Polak był wtedy w znakomitej formie. W Southampton bronił rewelacyjnie, nie miał wpadek i jego mecze zaczęli obserwować ludzie z Manchesteru City. Na stadion Stoke City przyjechało kilku skautów, to miał być jeden z ostatnich występów utwierdzających ich w przekonaniu, że Boruca trzeba kupić jak najszybciej. Minęło jednak tylko kilka sekund meczu, a nasz bramkarz puścił najgorszego gola w karierze. Begović kopnął piłkę z własnego pola karnego, ta przeleciała całe boisko, prawie sto metrów i przelobowała Boruca. To był największy kiks sezonu. Po tym zdarzeniu nikt z Manchesteru City już o Boruca nie zapytał.
Cztery lata później, w 2017 roku, Begović i Boruc spotkali się w AFC Bournemouth. Bośniak kosztował 10 milionów funtów i wiadomo było, że przyszedł grać. Zwłaszcza, że Boruc coraz częściej popełniał błędy. Chociaż transfer kolegi mógł Polaka nieco zaskoczyć, w końcu kibice wybrali go najlepszym piłkarzem zespołu w sezonie 2016/17. Tak jak jednak przypuszczano, Polak trafił na ławkę. W pierwszej drużynie występował tylko przy okazji spotkań w krajowych pucharach. Ale dalej jakby wierzył, że niekoniecznie na stałe.
- Robię wszystko, żeby wyglądać jak najlepiej. Jeżeli trener uzna inaczej, to myślę, że piłka jest na tyle śmiesznym i zaskakującym sportem, że i tak coś w niej jeszcze osiągnę - mówił nam bramkarz po transferze Begovicia.
Zawsze się podnosił
Boruc zawsze imponował opanowaniem. Trudno stwierdzić, na ile grał, a na ile mówił, co myśli. Wyzwania, tak jak i wielkie mecze, tylko go nakręcały. W spotkaniach Ligi Mistrzów był najlepszy w Celticu, w reprezentacji na mistrzostwach świata (2006 r.) i Europy (2008 r.) grał tak, jakby miał kilka par rąk. Był "kotem" w bramce, zresztą z tym zwierzęciem łączy go coś jeszcze. Po wielu aferach spadał na cztery łapy. Można powiedzieć, że ma kilka żyć, bo nigdy nie umarł. Zawsze wychodziło na jego.
W Celticu miał być przecież rezerwowym. Wychowanek klubu David Marshall promowany był na bramkarza na lata w Glasgow. W dwóch meczach puścił dziewięć goli, Gordon Strachan dał szansę Borucowi, a ten został w składzie na pięć kolejnych sezonów. W Fiorentinie też zresztą "nie miał prawa grać". Sebastien Frey był w klubie pięć lat, rzadko opuszczał mecze, powoli dorabiał się statusu legendy. Ale doznał kontuzji. Po jej wyleczeniu pozycja Boruca była już bardzo mocna. Frey musiał zmienić klub, odszedł do Genui.
ZOBACZ WIDEO Sebastian Mila o odejściu Piszczka: "Mam nadzieję, że uda się go zastąpić"
Im robiło się trudniej, tym dla Boruca było łatwiej. W Southampton też nie miał przecież z górki. Kontrakt z tym klubem podpisał dopiero pod koniec września, a gdy zaczął grać, zaraz trafił na trybuny. Klub zawiesił go za rzucenie butelką w kibica Tottenhamu, ale bramkarz wrócił i miejsca w składzie nie oddał. A gdy później zrezygnował z niego Ronald Koeman i polski bramkarz odszedł ligę niżej do AFC Bournemouth, to po kilku miesiącach awansował z drużyną do Premier League po raz pierwszy w historii klubu.
W reprezentacji po alkoholowych wpadkach, kiksach i zawieszeniach, bronił w eliminacjach MŚ w drużynie Waldemar Fornalika. A z kadrą był jeszcze długo. Może i nieco w cieniu, ale był częścią drużyny do końca 2016 roku, dwanaście lat po debiucie w kadrze. Odszedł, bo musiał, po kolejnej aferze alkoholowej, ale też dlatego, że trudno było mu znieść rolę rezerwowego. Na Stadionie Narodowym żegnano go hasłem: "Król Artur, dziękujemy". On jednak dał sobie jeszcze jedną szansę.
To, co lubi najbardziej
Trener Eddie Howe musiał coś w końcu zmienić. W tym sezonie drużyna Bournemouth od listopada do połowy stycznia przegrała 9 na 12 meczów. W czterech spotkaniach Begović puścił 14 goli. A Boruc zgłaszał gotowość w swoim stylu: z najlepszymi. Trenerowi zaimponował w spotkaniu Pucharu Ligi z Chelsea w grudniu. Uratował swój zespół od straty gola przynajmniej cztery razy. - Był wybitny. To zawodnik, który zawsze się podnosił i świetnie radził w najtrudniejszych próbach - chwalił go Howe.
I za to Polaka wynagrodził. W weekend Bournemouth w końcu wygrało w lidze, a Boruc nie puścił gola z West Hamem (2:0). Na kolejny mecz w Premier League czekał 20 miesięcy. - W ostatnim czasie trenował najlepiej odkąd przyszedł do zespołu. Dalej jest głodny gry, utrzymuje świetną formę, mimo że nie grał regularnie. Świetnie wspiera Begovicia, inspiruje też młodych zawodników. Z Chelsea był znakomity. Uważam, że zasłużył, żeby zagrać w tym meczu - komentował zmianę w bramce Howe.
A Boruc żyje chwilą. Za miesiąc ma 39. urodziny. - Powrót był świetny. Mam nadzieję raz jeszcze tak się poczuć - powiedział. A patrząc w grafik Bournemouth tylko się uśmiecha. Zaraz mecze z Chelsea, Liverpoolem, Arsenalem czy Manchesterem City. Czyli to, co nasz bramkarz kocha najbardziej.
Nie da się gościa nie lubić. Powo Czytaj całość