Na Lewandowskiego może zabraknąć kasy - rozmowa z Jakubem Błaszczykowskim, pomocnikiem Borussii Dortmund

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Przez problemy zdrowotne Jakub Błaszczykowski nie mógł jechać z kadrą Leo Beenhakkera do RPA. Choć Kuba nie chce krytykować kolegów, którzy zgrupowanie w Afryce sobie odpuścili stwierdza stanowczo: <I>- Dla mnie jedynym powodem absencji są powody zdrowotne.</i> Po ciężkim sezonie Bundesligi nasza gwiazda udaje się wreszcie na zasłużone wakacje w ciepłe kraje.

Sebastian Staszewski: Na zgrupowanie reprezentacji Polski do Południowej Afryki nie poleciało aż dziewięciu zawodników. Przypadkowy zbieg okoliczności czy kpina w żywe oczy?

Jakub Błaszczykowski: Ja nie pojechałem z powodów zdrowotnych. Dla mnie innych powodów do absencji na zgrupowaniach nie ma.

A jednak są. Artur Boruc miał wesele siostry, a Mariusz Lewandowski podobno chciał odpocząć po ciężkim sezonie. Leo wnerwił się nie na żarty.

- Nie będę oceniać kolegów. To nie moja działka. Mogę wytłumaczyć siebie. Od dłuższego czasu mam problemy ze ścięgnem. Ciągle są z nim jakieś komplikacje. Jak gram za dużo, robi się stan zapalny. Zbiera się płyn i wtedy zaczyna boleć. Dlatego w Borussii po meczach zawsze mam więcej czasu na odpoczynek. To był najważniejszy powód, dla jakiego nie pojechałem.

Może warto poddać się operacji? Z twoich opisów wynika, że sprawa jest dosyć poważna.

- Wielkiej tragedii nie ma. Muszę jednak dwa - trzy tygodnie odpocząć. Leżakować jednak nie będę. Współpracuję z doktorem Jerzym Wielkoszyńskim i pracujemy nad moją formą. Bez regeneracji organizmu nie dam rady przygotować się dobrze do sezonu. Muszę uważać żeby nie przesadzić, bo jak widać kontuzje mam dość często.

Słychać twoim głosie jakiś żal. To z powodu opuszczonego zgrupowania.?

- Tak. Każdy z nas chciałby grać w kadrze, bo to marzenie każdego piłkarza. Ja mam taki charakter, że zawsze działam ambicjonalnie. Nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Przez to też są te moje kontuzje. Teraz jednak zwyciężył rozsądek. Chcę zrobić krok w tył, aby później mocno ruszyć do przodu. A zgrupowania oczywiście szkoda.

Wiele jednak nie straciłeś. Widziałeś mecz z RPA? Nasza kadra swoją grą bardziej przypominała drużynę juniorów niż reprezentację prawie 40-milionowego kraju.

- Nie był to mecz roku, ale też nie przesadzajmy. Kilku chłopaków dopiero zaczyna przygodę z zespołem narodowym i nie sądzę, aby kogoś trzeba było skreślać po tym spotkaniu. To był mecz towarzyski. Poczekajmy do eliminacji.

Nie pojechałeś do RPA, reprezentacja grał słabo. Mimo to masz spory powód do radości. Wisła ponownie zdobyła tytuł mistrza Polski. Jak na kibica krakowskiego klubu przystało byłeś na trybunach w trakcje fety.

- Bo ja po prostu mam Wisłę w sercu. Przyznam się, że odczuwam wielką satysfakcją z tego mistrzostwa. Jak wiadomo obronić tytuł jest o wiele trudniej niż go zdobyć. Dlatego wielkie brawa dla trenera Skorży, który mimo kontuzji i innych problemów potrafił obronić koronę.

Pojawiają się jednak głosy, że Wisła na to mistrzostwo wcale nie zasłużyła.

- Dla mnie to są jakieś chore komentarze. Czyli co? Legia i Lech przegrały mistrzostwo a Wisła miała szczęście? Bądźmy poważni. Wygrywa ten klub, który zdobył najwięcej punktów. Wisła miała tych punktów najwięcej, więc zajęła pierwsze miejsce. I to zasłużenie. Proste. Za dwa miesiące nikt nie będzie wspominał pojedynczych meczów. Każdy będzie miał w głowie jedno: Wisła jest mistrzem. I koniec, kropka.

Po meczu rozmawiałeś kilka minut z wiślakami. Nie przekonywali cię do powrotu pod Wawel? Niedługo kolejny bój o Ligę Mistrzów.

- Niestety nie (śmiech). Porozmawialiśmy sobie, pożartowaliśmy. To są przecież moi koledzy. Nic w tym nadzwyczajnego.

To może ty zabierzesz kogoś do Dortmundu.

- Zobaczymy. Taki Paweł Brożek czy Rafał Boguski z całą pewnością daliby sobie radę w Niemczech. Nie mam tu żadnych wątpliwości.

A jak wygląda sprawa transferu Roberta Lewandowskiego. Media przekonują, że rozmowy weszły już w decydującą fazę. Ile w tym prawdy?

- Robert Borussii by się przydał, ale nie sądzę, aby ten transfer doszedł do skutku. Możliwości kupna zawodników byłyby w klubie większe gdybyśmy awansowali do Europa League. To niestety się nie udało i sądzę, że ciężko będzie przeprowadzić ten transfer. Za Roberta Lech chce pewnie trzy - cztery miliony euro. Nie wiem czy w klubie znajdą się pieniądze. A jeżeli jednak "Lewy" podpisze z nami kontrakt, pierwszy zadzwonię z gratulacjami.

Ligę Europejską, o której wspomniałeś sprzed nosa sprzątnął wam HSV. Zawód pewnie tym większy, że zabrakło zaledwie minuty, abyście zajęli miejsce premiowane startem w europejskich pucharach.

- Oj, lamentów wielkich nie było. Przed sezonem nie mieliśmy określonych konkretnych celów. Nie mamy takich możliwości jak Werder czy Schalke. Piłka nożna jest jednak nieobliczalna i brakowało tylko minuty, abyśmy zagrali w Europa League.

Gdybyś nie był kontuzjowany pewnie bez problemów załapalibyście się do rozgrywek europejskich.

- Szkoda, że wróciłem tak późno. Z perspektywy czasu widzę, że te dwa punkty, których zabrakło, spokojnie można byłoby zdobyć. Ale ogólnie sezon wypadł na plus.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Za rok będziecie mieli jasno postawiony cel - czyli awans do pucharów?

- Chyba skoncentrujemy się na bieżącej grze w Bundeslidze. W czasach globalnego kryzysu nie należy się spodziewać wielkich wzmocnień. Na pewno ktoś do nas dołączy, ale nie będą to jakieś hity. Skład nie ulegnie znaczącym zmianom. A więc i cele również nie będą jakieś wygórowane. Chociaż dla mnie nie ma gry o nic. Wszyscy w Dortmundzie chcemy "wrócić" do Europy.

Sezon w twoim wykonaniu był trochę sinusoidą. Albo kolejką górską.

- Też mi się tak wydaje. Pierwsza część moim zdaniem była bardzo udana. Początek rundy rewanżowej wypadł fatalnie. Miałem kontuzję, nie mogłem pomóc kolegom. Borussia nie mogła wygrać meczu. Końcówka była dużo lepsza. Wiem jednak, że stać mnie na więcej. Nie mam sobie wiele do zarzucenia, chociaż ambicja wymaga stawiania sobie nowych celów.

Jednego nie można ci odjąć. Bramki, które zdobyłeś były przedniej urody. Masz chyba jakiś patent na piękne trafienia.

- To przypadek. Chociaż przyznam, że bramka z Bayernem bardzo mi się spodobała. Strzeliłem trzy gole a przed sezonem zakładam sobie siedem - osiem trafień. Jestem więc dużo poniżej moich oczekiwań. Miałem jednak kilka asyst… No OK., statystyka aż tak źle nie wygląda (śmiech). A co do urody tych trafień. Nieważne jak, ale ważne, aby piłka wpadła do siatki. I tyle.

Zbliża się okienko transferowe i znów zaczną się dywagacje na temat twojego odejścia.

- Z tych dwóch lat spędzonych w Borussii jestem bardzo zadowolony i nie mam ciśnienia na zmianę klubu. Prawda jest taka, że od początku mojej przygody z Dortmundem nie miałem ani jednej oferty.

No a Real i Liverpool? Podobno byłeś jedną nogą i w jednym i w drugim klubie.

- Wszystkie te oferty to jakieś plotki. Chciałbym, aby było inaczej, ale daje słowo - Real do mnie nie dzwonił.

A co dzieje się z Sebastianem Tyrałą? Trzymacie się razem?

- Wielkimi przyjaciółmi nie jesteśmy, ale problemów ze sobą też nie mamy. Czasami pogadamy po treningach, zamienimy kilka słów.

Po powołaniu do reprezentacji Polski słuch o nim zaginął. Dziś Tyrała gra w rezerwach bez większych szans na mecze w Bundeslidze. Popadł w konflikt z trenerem czy ma inne problemy?

- Dostać się do pierwszej kadry Borussii to nie taka prosta sprawa. Z tego co wiem, Seba w rezerwach zbiera bardzo dobre recenzje, więc dla niego najlepszą opcją byłaby zmiana klubu. Siłą rzeczy musiałby znaleźć sobie klub słabszy, ale przecież po kilku sezonach mógłby wrócić do Dortmundu.

Mówiło się o transferze do Polski.

- Na pewno Sebastian nie wyklucza Polski. Myślę, że z chęcią zagrałby w naszej lidze. Raz blisko jego pozyskania była Arka Gdynia.

My tu gadu, gadu a za kilka godzin lecisz na wakacje (rozmowa została przeprowadzona w sobotę przyp. red.). Zdradzisz gdzie się wybierasz?

- Ciepłe kraje. Więcej nie zdradzę. Konkretne miejsce trzymam w największej tajemnicy. Jak wrócę może wam powiem (śmiech).

Źródło artykułu: