W Niemczech wygrał już wszystko. Krajowe mistrzostwo zdobywał i w Dortmundzie, i Monachium. Podobnie zresztą było z Pucharem i Superpucharem Niemiec. Pamiątkowe armaty wręczane najlepszym strzelcom kolejnych sezonów w Bundeslidze też już od dawna stoją w gablocie. Jedyne w piłce klubowej, co wciąż przed nim, co wciąż napędza i pobudza wyobraźnię, to triumf w Lidze Mistrzów. Robert Lewandowski zrobi wszystko, by tego dokonać.
Czytaj też: Dawid Kownacki wróci dopiero za trzy tygodnie
Najbliżej był w 2013 roku. Fenomenalna Borussia Dortmund doszła aż do finału, ale tam odbiła się od Bayernu Monachium. Później, gdy sam stał się już piłkarzem zespołu z południa Niemiec, szturmował szczyt kilkukrotnie, ale wraz z drużyną padał i w półfinałach, i ćwierćfinałach. Zmorą "Lewego" byli Hiszpanie. Dwa ostatnie sezony to wypadnięcie za burtę Champions League przez Real Madryt. Wcześniej krzywdę Bayernowi robili też zawodnicy Atletico i Barcelony. Nic więc dziwnego, że spragniony sukcesu na europejskiej scenie Lewandowski zapalił się na transfer do La Liga. Ostatnio coś się jednak zmieniło. Gra na przeprowadzkę do Hiszpanii wydaje się być już tylko przeszłością. Teraz liczy się tylko Bayern.
Czułe słówka
Głośno nikt tego nie powiedział, ale trwający sezon miał być dla Bayernu w Europie przejściowym. Zespół niestabilny, wyglądający kadrowej przebudowy, więc gdy monachijski klub trafił w losowaniu par 1/8 finału na Liverpool FC, większość ekspertów faworyta upatrywała w angielskiej ekipie. W końcu nadszedł jednak mecz zakończony wynikiem 0:0 na Anfield, a później seria spektakularnych zwycięstw monachijczyków w Bundeslidze. "Lewy" i spółka przespacerowali się po Borussii Moenchengladbach (5:1, dwa gole Polaka, a równie dobrze mogło ich być pięć) i Wolfsburgu (6:0, dwa gole, Wolfsburg sprawiający wrażenie, jakby na Allianz Arenie stawił się tuż po wyjęciu z pralki). Wyniki nakazują sądzić, że niemiecki zespół jest w niesamowitym wręcz gazie. Jeśli kilkanaście dni temu faworytem do awansu był Liverpool, dziś jest to raczej Bayern.
ZOBACZ WIDEO Liverpool na krawędzi? "Może się okazać, że przegrali ligę i została im tylko Liga Mistrzów"
Analizując wszystko to, co działo się w ostatnich tygodniach (a nawet miesiącach) przy Saebener Strasse w Monachium można jednak odnieść wrażenie, że niezależnie od rozstrzygnięcia środowego meczu, Robert Lewandowski podjął decyzję co do swojej przyszłości. Już na przełomie grudnia i stycznia udzielił wywiadu dziennikowi "Bild", w którym przyznawał, że nie myśli już o transferze, całą uwagę skupia na grze w Bayernie. Dodał przy tym, że wyobraża sobie, iż mógłby zakończyć karierę w klubie z Monachium. Minęło kilka tygodni, a Polak znów uderzył w wywiadzie w podobne tony.
- Mogę grać na najwyższym poziomie przez kolejne pięć do siedmiu lat. Gram w Bayernie od dłuższego czasu i jest to jeden z największych klubów na świecie. Wszystko idzie bardzo dobrze, czuję się dobrze i jestem zadowolony. Komunikacja jest dobra. Jestem w pełni skoncentrowany na tym sezonie i na przyszłości w Monachium - przyznał Lewandowski w wywiadzie dla "Die Welt" i dorzucił zdanie o możliwym zakończeniu kariery w Bayernie.
Relacja, która jeszcze jesienią przypominała "wojenną", dziś wydaje się być "ugodową" i "rodzinną". Lewandowski, który kilka razy nie gryzł się w język i wygłaszał odważne opinie dotyczące funkcjonowania klubu, zeszlifował szorstki język i dziś emanuje spokojem. Został jednym z kapitanów Bayernu, przemianę dostrzegli też "wszyscy święci" w Bayernie, czyli Karl-Heinz Rummenigge, Uli Hoeness i Hasan Salihamidzić.
Czytaj też: Liga Mistrzów 2019. Uratował życie 20 osobom. Wielki bohater gościem Barcelony
- "Lewy" jest jednym z najlepszych napastników na świecie, jeśli nie jest najlepszym. Będziemy rozmawiać, ale w każdym razie na spokojnie. Teraz jest w pełni zaangażowany i stał się prawdziwym liderem - powiedział wywiadzie ze sport1.de Salihamidzić. "Sport Bild" informował w minionym tygodniu, że Bayern chce przedłużyć z naszym zawodnikiem kontrakt o kolejne dwa lata. Dyrektor sportowy taką ewentualność potwierdził.
Kontuzje i kartki
Trudno przypuszczać, że takie zachowanie i umizgi Lewandowskiego to cyniczna gra, jedynie robienie dobrej atmosfery przed decydującymi meczami w sezonie. Robienie wszystkiego, by zespół przystąpił do starcia z Liverpoolem w największym spokoju. I trudno przypuszczać, że gdy dojdzie już do ewentualnego niepowodzenia, Polak znów zacznie mówić o wyprowadzce. Klub jest przebudowywany, Lewandowski musi zdawać sobie sprawę, że drużyna już w następnym sezonie będzie wyglądała inaczej. Z sezonu na sezon będzie mocniejsza.
Na pewno drużynę wzmocni mistrz świata Benjamin Pavard, mówi się o Lucasie Hernandezie. Na karuzeli pojawia się jeszcze kilka innych nazwisk, jak choćby Timo Werner. Jeśli rzeczywiście uda się zakontraktować tych zawodników, Bayern znów będzie uważany za jednego z głównych faworytów do wzniesienia najcenniejszego, europejskiego pucharu. Czyli do sukcesu, o którym tak bardzo marzy Lewandowski.
Wizja zmian i budowania nowej jakości musi być dla Polaka bardzo kusząca.
To wszystko jednak melodia przyszłości. W tym momencie liczy się tylko to co tu i teraz. W środę monachijczycy będą musieli sobie poradzić bez kilku kluczowych graczy. Przez kartki nie będą mogli zagrać Thomas Mueller oraz Joshua Kimmich. Kontuzjowany jest Arjen Robben. Robert Lewandowski na początku tygodnia odpoczywał, nie trenował z resztą zespołu. Na oficjalnym treningu przedmeczowym pojawił się jednak w doskonałej formie. Oby potwierdził to również na boisku w środowym meczu.
Bayern Monachium zagra o marzenia z Liverpoolem w środę o godzinie 21:00. Transmisja w TVP1 oraz Polsat Sport Premium 1.