We wtorek na Anfield Road niemożliwe stało się możliwe. Liverpool odrobił straty z pierwszego meczu półfinałowego Ligi Mistrzów, który przegrał 0:3, strzelił Barcelonie cztery gole i awansował do finału. Gdy cała Europa zachwyca się wyczynem "The Reds" i charakterem drużyny Juergena Kloppa, w stolicy Katalonii panuje bezgraniczny smutek.
Jednym z piłkarzy, którzy w rewanżu z Liverpoolem zawiedli najbardziej, był Luis Suarez. Urugwajski snajper był niewidoczny, nie stwarzał pod bramką rywali praktycznie żadnego zagrożenia. Po spotkaniu postanowił mocno uderzyć się w pierś.
- Musimy złożyć surową samokrytykę, drugi raz przydarza się nam to samo. Nie możemy popełnić tego samego błędu drugi rok z rzędu - powiedział po meczu w strefie wywiadów, nawiązując do ubiegłorocznej porażki Barcelony z Romą. W pierwszym meczu ćwierćfinału ekipa z Katalonii wygrała wówczas 4:1, by w rewanżu przegrać 0:3 i odpaść z rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kto w finale Ligi Mistrzów? "Pochettino ma plan"
Czytaj także:
- Ernesto Valverde skomentował klęskę swojej drużyny
- Liverpool odrobił trzy gole straty jako trzeci w historii Ligi Mistrzów
- Jest wiele spraw, nad którymi trzeba się zastanowić. W takim klubie jak Barcelona pewne rzeczy po prostu nie mogą się dziać - podkreślił Suarez.
- Piłkarze Liverpoolu zrobili to, co chcieli - szybko strzelili gola. Wierzyli w sukces od pierwszej do ostatniej minuty - mówił o zawodnikach swojego byłego klubu 32-letni napastnik. - Przy czwartym golu wyglądaliśmy jak juniorzy. Musimy być świadomi, że teraz będziemy ostro krytykowani - dodał.
Suarez stanął zarazem w obronie trenera Ernesto Valverde, któremu bardzo mocno obrywa się za porażkę na Anfield. - To my byliśmy na boisku. Musimy przeprosić za naszą postawę, za to co wydarzyło się na boisku. Nie byliśmy zespołem - przyznał gwiazdor Barcelony.