Podczas turnieju piłkarskiego dla dzieci, rozgrywanego na północy Niemiec, polscy trenerzy z bardzo mocnej warszawskiej akademii FFA byli pod ogromnym wrażeniem pomocnika Herthy Berlin. Na turniej przyjechały wszystkie najlepsze drużyny z kraju naszych zachodnich sąsiadów, ale każdy musiał zwrócić uwagę właśnie na tego zawodnika i jego piekielnie szybki ruch nogą, wychodzenie spod krycia oraz drybling. Chłopiec nazywa się Danny Connolly, więc szkoleniowcy uznali, że jest Anglikiem. Podeszli do niego i pochwalili: "Super player". Danny ukłonił się ładnie i odpowiedział: "Dziękuję bardzo". Po polsku.
Ojciec chłopca, Seweryn, jest synem angielskiego oficera i Polki. Jego żona, Katarzyna, jest Polką. Mieszkają w Berlinie, rodzinę mają w Bytowie. Danny, jeden z największych talentów piłkarskich w Niemczech, jest więc w trzech czwartych Polakiem, a w jednej czwartej Anglikiem. Kto go widział, ten wie, że miał do czynienia z nieprzeciętnym darem od natury. A widziało go wiele osób, został przecież królem strzelców Legia Cup w Warszawie, był też wybrany do najlepszej drużyny turnieju Sokolika, bardzo prestiżowych międzynarodowych zawodów młodzieżowych rozgrywanych w Starym Sączu.
Przeczytaj także: Lukas Podolski zabrał głos na temat transferu do Górnika Zabrze. "Nie mówię nie"
Danny jest tylko jednym z wielu grających w Niemczech polskich piłkarzy. Niedawno pisaliśmy o tym, że Anglicy wychowują nam przyszłych reprezentantów. Na Wyspach mieszka ponad milion Polaków i pierwsi powoli zaczynają przebijać się do najlepszych akademii w kraju. A to przecież stosunkowo młody rynek. Masowa emigracja do Anglii zaczęła się kilkanaście lat temu. Do Niemiec znacznie wcześniej. W kraju za Nysą łużycką i Odrą mieszka prawie 3 miliony Polaków. Przy tutejszym systemie szkolenia, jednym z najlepszych na świece, musi to dać owoce. I daje. Już dziś zawodnicy wychowani w Niemczech są regularnie powoływani do polskich reprezentacji młodzieżowych.
Jak zaznacza Tomasz Rybicki, główny skaut PZPN na Niemcy, od rocznika 1999 powinna nastąpić fala młodych zawodników. Zresztą już dziś widać to po naszych kadrach. Na mecze i konsultacje młodzieżówek powołano do tej pory 110 zawodników z Niemiec. 70 piłkarzy włożyło koszulki z orzełkiem w oficjalnych spotkaniach. Polacy mają na radarze prawie 900 zawodników z całego świata, z czego większość właśnie z kraju naszych zachodnich sąsiadów. Wśród nich jest Danny z Berlina. W tej chwili w akademiach 1. i 2. Bundesligi trenuje aż 46 chłopców i 4 dziewczyny. Jest to ogromny potencjał.
ZOBACZ WIDEO Serie A: wielkie emocje w meczu Chievo - Fiorentina. Gol Stępińskiego! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
[color=#444950]
[/color]
Cały projekt zapoczątkowali Maciej Chorążyk z Jakubem Wawrzyniakiem, konsulem Polski w Kolonii, na który za naszą zachodnią granicą patrzono trochę z ciekawością, trochę z niechęcią. Magazyn "Kicker" pisał nawet o Polakach podbierających Niemcom talenty. Po kilkunastu latach zamieniło się to w wielki program. Główny skaut na Niemcy, Tomasz Rybicki, pomysłodawca projektu "Gramy dla Polski", regularnie współpracuje z klubami, ma świetny kontakt z trenerami. Niemcy zrozumieli, że powołanie do kadry narodowej Polski to dla ich zawodnika nie strata ale zysk. Oczywiście, tych wyróżniających się, gdy tylko dostaną powołanie od PZPN, od razu wyławia niemiecki związek. Ale tylko nieliczni odpowiadają na wezwanie DFB. Tak jak Luis Poznanski z Bayernu Monachium czy Denis Jastrzemski z Herthy Berlin.
- Nic na siłę. Gra w reprezentacji Polski to nie koncert życzeń. Każdy, kto wyjeżdża na reprezentację, musi nas najpierw przekonać jakościowo i mentalnie. I powinien zadać sobie pytanie, czy tego naprawdę chce - mówi Rybicki, który przed podjęciem etatowej pracy dla związku był m.in. skautem Bayeru Leverkusen. Zatem niemiecki rynek młodzieżowy zna doskonale. - Przed wyjazdem pojawia się dużo pytań, ale mało odpowiedzi. Jak zareaguje moje bliskie środowisko, rodzina, koledzy, szkoła czy klub? Dlatego prowadzimy rozmowy z jego otoczeniem, żeby przygotować zawodnika do tego największego celu, jakim jest gra w reprezentacji Polski - opowiada skaut.
Oczywiście nie jest tak, że piłkarz z Niemiec przyjeżdża do Polski i z miejsca staje się gwiazdą. Wielu chłopców ma problem z aklimatyzacją w nowym środowisku. - Zdarzają się sytuacje, ze piłkarze z Niemiec potrzebują dwóch czy trzech podejść, żeby znaleźć się w reprezentacji. Także staramy się piłkarzom wytłumaczyć, że gra w Bundeslidze nie daje im automatycznego miejsca w reprezentacji Polski, muszą o nie walczyć – przyznaje Rybicki.
I co ważne, większość walczy. Trzeba przyznać, że dziś Polacy w Niemczech patrzą bardziej przychylnie w stronę ojczyzny. Możliwe, że kolejny Lukas Podolski czy Miroslav Klose zagrają już w biało-czerwonych barwach. Oczywiście, każdy - kto orientuje się w piłce młodzieżowej - wie, że dzisiejszy wielki talent jutro może skończyć w okręgówce, a szara myszka okupująca miejsce na ławce rezerwowych może zagrać w kadrze narodowej. Ale czasem trafia się taki talent, że aż szkoda byłoby to zmarnować. A więc kto wie, może takim zawodnikiem, który kiedyś zagra dla Polski, jest Danny Connolly.
Chłopiec zaczynał w klubie MSV Normannia. Jego ojciec, Seweryn, nie był przekonany, bo piłki nożnej po prostu nie lubi. Sport jak najbardziej, w niemal każdym wydaniu. Ale niekoniecznie ten. Zapisał więc syna na judo. Tyle tylko że Danny’ego ciągnęło do futbolu. Któregoś dnia pani z przedszkola powiedziała ojcu, że syn non stop odbija piłkę o ścianę i warto zapisać go na piłkę. Chłopcy trenowali dwa razy w tygodniu, Danny raz. I po dwóch miesiącach był już najlepszy. Przeszedł więc do lepszego zespołu, Fuechse Berlin Reinickendorf.
- W tamtym okresie przyjechał do nas kuzyn Danny’ego z Bytowa, starszy od niego o 7 lat. Przez trzy miesiące chłopcy siedzieli na dworze i grali w piłkę. Trzy miesiące, po których był zupełnie innym zawodnikiem - mówi ojciec piłkarza Seweryn. Rodzina mieszka na "blokowisku", więc jest tu sporo dzieci, choć raczej starszych. - Ale Danny jest bardzo otwarty, więc nie było dla niego problemem podejść do chłopaków i zapytać, czy może zagrać. I grał - wspomina.
Chłopiec wsiąkł w futbol całkowicie. Oglądał Cristiano Ronaldo, Antoine’a Griezmanna czy potem Kyliana M’Bappe, brał piłkę i wychodził na dwór. Powtarzał to, co zobaczył. Gra dla "Lisów" to miało być już większe wyzwanie, ale szybko okazało się, że nie dla Danny’ego, który ma po prostu ogromny naturalny talent i nie chce się zatrzymywać. W sierpniu 2016 roku trafił do Herthy i każdy, kto widział go w akcji, musiał być pod wrażeniem. Chłopiec, który kilka dni temu skończył 11 lat ma to coś, co wyróżnia nielicznych. W Niemczech uchodzi dziś za absolutny "Top" i jeśli dalej będzie się tak rozwijał, nasi zachodni sąsiedzi łatwo z niego nie zrezygnują. Niedawno wielki konkurs w Niemczech ogłosił Real Madryt. 12 tysięcy chłopców z Niemiec, Austrii i Szwajcarii zgłosiło się do walki o udział w obozie "Królewskich". Wybrano dwudziestu i Danny był wśród nich.
Departament skautingu wyłowił już chłopca i będzie chciał podtrzymać dobry kontakt z rodziną. Za kilka lat może liczyć na powołanie do kadry narodowej w swojej kategorii wiekowej. Oczywiście byłoby przesadą napisać, że takich talentów w Niemczech jest pełno, bo przecież nie możesz codziennie wygrać szóstki w totolotka albo znaleźć diamentu na ulicy. Ale na pewno wielu jest chłopców, którzy stoją u progu poważnej kariery.
Na razie PZPN liczy na starszych nastolatków, takich jak Marcel Zylla (Bayern Monachium), Marcel Lotka, Adrian Stanilewicz (Bayer Leverkusen), Jakub Bednarczyk (kilka dni temu przeszedł z Leverkusen do St. Pauli i podpisał kontrakt z pierwszym zespołem), David Kopacz (Vfb Stuttgart), Maik Nawrocki (Werder Brema) czy Kevin Rubaszewski (Borussia Moenchengladbach) czy uważany za kolejny supertalent Xander Szkopkowski, z kolońskiej szkółki JFS, 10-latek, rówieśnik Danny'ego, którego chciały mieć u siebie wszystkie największe kluby z Niemiec. Wybrał Leverkusen, do którego dołączy za kilka miesięcy. Do tego dochodzi wielu innych młodych piłkarzy rozsianych po akademiach w Niemczech.
W Polsce nie istnieje dziś poważny system szkolenia i skautingu młodych piłkarzy. PZPN podejmuje jakieś próby, ale są raczej mało efektywne. =>>PZPN wciska kity zamiast reformy szkolenia. CZYTAJ WIĘCEJ. Niemcy, podobnie jak Anglicy, mają już rozwinięte struktury, na najwyższym możliwym poziomie. Nie marnują talentów, ale je rozwijają. I Polska w niedalekiej przyszłości może z tego bardzo skorzystać.