Robert Lewandowski: Ja już nic nie muszę. Ja już tylko mogę i chcę

Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- Nie chciałem dopuścić do wypalenia. Zacząłem zmieniać swoje podejście do pewnych spraw. Ja już nic nie muszę. Ja już tylko mogę i chcę. Być może ta zmiana nastawienia przywróciła mi frajdę - mówi Robert Lewandowski na łamach "Piłki Nożnej".

O adaptacji, wysiłku, mentalności, dziennikarskiej odpowiedzialności za słowa, Yamalu, Barcelonie, problemach reprezentacji i wielu innych sprawach. Ponieważ widział w wielkim futbolu wszystko i jego spojrzenie wykracza zwykle poza najbliższy mecz, to słuchanie Roberta Lewandowskiego bywa pouczające. A okazja do rozmowy trafiła się szczególna - właśnie po raz 12. został Piłkarzem Roku w Polsce w plebiscycie "Piłki Nożnej".

Zbigniew Mucha, "Piłka Nożna": Pewnie trzeba dobrze sprawdzić w innych krajach, ale w Szwecji 12 razy triumfował Zlatan Ibrahimović, z tym że na tym skończył. Tymczasem, jako polski dominator, nie dajesz szans młodszym na triumf i odbierasz powoli innym nadzieję, bo kolejne twoje tytuły, patrząc zupełnie realnie, wcale nie są wykluczone.

Robert Lewandowski, piłkarz Barcelony i kapitan reprezentacji Polski: Przede wszystkim dziękuję za uhonorowanie mnie tytułem Piłkarza Roku, bo niezmiennie to dla mnie ważne wyróżnienie Ale czy nie daję szans? Tak bym nie powiedział, natomiast ujął to inaczej: dopóki gram, to chcę pokazywać co mam najlepszego i czerpać z tego radość. Dopóki więc mogę, dopóki daję radę i dzięki postawie na boisku mogę wygrywać plebiscyt, to jestem z tego dumny. To też w jakiś sposób dowodzi, że wiek to faktycznie tylko liczba. A właśnie w ten sposób to czuję, że ten wiek wcale mi nie ciąży, nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Okazuje się, że mając blisko 37 lat można pokazywać rzeczy, których wiele osób pewnie by się nie spodziewało. I z tego także jestem dumny.

ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego

W skali od 1 do 10 jak byś ocenił miniony rok w kontekście wyłącznie zawodowym?

Miał na pewno plusy i minusy. Wydaje mi się, że w jego drugim półroczu wyciągnąłem jednak dużo pozytywów, więc jeśli już bawimy się w takie oceny, to całościowo oceniłbym go gdzieś między sześć a siedem.

Ta wspomniana druga część roku, pewnie nie perfekcyjna, ale faktycznie była znakomita. Czas więc może na obalenie mitu lub potwierdzenie teorii medialnych: czy to Hansi Flick stał za metamorfozą formy Roberta Lewandowskiego?

To jest już mój trzeci sezon w Barcelonie. I powiem szczerze, że po tych dwóch pierwszych latach, w końcu poczułem się tutaj nieco inaczej - w klubie, w mieście, w nowym kraju. Poczułem się w pełni zaadaptowany. W pierwszym roku wszystko było nowe i świeże. Drugi rok był trochę przejściowy, natomiast teraz mam wrażenie, że jestem w stu procentach zaaklimatyzowany. Czuję to choćby po relacjach i w kontaktach z młodymi zawodnikami. Opanowałem język hiszpański już na innym, wyższym poziomie. Nazwijmy to, bardzo umownie, komunikacją młodzieżową. To trudno wyjaśnić, ale taki prosty przykład dotyczy choćby funkcjonowania wewnątrz drużyny poza boiskiem. Mówię o takich zwykłych, codziennych żarcikach. Bo nawet jeśli nauczysz się prostego posługiwania językiem hiszpańskim, to niuansów, właśnie owych żartów, nie zrozumiesz. A teraz zaczynam już ten - tak to ujmę - młodzieżowy slang coraz lepiej kumać. Wiem, jak i o czym chłopaki w szatni rozmawiają.

No to o czym?

Powiem szczerze, że uczestnicząc w ich tematach czuję się znów jak nastolatek. Jasne, oni często pytają się mnie, jak to u mnie z czymś było w wieku 17, 18 czy 19 lat, wracają wtedy wspomnienia, zaczynają ponownie ożywać historie istotne dla nastolatków. Rozmawiam zatem o rzeczach i tematach, których nie poruszałem przez całe lata. Z jednej strony to śmieszne, z drugiej bardzo ciekawe...

W takim razie nie pytam o szczegóły tych rozmów
.

Tak, lepiej zostawmy to w spokoju.

Ale nie jesteś dla nich boomerem w stylu: za moich czasów, to…

Nie, nie. Po prostu opowiadam im o własnych doświadczeniach, świadom jednak tego, że oni żyją już w innych realiach.

Czy Hansi Flick zanim został latem trenerem Barcelony, dzwonił do ciebie? Czy może po prostu dowiedziałeś się o wszystkim, kiedy klub o tym oficjalnie poinformował?

Rozmawiałem z nim dopiero wówczas, gdy już praktycznie było pewne, że zostanie trenerem Barcelony. Dopóki nie było nic przesądzone, nie rozmawialiśmy.

Robert Lewandowski i Hansi Flick / fot. GettyImages
Robert Lewandowski i Hansi Flick / fot. GettyImages

Czy to faktycznie szkoleniowiec tak diametralnie różny od Xaviego?

Nie. Ja zresztą zawsze twierdziłem, że Xavi miał to coś. Każdy trener jest inny. Każdy ma swój pomysł na siebie, na futbol, na taktykę. Xavi był bardzo związany z klubem, ze środowiskiem, nawet z dziennikarzami. Wydaje mi się, że czasami dobrze być trochę na odległość, złapać pewien dystans. Bo trzeba pamiętać, że media barcelońskie, czy nawet szerzej - hiszpańskie, są jednak... inne. Zdarza się, że historie opisywane powstają nie wiadomo skąd i na jakiej podstawie. Sam się na to w pewnym momencie złapałem. Po jakimś czasie stwierdziłem, że to nie ma sensu, że chcąc zachować chłodną głowę muszę złapać dystans i nauczyłem się tego wszystkiego.

Skoro wywołałeś temat dziwnych newsów, to ostatnio ponoć Robert Lewandowski zażądał zmiany klubowego kucharza…

Totalna bzdura. To są właśnie tego typu historie, o których mówiłem. Gdybyś mnie zapytał o dziesięć tego typu historii, w ośmiu przypadkach powiedziałbym, że to bzdury, w dwóch potwierdziłbym, że owszem, że niby tak, ale nie do końca o to chodziło... Tak to niestety wygląda. Są plusy i minusy bycia piłkarzem takiego klubu jak Barcelona.

A da się porównać to, co dzieje się w mediach wokół piłkarzy i wokół samej Barcelony, tę ogromną skalę popularności i zainteresowania, z tym, czego doświadczałeś w Monachium?

Przede wszystkim zwróciłbym uwagę na inną kulturę dziennikarską w obu krajach. Nie mówię o wszystkich mediach, ale są w Hiszpanii takie, że dziennikarz cokolwiek usłyszy, natychmiast o tym pisze. Dlatego powtarzam konsekwentnie o tym niezbędnym dystansie. Coraz częściej się już tylko po prostu uśmiecham... Tak było właśnie ostatnio z tą kuchnią. Nie wiedziałem, o co chodzi, gdy chłopaki w szatni pytali: "ty, zwalniasz kucharza za źle przyrządzone jajka?". Pokazali artykuł, przeczytałem. Było naprawdę dużo śmiechu, ale inaczej się nie da. Oczywiście, wielu zawodników wciąż uczy się łapania tego dystansu, bo Hiszpania jest pod tym względem specyficzna. Z kolei w Polsce wszystko się przedrukowuje, nie weryfikując informacji, czy są one rzetelne czy nie.

Wróćmy na boisko. Z perspektywy kibiców w Polsce, wydaje się, że kulminacyjnym punktem świetnej dla ciebie jesieni był mecz z Realem. Rzeczywiście El Clasico było takim peakiem?

Wiadomo, że zawsze będę oceniany w kontekście zdobywanych bramek, a dwie bramki w El Clasico mają swoją wymowę, wzbudzają zainteresowanie, bo to absolutnie szczególny mecz. Ale to jednak... tylko bramki. Tymczasem nawet gdy spojrzymy na poprzedni sezon, to dwa moje najlepsze mecze, to były spotkania z PSG w Paryżu i Atletico w Madrycie. Tymczasem w obu, w sumie, strzeliłem tylko jednego gola. Wszystko zależy więc od tego, na co zwraca się uwagę, czy patrzy się tylko na suche statystyki i liczby, czy na szerszy obraz. Fakt jest jednak taki, że świat idzie w kierunku statystyk, z tym że często nie są one miarodajne.

Zostając jednak przy El Clasico i przy jesieni, to w pewnym momencie wszystko z perspektywy Barcelony wydawało się proste i przejrzyste. Byliście na fali, mieliście przewagę punktową, zmierzaliście pewnie w stronę odzyskania tytułu. Potem coś się zadziało i punkty pogubiliście. Czy czuć niepokój w drużynie, w klubie, czy jest inna atmosfera, zmienia się postrzeganie tego sezonu, tego jak on może się zakończyć?

Faktycznie, końcówka rundy była słabsza w naszym wykonaniu. Pokazała nam, że tak łatwo nie będzie. Może nawet łatwo to akurat złe słowo, bo nigdy nie jest łatwo i trzeba być na to wszystko przygotowanym. Ja zawsze szukam pozytywów w każdej sytuacji. Uważam, że to nawet lepiej, że ten słabszy moment złapaliśmy teraz, a nie później, w decydującej fazie sezonu, kiedy nie będzie czasu, by coś odrobić. Wielokrotnie przeżywałem takie sytuacje, że kryzys dotykał zespół w momentach niewłaściwych i brakowało czasu na reakcję. Mam nadzieję, że po kryzysie z końcówki jesieni wiele się nauczymy i wyciągniemy wnioski. Proszę pamiętać, że naprawdę mamy młodą drużynę i to normalne, że pod względem mentalnym młodzież cały czas się uczy, wciąż rozwija.

Futbol to taka dyscyplina, że cały czas trzeba być gotowym, przygotowanym. Jeśli wyciągniemy wnioski z tego słabszego momentu, nauczymy się co robić lepiej na przyszłość, to będzie cenne. I ta przerwa w rozgrywkach była właśnie okazją do wielu przemyśleń. Nie ma wątpliwości, że w każdym meczu, niezależnie od tego z kim gramy, musimy dawać z siebie wszystko. Kolejna nauka, którą musimy sobie przyswoić jest taka, że jeśli nie możemy wygrać, to nie wolno nam przegrać, bo czasami remis też się może przydać. Jednym słowem, te negatywne chwile mogą w przyszłości dać nam wiele korzyści i to jeszcze w tym sezonie. Tym bardziej że to akurat sezon absolutnie inny, cięższy. Dwa mecze dodatkowe w Lidze Mistrzów, kolejne dwa w play-offach, choć Barcelona akurat ich uniknęła awansując bezpośrednio do 1/8 finału, to już spore obciążenie. Dlatego ten sezon będzie dużym wyzwaniem dla drużyn, dla zawodników, dla sztabów. Zarówno z punktu fizycznego, jak i mentalnego.

Bo doszliśmy chyba do krytycznego punktu. Rozgrywacie tak dużo meczów, mowa o piłkarzach topowych klubów, że wygląda to powoli na testowanie, ile jest w stanie wytrzymać organizm zawodowego futbolisty.

Niby mówi się, że w Lidze Mistrzów mogą dojść cztery więcej mecze, więc w skali sezonu może niedużo, ale to naprawdę robi różnicę. Rozłożone w czasie niby są niewidoczne, ale kiedy dochodzą cztery mecze Ligi Mistrzów rozgrywane w środku tygodnia, to - podkreślam - są to cztery tygodnie, kiedy nie możesz ani normalnie potrenować, ani się zregenerować, odpocząć. W kontekście końcówki sezonu to będzie mieć znaczenie.

Ale to przesuwanie granicy staje się powoli wręcz niebezpieczne. To musi odbywać się również kosztem jakości, nie sądzisz?

Oczywiście, że tak. Poziom meczów spadnie, piłkarz nie będzie w stanie zagrać całego, tak wyczerpującego sezonu na jednakowo wysokim poziomie fizycznym i mentalnym, jak mógł to robić jeszcze kilka lat temu. Piłkarz nie da rady tworzyć widowiska w każdym meczu. To nierealne. W grę wchodzi aspekt fizyczny, ale również mentalny. Mecze to przecież także męczące podróże, to powroty do domu o 4 rano i nieprzespane noce, których nie ma później gdzie i jak nadrobić. Jasne - jeden, drugi, trzeci mecz dasz radę. Ale później to wróci. Wystarczy, że zawodnik nie będzie gotowy w decydującym momencie na 100 procent, ale na 95, a to już zrobi różnicę.

I być może Robert Lewandowski, dbający o siebie, o swoją dietę, trening, regenerację, nie będzie wzorem, ale normą, bo inaczej się po prostu nie da.

Dbanie o siebie to jedna rzecz. To oczywiście pomaga. Świadomość i wiedza na ten temat są zresztą większe niż lata temu i wielu piłkarzy to rozumie, ale aspekt psychologiczny jest naprawdę bardzo istotny. Jeśli ktoś ma talent, to na tym talencie do 23. bądź 24. roku życia da radę. Mniej więcej, bo to sprawy indywidualne. Natomiast później sam talent nie wystarczy. Potrzebujesz mentalności. Tymczasem dziś świat futbolu trochę rozwija przed młodymi zawodnikami czerwony dywan.

Ja rozumiem potencjał, talent, itd., ale to zabija nieco budowanie ich mentalności. Dążę do tego, że nie mam pewności czy ci młodzi, kiedy przyjdzie gorszy czas, będą potrafili sobie z tym poradzić. Prawda jest taka, że mając 18-20 lat możesz coś wygrać i zarobić pieniądze, ale jeśli w ślad za tym nie nastąpi odpowiedni rozwój mentalny, na najwyższym poziomie, to w wieku 25-26 lat nie będziesz w stanie przeskoczyć tych paru procent. I jeśli wówczas dopiero zaczniesz nad tym pracować, to będzie ci ciężej. Dlatego uważam, że w przyszłości dużo trudniej będzie zawodnikom utrzymać się na topowym poziomie więcej niż dziesięć lat niż obecnie albo w przeszłości. To jest wyzwanie dla młodych piłkarzy.

No to w tej chwili zasmuciłeś fanów Lamine'a Yamala, którzy dziś widzą w nim kogoś, kto w przyszłości będzie kimś więcej niż Pele, Maradona czy Messi. Tymczasem może być mu trudniej.

Zgadza się. Jest super zawodnikiem o wielkim talencie, lecz ważne jest jego otoczenie, które powinno myśleć nie o tym, co będzie z nim za dwa-trzy lata, ale żeby na topowym poziomie był za dziesięć lat. Chodzi o to, co się dzieje wokół młodych zawodników. Bo pieniądze, które zarabiają są wspaniałe, ale - nie oszukujmy się - pieniądze potrafią też osłabić zawodnika. Jesteśmy ludźmi. Poza tym pamiętajmy o bodźcach zewnętrznych. Kiedy ja zaczynałem było inaczej. Czekało się do poniedziałku na gazetę i tyle, internet dopiero się rozwijał, inaczej zresztą funkcjonował. Łatwiej było mojemu pokoleniu pod tym względem. Teraz żyjemy w świecie, gdzie komentarze na social mediach bywają bardzo skrajne. To też może wykańczać młodych zawodników w dłuższej perspektywie. Dlatego choć talent Lamine'a jest bezsporny, to ważny jest szereg decyzji jego i jego otoczenia, żeby za dziesięć lat wciąż chciało mu się jeszcze więcej.

A widziałeś wcześniej kogoś tak piekielnie utalentowanego jak on?

Nie. Przyszedł na trening do nas jak miał 15 lat. Wtedy zobaczyłem go po raz pierwszy. Wcześniej widziałem wielu młodych i utalentowanych. To było zawsze widać: o, mają to coś! Ale nigdy nie miałem pewności, że tak, to właśnie ten chłopak zrobi wielką karierę. Aż zobaczyłem Lamine'a i powiedziałem tylko: "wow...". Zapytałem, ile on ma lat. Dowiedziałem się, że piętnaście. Odparłem, że to niemożliwe. Pierwszy raz zobaczyłem gościa, który zrobił na mnie takie wrażenie, a nie ukrywam, żeby na mnie ktoś zrobił wrażenie, to jest ciężko. Naprawdę nie widziałem nikogo podobnego. Nawet nie chodzi o sam talent jako taki, ale o to, że on gra jakby miał pięć, siedem lat więcej niż ma.

Lamine Yamal i Robert Lewandowski / fot. GettyImages
Lamine Yamal i Robert Lewandowski / fot. GettyImages

Jako człowieka, który w futbolu sporo już przeżył i zawodnika, który ma niewątpliwie szersze spojrzenie na wiele spraw, wykraczające poza najbliższy mecz, niepokoją cię te wszystkie doniesienia o problemach finansowych Barcelony? Czy potrafisz się od tego odciąć, skupiając na swoich zadaniach?

To akurat jest ciekawy temat. Faktycznie, jeśli ktoś śledzi wszystko z oddali i poczyta w mediach o różnych sprawach, to może się wydawać, że jest źle... Natomiast ja mam inną perspektywę, jestem blisko i wiem, że dla tego klubu nadchodzą powoli dobre czasy. Przychodząc do Barcelony zdawałem sobie sprawę, z jakimi wyzwaniami ten klub się mierzy. Za to, co zarząd i prezydent w ostatnich czterech latach zrobili na płaszczyźnie wyjścia z kryzysu finansowego, bo klub jeszcze kilka lat temu był być może na krawędzi bankructwa, jestem pełen uznania i szacunku dla tych osób, dla ich starań o wyprowadzenie klubu na właściwą ścieżkę. A czytając o naszych kłopotach warto też pamiętać, że media hiszpańskie dzielą się na probarcelońskie i prorealowskie. Odbywa się zatem ciągłe szukanie w dobrej sytuacji czegoś złego i na odwrót. Jeśli jeden klub zrobi dobrze, to druga strona zawsze znajdzie coś złego i umiejętnie to nagłośni.

Reprezentacja Polski w roku 2024 to w twojej ocenie bardziej na tak, czy na nie?

Awansowaliśmy do finałów mistrzostw Europy - to na tak. Gdybyśmy wyszli z grupy, to byłoby drugie tak, ale że nie wyszliśmy, to jest nie. Czyli: tak i nie. Wiele osób od dłuższego czasu powtarzało mi, że ja nic nie muszę. Ale ja wciąż chcę. To jest ta różnica. Dlatego niezmiennie staram się kadrze coś dać. Jestem w reprezentacji od 16-17 lat. Opuściłem może dwa zgrupowania i to z powodu kontuzji. Przyjazd na kadrę i mecz w reprezentacji wciąż wywołuje specjalne uczucia. Oczekiwania zawsze są duże. Ja wiem, że ostatni okres, szczególnie Liga Narodów, pokazały jak dużo jest rzeczy do poprawy. Widzę wyzwania stojące przed reprezentacją. Zdaję sobie sprawę, że poza przebłyskami, nie wyglądało to w Lidze Narodów tak, jak byśmy sobie wymarzyli. Zbliżające się eliminacje mistrzostw świata to czas na stabilizację i ulepszenie, rozwinięcie tego, co do tej pory nie funkcjonowało albo mogło lepiej funkcjonować.

A wracając jeszcze do Euro, to może nie ma sensu zaklinać rzeczywistości, że powinniśmy grać w ćwierćfinale, bo być może nasz stan posiadania do tego wcale nie uprawnia. Może taki jest nasz pułap?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że mieliśmy ciężką grupę. W innej mogłoby się potoczyć inaczej. Tymczasem graliśmy z Holandią, Austrią i Francją. Gdyby te drużyny znalazły się w komplecie w ćwierćfinale czy nawet półfinale, to nikt by się jakoś specjalnie nie zdziwił. Nam zabrakło jakichś dziesięciu procent, żeby powalczyć o awans.

A te brakujące dziesięć procent na Euro to może był brak zdrowego Roberta Lewandowskiego, który w pierwszym meczu nie zagrał w ogóle, w drugim pojawił się na placu na ostatnie pół godziny… Patrzyłeś z boku, nie mogłeś pomóc.

Po pierwszym meczu z Holandią byłem przekonany, że wtedy można było zremisować albo nawet wygrać. Bardzo żałowałem tego spotkania. Rozegraliśmy dobry mecz, przegraliśmy, a ja miałem nieodparte wrażenie: kurczę, to był mecz, który mógł dać nam dużo więcej. Dobry wynik zmieniłby nasze szanse na awans. Z Austrią to był już z kolei inny mecz, wszedłem z ławki, słabo zagrałem. Od początku w Berlinie mieliśmy problemy, ciężko było mi coś zmienić. Wchodzisz w takim momencie na plac po kontuzji i to nie jest łatwe. Potrzebujesz 20-30 minut, by wejść w taki mecz. Chyba że masz drużynę, która nieustannie atakuje. Nie pomogłem zespołowi tak, jakbym chciał, ale bądźmy szczerzy - cały mecz w naszym wykonaniu nie był wybitny.

Z Francją grało mi się już bardzo dobrze; pojedynki, utrzymywanie przy piłce, to funkcjonowało już na innym poziomie. W każdym razie reprezentację Polski do Euro postrzegam na tak, a potem już... tak-nie. A po Lidze Narodów zauważyłem rzeczy, elementy, które nie rozwijają się tak, jak powinny. Ja chcę pomóc, więc jeśli ktoś mnie zapyta i zechce wysłuchać, to o tym będę mówił. Nie mam z tym problemu, bo zawsze najważniejsze jest dobro reprezentacji. Zawsze staram się szukać rozwiązania. Jeśli widzę rzeczy, które mogłyby lepiej funkcjonować, to je wskażę. Ale wierzę w potencjał drużyny, w to, że zaczniemy dobrze eliminacje mundialu i przede wszystkim będziemy wygrywać. W marcu są dwa mecze o punkty, w czerwcu jeden. Wierzę w komplet punktów, w ślad za tym, że złapiemy stabilność i zaczniemy iść w kierunku, jakiego wszyscy oczekują.

2024 nie był udanym rokiem dla Roberta Lewandowskiego-reprezentanta Polski
2024 nie był udanym rokiem dla Roberta Lewandowskiego-reprezentanta Polski

Skoro o kierunku mowa, to Michał Probierz twierdzi, że nie zejdzie z obranej przez siebie drogi, nie zmieni pewnej idei, zgodnie z którą drużyna ma grać do przodu, bardziej swobodnie, radośnie. Odczuwasz to?

Jeszcze muszę uzupełnić to, o czym mówiłem wcześniej. Nie oszukujmy się, był problem kiedy wielu kadrowiczów nie grało w swoich klubach. Starszy, doświadczony piłkarz może sobie z tym poradzić, dla młodych graczy to niedobrze i to również jest wyzwanie dla selekcjonera. Piłkarz grający regularnie będzie stanowił zawsze wartość dodaną dla reprezentacji. Poza tym chciałbym wyleczyć wiele osób z myślenia, że jak kadrowicze są w zagranicznych klubach, to już jest to coś lepszego. W każdej reprezentacji europejskiej są piłkarze grający poza granicami swojego kraju. To normalne. Stereotyp sprzed dziesięciu czy piętnastu lat już nie działa, ten argument trzeba wyrzucić.

Pytałem o tę zmianę w stylu gry reprezentacji, o której często mówi selekcjoner, bo kilka lat temu mówiłeś, że uzależniasz swoją dalszą grę w drużynie narodowej od tego, czy będziesz czuł frajdę z występów w niej.

Od jakiegoś czasu zacząłem zmieniać swoje podejście do pewnych spraw. Tak jak mówiłem chwilę wcześniej, że ja już nic nie muszę. Ja już tylko mogę i chcę. I być może ta zmiana nastawienia przywróciła mi frajdę. Nie nakładam na siebie niepotrzebnej presji. Ja mam motywację, a to wszystko, co dociera do mnie z zewnętrz, te wszystkie komentarze, nie działają na mnie w takim stopniu jak jeszcze kilka lat temu. I chyba jest mi z tym łatwiej, nie jestem mentalnie zmęczony, jak być może wielu zawodników na moim miejscu by było. Pracowałem nad tym, zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać jakiś czas temu, ponieważ nie chciałem dopuścić do wypalenia. Gdybym nie dokonał takiej zmiany, gdybym podchodził do wszystkiego tak jak wcześniej, byłbym pewnie wypalony mentalnie.

O statystykach już mówiliśmy. Kto chce, to zauważy, kto nie chce - nie zrobi tego. Suche liczby są takie - strzeliłeś w roku dwa gole dla drużyny narodowej, oba z rzutów karnych. Tylko że jest druga strona medalu. W Barcelonie jesienią kilkanaście bramek zdobyłeś po pierwszym kontakcie z piłką. To kwestia obsługi środkowego napastnika, mitycznego serwisu, a rzeczywistość reprezentacyjna jest kompletnie inna od klubowej.

Zgadza się, to przecież zupełnie inny styl grania. Ja po wyjazdowym meczu ze Szkocją powiedziałem, że fajnie, że strzeliliśmy trzy gole i wygraliśmy mecz, który może być ważny w kontekście Ligi Narodów, ale zobaczcie, ile na Hampden sytuacji stworzyliśmy. Dwa gole z karnych, jeden strzał z dystansu, a w polu karnym brakowało sytuacji. Tu jest miejsce do poprawy - tak mówiłem wtedy. Dla mnie zawsze był wyzwaniem przyjazd z klubu na kadrę. W reprezentacji zawsze było mniej sytuacji, mniej okazji do zdobywania bramek. Nauczyłem się jednak tego. Nigdy nie oczekiwałem, że ta rzeczywistość będzie identyczna. Staram się pomagać drużynie narodowej tak czy inaczej, ale niewątpliwie jest to segment, który można poprawić, by być w polu karnym rywala częściej, by stwarzać sytuację napastnikowi. Choć mówiąc uczciwie, to w drugim meczu ze Szkotami, w Warszawie, te okazje już były. Jeśli ja, jako napastnik, mam sytuacje, to jest już super. Nawet jeśli się nie trafi, to trudno. Wolę mecz, w którym nie wykorzystam klarownej sytuacji, niż taki, w którym nie mam żadnej sytuacji.

Robert Lewandowski chwali sobie współpracę z Michałem Probierzem
Robert Lewandowski chwali sobie współpracę z Michałem Probierzem

Grasz ponad 15 lat na zawodowym poziomie. Czy w tym okresie zmieniła się rola środkowego napastnika w futbolu czy to tylko dorabianie teorii, a tak naprawdę wciąż chodzi tylko o strzelanie goli?

Nie wiem, czy zmieniła się rola. Na pewno zmienił się sposób oceny napastnika. Wiadomo, że każdy patrzy na liczby, ale ja mógłbym wielokrotnie te statystyki obalić, widząc mecz, a konkretnie to, jak się ktoś porusza, jak wychodzi na pozycję, po co to robi i dlaczego? Najłatwiej patrzeć na napastnika: strzelił czy nie? Pewnie dzięki statystykom łatwiej jest ludziom, którzy nie do końca interesują się piłka nożną, zweryfikować, czy ktoś zagrał dobrze czy źle. Natomiast jeśli chodzi o zmianę roli, to zauważam to na innych pozycjach. Inaczej niż jeszcze niedawno grają skrzydłowi, jest w ogóle inny rodzaj skrzydłowych, inny rodzaj środkowych pomocników, inny środkowych obrońców. Coraz mniej jest tych charakternych obrońców z dawniejszych lat, teraz wszystkich ćwiczy się w umiejętności wyprowadzania piłki.

Co pewnie wpływa też na zachowanie napastników.

Pewnie też. Zmienia się piłka nożna, a napastnicy przy okazji. Wydaje mi się, że dziś szkoli się napastników bardziej sztampowo, a jednostki spoza schematu trafiają się, ale coraz rzadziej. Ja zawsze uważałem, że są dwie bardziej zindywidualizowane pozycje na boisku - bramkarz i napastnik - które różnią się od innych, choć na końcu wszyscy powinni funkcjonować jako jedność. To pewnie jest jakiś challenge dla szeroko rozumianego systemu szkolenia, żeby coraz więcej trafiało do piłki jednostek różniących się od tych, którzy grają bądź próbują grać podobnie. Bo z perspektywy czasu patrząc, to 15 lat temu różnorodność piłkarzy była większa niż w pokoleniu obecnym albo tym, które za chwilę będzie.

Zawsze twierdzisz, że pracowałeś z wieloma wybitnymi trenerami, od każdego starałeś się i starasz coś czerpać, unikasz jednoznacznej odpowiedzi na pytanie od którego najwięcej, natomiast czy był piłkarz, partner z drużyny, który miał największy wpływ na ciebie jako piłkarza?

Myślę, że było wielu takich, z którymi dyskutowałem na temat futbolu, ale kimś, z kim poczułem na boisku specjalną więź do tego stopnia, że widziałem gdzie zagra piłkę i dlaczego ją tam zagra, że szuka mnie, był Thomas Mueller. Samo to, że patrzył na mnie, sprawiało, że rosła moja gotowość. Rozumieliśmy się bardzo dobrze, bo rozumiemy piłkę nożną. Ale przyznam szczerze, że Lamine Yamal, mimo młodego wieku zaczyna szybko się uczyć. Porównując go z pierwszym rokiem, kiedy zaczynał grać w Barcelonie, to dużo łatwiej mi się z nim gra, dużo lepiej go rozumiem. Widzę, że on też coraz lepiej rozumie piłkę. Dużo łatwiej jest mu jakąś kwestię taktyczną wytłumaczyć.

Tymczasem zdarza się, że wielu młodych zawodników w Barcelonie myśli, że to ktoś na boisku czegoś nie zrobił tak jak powinien w określonej sytuacji, podczas gdy tak naprawdę to oni wówczas zachowali się niewłaściwie. Górę bierze gorąca głowa, a nie wiedza taktyczna. Źle patrzą, źle coś widzą. Stąd rozmowy z nimi, ponieważ czasami trzeba ich po prostu jeszcze wyprowadzać z błędu. Lamine zaś szybko łapie pewne rzeczy. To akurat trudno wytłumaczyć, ale zdarza się takie wewnętrzne połączenie między zawodnikami, którego nie widać, ale które istnieje. I zaczynam czuć podobne z Yamalem.

Zresztą nie tylko z nim, bo i choćby z Pedrim. Każdy mecz powoduje, że lepiej rozumiem się także z Raphinhą. On bardzo mocno dogrywa piłkę. Tak mocno, że czasami brakuje czasu na re- akcję. Więc tłumaczę: Rapha, lepiej lżej, ale w punkt, bo nawet jak zagrasz super piłkę, ale mocno, to napastnikowi ciężko ją skontrować, skontrolować, nawet dopasować kroki do uderzenia. I na szczęście widzę, że od początku tego sezonu, czyli mojego trzeciego w Barcelonie, zaczynamy rozumieć się coraz lepiej.

Raphinha i Robert Lewandowski / fot. GettyImages
Raphinha i Robert Lewandowski / fot. GettyImages

Pytałem o piłkarzy, bo ciekaw byłem, czy grając w Bayernie z Xabim Alonso już miałeś wrażenie, przeczucie, że to będzie w przyszłości aż taki kozak jako trener?

Zazwyczaj trudno jest, obserwując zachowania zawodnika, stwierdzić czy on w ogóle będzie kiedyś trenerem. Dlaczego? Nie możesz będąc piłkarzem zachowywać się jak trener i odwrotnie. Musisz się potem zmieniać. Dlatego można ewentualnie tylko próbować zgadywać. Na zasadzie, że ktoś kto pracował z wieloma świetnymi szkoleniowcami, na pewno nabył wiedzę, której nigdzie indziej by nie znalazł. I na starcie komuś takiemu przeszłość pomaga, ale potem dochodzą inne czynniki, jak zarządzanie drużyną, umiejętność wydobycia z piłkarzy tego, co najlepsze. Natomiast w przypadku Xabiego nie miałem wątpliwości, ponieważ z nim często rozmawiałem, a on nie ukrywał swoich ambicji i po prostu wiedziałem, że zostanie trenerem.

Podkreślasz potrzebę pracy nad sobą w różnych aspektach. Dla wielu jesteś jednak wzorem fizyczności. Ostatnio mój młody kuzyn zapytał mnie czy Robert Lewandowski potrafi dziś zrobić więcej pompek niż w wieku dwudziestu lat?

Na pewno. Lata pracy nad sobą powodują, że jestem zdecydowanie silniejszy i fizycznie lepiej wyglądam niż kiedy miałem 20 lub 25 lat. Natomiast to nie jest tak, że wszystko jeden do jednego funkcjonuje identycznie jak pięć lat temu. Muszę zwracać większą uwagę na wiele czynników, choćby na regenerację. Natomiast pamiętam, że w wieku 21 lat podjąłem decyzję, że muszę coś zmienić, by uzyskać odpowiedni efekt, mianowicie taki, że kiedy będę miał 35 lat, to jeszcze dwa czy trzy lata dłużej będę mógł pograć na odpowiednio wysokim poziomie. I tak się stało. W wieku 22 lat rozpoczęła się zmiana. Zmiana nawyków, podejścia do treningów, do regeneracji...

Czy biorąc pod uwagę sportowe geny, czujesz, że córki będą sportsmenkami?

Starsza niewątpliwie ma ten sportowy gen, młodsza zaczyna go mieć, choć na początku nie miała. Nie będę naciskał. Wiem, że to będzie dla nich cięższe, ale pomogę, jeśli zobaczę, że będą chciały.

Co cię kręci oprócz samej gry w piłkę?

Przez wiele lat kariery parłem do przodu i nie widziałem tego, co dzieje się z boku. Inaczej - nie zwracałem uwagi na sprawy, które mnie omijają, tak bardzo skupiony byłem na tym co przede mną. I właśnie teraz, te mniejsze rzeczy, na których kiedyś nie byłem dostatecznie sfokusowany, zaczynam zauważać i może nawet bardziej doceniać. Bo wiem, że te wszystkie sprawy związane z piłką wraz z upływem czasu, coraz już krótszego w przypadku sportowca, będą się kończyć. Staram się więc żyć, mówię tu o świecie piłkarskim, trochę na nowo. Jakbym dopiero zaczynał. I dostrzegać w związku z tym rzeczy, których kiedyś albo nie chciałem zauważać albo po prostu nie miałem czasu.

Wydaje mi się, że zmieniam się jako piłkarz, ale i jako człowiek. Jestem na innym etapie, innym poziomie, inaczej myślę niż dziesięć czy nawet pięć lat temu. Staram się rozwijać na każdej płaszczyźnie. Piłka nożna daje mi narzędzia do takiego rozwoju. Ja nigdy nie traktowałem futbolu stricte pod kątem sportowym. Zawsze interesowały mnie aspekty mentalne, kwestie zarządzania klubem i myślę, że ta wiedza może mi kiedyś pomóc w dalszym życiu zawodowym. Zawsze czułem, że piłka da mi fundamenty, które kiedyś będę mógł wykorzystać. One są bardzo cenne i ważne. W książkach tego nie wyczytasz, praktyka i doświadczenie to zupełnie inne kwestie niż teoria. Myślę, że to wartość, którą pielęgnuję i staram się rozwijać.

Pomijając wszystkie możliwe kwestie: finansowe, interpersonalne, środowisko do życia, sukcesy, które również odnosisz w Barcelonie i daleko ci do miana emeryta, nie pojawiła się nigdy myśl: a co gdybym jednak został w Bayernie? Co gdybym na przykład przeskoczył Gerda Muellera bądź wyśrubował inne rekordy?

Nie, absolutnie. Miałem świadomość tego co dałem klubowi i co Bayern dał mi, czyli ile mu zawdzięczam, lecz czułem jednocześnie, że pobicie kolejnego rekordu, to nie byłoby jakieś pragnienie, które wychodziłoby ze mnie. Pewnie wiele osób oczekiwało kolejnych rekordów, ale ja już ich tyle w Bayernie pobiłem, że wewnętrznie czułem, że to czego potrzebowałem, to już zrobiłem. To wszystko zostanie ze mną, także wdzięczność w stosunku do klubu, z którym tyle rzeczy dane było mi wygrać. Razem z Bayernem udało mi się przecież wejść na zupełnie inny poziom wszystkiego, także finansowy. Do dziś mam kontakt z wieloma ludźmi z Bayernu. Jeśli rozmawiam na przykład z Karlem-Heinzem Rummenigge, to zawsze zapewniam go, jak dobrze czułem się w Monachium. Na nic nie mogłem narzekać. Wiedziałem jednak, że to jest ten moment, że jeśli chcę zachować radość, zyskać powiew świeżości, to właśnie wtedy, zmieniając klub.

Pragnąłem nowego wyzwania. Zawsze chciałem grać w La Liga, chciałem pomieszkać w innym, odmiennym kulturowo miejscu, zobaczyć jak wygląda świat gdzie indziej. Bo znów wracamy do tego, o czym mówiłem – piłka nożna to jest tylko jeden element całości. Miałem wrażenie i przekonanie, że gdybym został w Bayernie do końca kariery niezależnie jak ona by się potoczyła, to wewnętrznie bym żałował, że nie zobaczyłem, nie doświadczyłem tego jak to jest grać i żyć w innym kraju. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że przez strach przed podjęciem decyzji, mogłem coś przegapić. Nigdy nie chciałem się bać spróbować czegoś, jeśli czułem, że to może być dla mnie dobre. Bo jeśli ktoś próbuje, to już jest wartość. Nie chciałbym spojrzeć w lustro i powiedzieć: dlaczego nie spróbowałeś?

rozmawiał Zbigniew Mucha, "Piłka Nożna"

Komentarze (34)
avatar
kpt.Wagner
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Polakom to ty zejdź z oczu! 
avatar
The Iron Foot
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
8
7
Odpowiedz
Jeżeli nic już nie musi pan Lewandowski, to niech jak najszybciej znika z polskiej kadry, której od 16 lat wraz ze swoją kliką jest największym hamulcowym. 
avatar
Koń się śmieje
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
12
8
Odpowiedz
Polacy mówią nie wracaj ! 
avatar
Zgryz
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
Nie musi ale; zawsze może jeszcze sobie kupić kolejny dyplom do kolekcji. 
avatar
Józwa
17.02.2025
Zgłoś do moderacji
29
1
Odpowiedz
W ciągu 15 lat na topie RL był 2x Piłkarzem Roku FIFA The Best, 2x zdobył Złoty But, wygrywał Ligę Mistrzów... następnego tej klasy polskiego piłkarza może za 100 lat nasze prawnuki doczekają. 
Zgłoś nielegalne treści