w 2014 roku, tuż po mundialu w Brazylii. Tam nastoletni napastnik pojechał dość niespodziewanie, ale mimo to zagrał bez kompleksów: błysnął kilka razy, najbardziej zwycięską bramką w końcówce meczu grupowego z Rosją (1:0). Nie przypadkiem po mistrzostwach otrzymał nagrodę dla najbardziej utalentowanego piłkarza Belgii, a nadzieje były spore. Dotąd jednak pozostały niespełnione.

Liczby Divocka Origiego w Liverpoolu:

SezonMinutyMeczeGoleAsysty
2014/15 - - - -
2015/16 1625 33 10 3
2016/17 2081 41 11 4
2017/18 9 1 0 0
2018/19 673 21 7 1

Przypomnijmy, że 24-latek pierwszy sezon spędził jeszcze na wypożyczeniu we Francji. Na drugi wrócił, było obiecująco, ale urazy nie pozwoliły mu pokazać wszystkiego. Miało stać się tak w trzecim, lecz wyszło słabo: tylko krótki dobry okres jesienią (pięć meczów z rzędu z golem - przyp. red.) i duży regres formy oraz strata zaufania Kloppa. W efekcie na starcie czwartego został oddany na rok do VfL Wolfsburg, gdzie też nie zachwycił. A w tym czasie LFC dotarło do finału LM, więc nikt nie zamierzał go trzymać na Anfield.

Czytaj także: Liverpool ma nowych bohaterów  

I znów teraźniejszość. Origi kiedyś powiedział, że "jeśli odda się z siebie wszystko dla futbolu, to ten zawsze to zwróci". W tym sezonie udowodnił, że to prawda. Na początku nie poddał się, zagryzł zęby i zawalczył o ponowne uznanie trenera, a na jego koniec stał się zawodnikiem nieocenionym. Bo kto nie chciałby mieć w drużynie kogoś mogącego wejść do składu w każdej chwili i strzelić ważną bramkę?

Origiemu został rok umowy z Liverpoolem. Nie wydaje się, by ktoś teraz odważył się wypychać go z klubu, więc będzie to zapewne okres na udowodnienie, że stać go na więcej niż rola dżokera.

Kuba Cimoszko

Źródło artykułu: