Od idola do wroga. Zbigniew Boniek persona non grata dla kibiców Juventusu

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek w koszulce Juventusu (L)
PAP / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek w koszulce Juventusu (L)
zdjęcie autora artykułu

- Dla fanów Juventusu jego zachowanie było niewybaczalne - mówi dziennikarz i specjalista od historii mistrza Włoch, Adam Digby. Zbigniew Boniek był idolem fanów Starej Damy, jednak wkrótce stał się ich wrogiem. I dla części jest do dzisiaj.

W tym artykule dowiesz się o:

Chociaż Juventus Turyn już dawno zapewnił sobie ósmy z rzędu tytuł mistrza Italii, niedzielne spotkanie z Romą elektryzuje kibiców obu klubów. Historię obu włoskich gigantów łączą nie tylko sukcesy, ale i odwieczna rywalizacja. Pełna nie tylko wzajemnej nienawiści kibiców, także zdrad.

Dla sporej części kibiców Starej Damy takiej dopuścił się Zbigniew Boniek. Jeden z najlepszych, być może i najlepszy polski piłkarz w historii, największe sukcesy odnosił w barwach Juventusu, będąc jednym z najważniejszych graczy drużyny, która sięgała po Puchar Europy, Puchar Interkontynentalny, Puchar Zdobywców Pucharów czy mistrzostwo Włoch.

Gdy jednak w 2010 roku klub postanowił umieścić gwiazdę z nazwiskiem Bońka na nowym stadionie, wśród 50 najbardziej zasłużonych piłkarzy w historii Juventusu, fani zaprotestowali. Na ich wniosek nazwisko obecnego prezesa PZPN zostało usunięte z galerii sław.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Drągowski robi furorę w Serie A. Czołowy klub ligi już wyraża zainteresowanie transferem

Czym Boniek zaskarbił sobie ich niechęć?

Trzeba zacząć od tego, że to właśnie AS Roma miała być pierwszym zagranicznym klubem w jego karierze. Gdy w 1982 roku 26-latek uzyskał zgodę na wyjazd z Polski, pierwszym klubem, z którym się dogadał, byli właśnie Giallorossi. Roma zaproponowała za niego 2 miliony dolarów, o 500 tysięcy więcej niż Juventus.

Wielki powrót gwiazdy Serie A. "Bałem się, że umrę". Czytaj więcej--->>> To jednak Stara Dama wygrała wyścig, zgłaszając gotowość przelania od razu całej sumy na konto łódzkiego klubu. Na dodatek Gianni Agnelli, właściciel koncernu Fiata zapowiedział większe inwestycje jego firmy w Polsce. Dlatego Boniek trafił ostatecznie do Turynu, a nie do stolicy kraju. 30 kwietnia, w ostatnim dniu zgłaszania obcokrajowców do Serie A.

Na północy Włoch spędził trzy lata pełne sukcesów. zdobył Puchar Zdobywców Pucharów (sezon 1983/84), Superpuchar Europy (1984 rok) oraz Puchar Mistrzów (sezon 1984/85). W 133 meczach strzelił 31 bramek, stając się gwiazdą calcio. Agnelli nadał mu przydomek "bello di notte", czyli piękność nocy. To dzięki temu, że najbardziej błyszczał w najważniejszych meczach, rozgrywanych przy światłach reflektorów.

Dla wielu jednak zupełnie tam nie pasował. Krnąbrny, stawiający na swoim i mający zawsze swoje zdanie Boniek nie pasował do turyńskiej codzienności i tamtejszego porządku.

- Słynny "styl Juve" potrzebował piłkarzy uporządkowanych, ulizanych, wszystkich spod jednej sztancy. On ze swoją rozczochraną, długą czupryną i koszulką wypuszczoną ze spodenek wyglądał na typowego południowca. Niepoukładany, czupurny, z temperamentem. W turyńskim modelu się nie mieścił - mówiła w rozmowie ze sport.pl była dziennikarka sportowa "La Repubblica", Valentina Desalvo.

Według pamiętających jego grę starszych włoskich dziennikarzy, Bońka ciągnęło do Rzymu. Stolicy, w której zakochać się miał od pierwszego wejrzenia. Gdy w 1985 roku zapowiedział Angelliemu, że chce odejść, uwielbiający go prezydent Juve wyraził zgodę, jednak po chwili dodał: "Ale chyba nie do Romy?".

Boniek zapowiedział, że może liczyć na jego profesjonalizm do końca kontraktu. Wkrótce Juventus grał z Romą, gola strzelił Boniek. Z kolei w swoim ostatnim występie w barwach Starej Damy przyczynił się do zwycięstwa nad Liverpoolem w słynnym finale Pucharu Europy na Heysel.

- Nie, nie było mi smutno. Cykl Juventusu Platiniego dobiegł końca. Przenosiłem się do Rzymu z uśmiechem na ustach, zakochałem się w tym mieście - wspominał wiele lat później. Już jednak w 1985 roku nie ukrywał większej sympatii do Romy, niż do Juve.

Chociaż fani ze stolicy przyjęli go nieufnie, to szybko zdobył ich serca. Gdy kilka miesięcy po transferze niemal w pojedynkę wygrał mecz z Napoli, był ich. Na dodatek po zdobytym golu podbiegł w kierunku trybun i przyłożył herb klubu do swoich ust. Dla fanów Juventusu był to ogromny policzek, dla romanistów ogromna satysfakcja.

Szalony plan AC Milan. Krzysztof Piątek odejdzie z klubu? Czytaj więcej--->>> - Nie każdy, kto grał w barwach Juve, musiał być ich kibicem - przypominał kilka lat temu Polak.

Boniek dolewał oliwy do ognia swoimi wypowiedziami. Przekonywał, że dopiero w Romie grał najbardziej spektakularny futbol. Każde kolejne ciepłe słowo o Rzymie sprawiało, że w Turynie najbardziej zawzięci fani myśleli o nim coraz bardziej chłodno. Musiało jednak minąć kolejnych kilkanaście lat, by miarka się przebrała.

Gdy w 2006 roku wybuchła afera Calciopoli, z Juventusem w roli głównej, Boniek nie przebierał w słowach. Był wtedy stałym ekspertem stacji RAI Uno w najbardziej popularnym programie piłkarskim we Włoszech, "Domenica Sportiva" i nie miał problemów z ostrą krytyką działań Luciano Moggiego i Juventusu.

- W tamtym czasie kibice czuli, że każdy, kto ich krytykuje, atakuje klub - mówi nam Adam Digby, dziennikarz zajmujący się Serie A, autor znakomitej książki "Juventus. Historia w czarno-białych barwach". - Dla fanów jego komentarze były niewybaczalne - dodaje.

W 2010 roku Boniek przekonał się, że część fanów Starej Damy naprawdę mu nie wybaczyła. To oni przekonali klub, by usunąć jego gwiazdę z nowego stadionu. Ostatecznie miejsce Polaka zajął Edgar Davids, tak zadecydowali kibice.

- Rzucam wyzwanie każdemu, by znalazł moją wypowiedź, w której atakuję Juventus. Andrea Agnelli był młody i chciał się zaprzyjaźnić z kibicami, chociaż wielu z nich darzy mnie szacunkiem. Odebrali mi gwiazdę, by - z całym szacunkiem - dać ją Davidsowi, który przez pół roku był zawieszony za doping - mówił zniesmaczony prezes PZPN.

- Przyczyna tego wszystkiego jest śmieszna. Mowa o grupie pięciuset śmiesznych osób, które potrafią na przykład podpalić swój stadion. Pięciuset, bo tyle e-maili klub dostał z protestem przeciwko mnie - dodawał. - Najwyraźniej okazałem za mało wdzięczności, ale komu? Zawsze dawałem z siebie wszystko na boisku dla Juventusu. Nigdy się nie oszczędzałem. Historii nie da się wymazać.

Gdy w maju 2018 roku pytaliśmy w Turynie kibiców Juve o Bońka, mówili wprost: - Zdradził nas. Jest romanistą, a my ich nienawidzimy. Nie wiemy, czemu nie lubi tego klubu, w barwach którego odnosił tyle sukcesów. Jak przekonuje Nicola Balice, dziennikarz serwisu calciomercato.com, ocena zachowania Juventusu jest trudna.

- To dziwna historia. Jako piłkarz Boniek jest legendą Juventusu i dlatego na początku trafił do galerii sław, zasłużył na to. Jednak ze względu na swoje wypowiedzi stał się wrogiem kibiców. Nie jest łatwo stwierdzić, czy Juventus postąpił słusznie czy popełnił błąd usuwając jego gwiazdę - ocenia w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Trzeba pamiętać, że w tym samym czasie gdy Juve podejmowało tę decyzję, klub był w trakcie odbudowy sportowej a także zdobywania na nowo swojej tożsamości i rozumiem, że nie chciał wchodzić w wojny z najbardziej wpływową grupą swoich kibiców - zauważa.

- Boniek to absolutna legenda Juventusu i był niezastąpiony w trakcie ich wielkich sukcesów w latach 80. Ze względu na swój wkład w sukcesy Juve bez wątpienia zasłużył na szacunek. Władze klubu nie miały jednak dużego wyboru po proteście kibiców - dodaje Adam Digby.

- Chyba po prostu komuś musiało przeszkadzać, że mieszkam w Rzymie... - mówił kilka lat temu były reprezentant Polski.

W niedzielę dojdzie do kolejnego starcia dwóch nienawidzących się ekip. Na Stadio Olimpico, gdzie również istnieje galeria sław. I choć Boniek nie znalazł się w niej ani na moment, może liczyć na zdecydowanie większy szacunek niż w stolicy Piemontu.

Źródło artykułu: