Liga Mistrzów. Niebo płakało nad legendą, czyli ostatni angielski finał

Getty Images / Na zdjęciu: John Terry wykonujący rzut karny
Getty Images / Na zdjęciu: John Terry wykonujący rzut karny

Czerwone kartki, lejący deszcz i łzy Johna Terry'ego - tak wyglądał ostatni do soboty finał Ligi Mistrzów z udziałem dwóch angielskich drużyn. - Wciąż mam koszmary związane z tym meczem - mówił po latach legendarny kapitan Chelsea.

Był już wtedy legendą Chelsea. Kapitanem, liderem drużyny w szatni i na boisku. Kto, jak nie on powinien postawić kropkę nad "i" i dać The Blues pierwszy w historii triumf w Lidze Mistrzów. Dotychczas niezawodny, na dodatek mający za sobą znakomite 120 minut.

Jak relacjonowała angielska prasa, puby na londyńskiej Fulham Road, opanowane przez fanów Chelsea, szykowały się do eksplozji niczym wulkan do erupcji. "Wszyscy czekali tylko na jeden moment, tam się wszystko gotowało. Brakowało tylko iskry" - pisali brytyjscy reporterzy.

Brakowało tylko celnego strzału Johna Terry'ego. Będący klubową ikoną piłkarz ustawił piłkę na jedenastym metrze, by pogrążyć Manchester United. O ironio klub, któremu kibicował w dzieciństwie jako pierwszemu. Lubos Michel gwizdnął. Miały być łzy szczęścia, były łzy smutku. Podczas oddawania strzału Anglik poślizgnął się i trafił piłką w słupek.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone

Doszło do aresztowań przed finałem Ligi Mistrzów. Czytaj więcej--->>>

Terry przez dłuższy moment nie wstawał z murawy, a siedzący na trybunach Łużniki w Moskwie Roman Abramowicz reagował nerwowym uśmiechem. Rosjanin, podobnie jak miliony kibiców The Blues nie mógł uwierzyć, że w najważniejszym momencie zawiódł właśnie ten niezawodny.

- On chciał najbardziej ze wszystkich nas. Zasłużył, by strzelić tego karnego, zasłużył jak nikt inny. Futbol bywa niezwykle okrutny - mówił potem Frank Lampard. Również był załamany - kilka tygodni wcześniej zmarła jego mama, a zakończenie finałowego meczu Ligi Mistrzów wywołało u niego zwątpienie i pytanie samego siebie o dalszą karierę.

Choć to właśnie Lampard dał w tym finale nadzieję Chelsea, która przegrywała z Manchesterem United 0:1 po golu Cristiano Ronaldo. Tuż przed przerwą to właśnie Anglik najlepiej zareagował na rykoszet w polu karnym rywali i trafił do siatki. Po chwili zadedykował gola zmarłej mamie, unosząc głowę i ręce do nieba.

To był ostatni radosny moment dla piłkarza tego wieczoru. Niebo zareagowało deszczem. The Blues nie mieli szczęścia, Edwina van der Sara ratowała poprzeczka, a na dodatek w dogrywce czerwoną kartkę za uderzenie Nemanji Vidicia zobaczył Didier Drogba. Jak później się miało okazać, miało to wielki wpływ na końcowy wynik finału.

Jak zdradził później Henk ten Cate, asystent menedżera Chelsea Avrama Granta, to właśnie iworyjski napastnik był szykowany do strzelania karnego w piątej serii. Wobec braku Drogby, do piłki podszedł Terry. Trafił w słupek, a gdy w siódmej serii Van der Sar obronił uderzenie Nicolasa Anelki, było jasne, że to koniec.

"To były karne, które wstrząsnęły futbolem" - przekonywały brytyjskie media. Na bohatera wybrano oczywiście holenderskiego bramkarza Man Utd, po drugiej stronie znalazł się oczywiście Terry, a jego zapłakana twarz trafiła na okładki "The Sun" i innych gazet. Łzy miały towarzyszyć kapitanowi Chelsea jeszcze przez wiele godzin po finale.

- Nikt nie miał prawa mieć do niego pretensji. On jeszcze wygra z Chelsea Ligę Mistrzów - zapowiadał po meczu Grant. I miał rację - cztery lata później The Blues w końcu wygrali rozgrywki, choć już bez izraelskiego trenera. On został zwolniony zaledwie kilka dni po finale na Łużnikach.

Po przegranym finale Terry czuł się jednak zobowiązany przeprosić wszystkich kolegów z drużyny i kibiców za swoje niepowodzenie.

Finał Ligi Mistrzów: Madryt obawia się najazdu angielskich kibiców. Czytaj więcej--->>>

"Jestem ogromnie rozczarowany, że z powodu przestrzelonego karnego pozbawiłem Was, kibiców, kolegów z drużyny, rodziny i przyjaciół, tytułu najlepszego zespołu w Europie. Wiele osób mówiło mi, że nie muszę przepraszać, ale ja mam ochotę to uczynić. Przeżywałem ten moment przez cały czas. Spałem tylko kilka godzin i za każdym razem, gdy się budziłem, miałem nadzieję, że to był tylko zły sen" - napisał w otwartym liście.

I choć w 2012 roku, też po rzutach karnych, choć tym razem przeciwko Bayernowi Monachium Chelsea wygrała w końcu LM, koszmary dotyczące finału z Moskwy nawiedzały go nawet po tym sukcesie. Być może dlatego, że w decydującym spotkaniu przeciwko Bawarczykom Terry nie zagrał z powodu kartek.

- To sytuacja, nad którą nigdy nie przejdę do porządku dziennego. Oczywiście z czasem człowiek radzi sobie z tym lepiej, umie się z tym trochę oswoić, ale do końca koszmar tego finału nigdy mnie nie opuści. Wiele razy budziłem się w nocy z tą myślą, mając w oczach obrazki z tego meczu - przekonywał w 2015 roku.

- Co jednak było najgorsze po tym finale? Gdy kilka dni później pojechałem na zgrupowanie reprezentacji Anglii i zobaczyłem przy stole moich rodaków z Manchesteru United. Nie chciałem ich tam, nie chciałem tam siebie. To był dla mnie traumatyczny czas - dodawał szczerze Terry.

Taki był jedyny angielski finał Ligi Mistrzów. Ostatni do soboty. Tego dnia Madryt okaże się miejscem szczęścia jednych i dramatu drugich. Liverpoolu lub Tottenhamu, Tottenhamu lub Liverpoolu. I jak przy okazji każdego finału można być pewnym tylko tego, że akurat łez w nim nie zabraknie.

Komentarze (0)