Ekstraklasa. Paweł Kapusta: głęboki wdech Legii (komentarz)

Newspix / Rafal Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: piłkarze Legii cieszą się ze zdobycia bramki
Newspix / Rafal Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: piłkarze Legii cieszą się ze zdobycia bramki

Jezus spacerował po jeziorze, a legioniści w dwa dni nauczyli się grać w piłkę. W niedzielę nieudacznicy, w środę - potentaci. Wpływowi zwolnienia Ricardo Sa Pinto na grę mistrzów Polski przyjrzeć się powinna watykańska kongregacja. Ta od cudów.

Legia Warszawa nie dała Jagiellonii najmniejszych szans, przespacerowała się po niej jak po łazienkowskim parku. Można się teraz zastanawiać, jak to możliwe, że raptem kilkadziesiąt godzin po kompromitującym występie w Krakowie legioniści pokazali zupełnie inne oblicze. Dominowali, kreowali okazje, strzelili aż trzy gole.

Ekstraklasa. Legia - Jagiellonia. Aleksandar Vuković: Najważniejsi są piłkarze

Nieśmiało przebija się w dyskursie teza, że zawodnicy po prostu nie chcieli umierać za Ricardo Sa Pinto, dyktatora z poliestru. Czuli, że jego zwolnienie jest na wyciągnięcie ręki, więc w Krakowie nie zrobili wszystkiego, by Portugalczykowi pomóc. Sprawa jest chyba jednak o wiele bardziej prozaiczna. Używając najbardziej obrazowego porównania: szatnia Legii była w ostatnich miesiącach jak zamknięty przedział w pociągu, w którym jeden z pasażerów nagle wyjął kanapkę z jajkiem i kiełbasą, i uprzykrzył wszystkim życie.

Dariusz Mioduski ten przedział w poniedziałek otworzył i lekko przewietrzył. Intruza wyrzucił na zbity pysk. Zawodnicy w końcu złapali większy oddech. Śmigali po boisku z autentyczną radością, jakby ktoś zrzucił z ich barków worki z cementem. Wygląda na to, że Legia na koniec sezonu jeszcze złapie rytm, dzięki czemu zapowiada się znakomity finisz ligi.

[color=black]ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Odejście Sa Pinto oczyści atmosferę w szatni Legii? "Zniknęła normalność. Tego nie powinien robić żaden trener"

[/color]

Oczywiście, pomogła Jagiellonia, która przy Łazienkowskiej pokazała futbol bojaźliwy, asekuracyjny. Od kilku tygodni mówi się, że w zespole przede wszystkim jest problem mentalny. Piłkarze totalnie stracili pewność siebie, która charakteryzowała ich chociażby w rundzie jesiennej. Zespół boi się podejmować ryzyko, a w momencie, gdy traci pierwszego gola, totalnie ulatuje z niego powietrze.

Środowe spotkanie było doskonałym tego przykładem. Poza rzutem karnym, zresztą zmarnowanym, goście nie pokazali nic ciekawego. Te słowa piszę jeszcze w trakcie trwania drugiej połowy meczu, gdy Ireneusz Mamrot pełnił jeszcze funkcję szkoleniowca. W czwartek być może się to zmieni, choć to wątpliwe. Przed Jagą bowiem kluczowy moment sezonu: białostoczanie mają autostradę do finału Pucharu Polski, trzeba więc zrobić wszystko, by z niej nie wypaść, czytaj: ograć Miedź. No wypadało by znaleźć się w pierwszej ósemce ligi. A w tym momencie widoki są na to szarobure. Zmiana trenera na kilka dni przed tymi wyzwaniami to jednak byłoby postawienie całego majątku na czerwone i liczenie na to, że jednak nie wypadnie czarne.

Ekstraklasa. Legia - Jagiellonia. Ireneusz Mamrot: Rzeczy dzieją się dynamicznie

Swoją drogą ciekawe, czy obrażony na cały świat Sa Pinto - w poniedziałek wystrzelił z siedziby klubu jak z procy tuż po tym, jak nakazano mu zbieranie zabawek; po prostu wstał i wyszedł z gabinetu, bez pożegnania z kimkolwiek - sprawdził w ogóle wynik środowego meczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby w dwa dni wymazał z pamięci bezgraniczną miłość do warszawskiego klubu i deklaracje, że dałby się za niego pokroić. Już teraz szuka pewnie kolejnego misia, który złapie się na sztuczny miód.
Naiwniaków w futbolu, z kasą, ale bez pojęcia o piłce, na pęczki. Niech więc szuka, byle z dala od Polski.

Paweł Kapusta

Źródło artykułu: