Ole! Manchester United znowu zdrowy

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Ole Gunnar Solskjaer
Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Ole Gunnar Solskjaer
zdjęcie autora artykułu

Jose Mourinho nazywał piłkarzy wirusami, a być może był nim sam. Dziś Manchester United znowu jest zdrowy, odżył, bo na ławce ma Ole Gunnara Solskjaera - ucznia sir Aleksa Fergusona. Może jemu uda się nawiązać do sukcesów wielkiego Szkota.

Kilka tygodni temu było tak: - Jesteś jak człowiek z wirusem grypy znajdujący się w zamkniętym pokoju, który przekazuje go innym osobom. Nie grasz. Nie szanujesz kolegów z zespołu i kibiców. Zabijasz mentalność dobrych i uczciwych ludzi, którzy znajdują się wokół ciebie – Jose Mourinho beształ Paula Pogbę, gdy tylko mógł, a Manchester United staczał się w przeciętność. Dziś Pogba nie jest wirusem, tylko skutecznym lekiem na słabą do niedawną formę Manchesteru. W Anglii nie ma już jednak Mourinho. Ole Gunnar Solskjaer dostał misję sprzątania bałaganu po Portugalczyku. Misję ma niesamowicie ciężką, bo od kilku lat na Old Trafford porządku nie zrobił nikt.

Portugalczyk jest już trzecim kolejnym trenerem, który w Teatrze Marzeń błąkał się jak małe dziecko. Początek miał co prawda dosyć obiecujący, ale potem było tylko gorzej. Skończyło się prymitywną piłką i końcem - już teraz - marzeń o tytule mistrzowskim. Mourinho miał nieprzeciętnych piłkarzy, ale nie potrafił do nich trafić. "The Special One" urządził sobie nawet z Paulem Pogbą huczną wojnę i winił go za wszystko. Nic dziwnego, że większość piłkarzy United odetchnęła, gdy Mourinho został zwolniony. Kibice też odetchnęli, tak samo jak robili to w poprzednich latach. A może nawet ten zawód jest większy niż w przypadku jego dwóch poprzedników Davida Moyesa i Louisa van Gaala. W Mourinho pokładali największe nadzieje. Tak czy inaczej, odkąd United zostawił Alex Ferguson, żaden z następców Szkota nie pokazał, że jest godny Teatru Marzeń.

ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: Liverpool wyeliminowany przez Wolverhampton. Piękny gol Nevesa [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

DAVID MOYES - Ferguson na początku maja 2013 roku ogłosił, że przechodzi na emeryturę. Ludzie związani ze światem futbolu doskonale sobie zdawali sprawę, że ten moment kiedyś nadejdzie. Był to jednak ogromny szok dla wszystkich. "Mówisz Manchester United, myślisz sir Alex Ferguson." Szkot na następcę namaścił swojego młodszego rodaka Davida Moyesa, co było dziwnym pomysłem. Moyes nic nie wygrał w swojej dość długiej karierze, ale miał być romantyczną kontynuacją szkockiej tradycji w klubie. Już na dzień dobry sam utrudnił sobie życie. Jeszcze przed otwarciem okna transferowego zapowiedział, że będzie miał do dyspozycji nieograniczony budżet na transfery. Takie słowa spowodowały, że kluby podwyższały stawki za swoich zawodników. Nic zaskakującego. Skoro masz tyle pieniędzy, płać więcej. Później zamarzył sobie zakup Cristiano Ronaldo, Garetha Bale'a i Cesca Fabregasa. Ci piłkarze w tym momencie byli niedostępni. Wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie Moyes. Zrozumiał, że nic nie wyjdzie z jego starań, ale było już za późno. Ronaldo i Fabregasowi było dobrze w obecnych zespołach (Realu Madryt i FC Barcelona), a Bale marzył tylko i wyłącznie o przenosinach do "Królewskich".

Trzeba przyznać, że były szkoleniowiec Evertonu z góry był na straconej pozycji. Otrzymał w spadku po Fergusonie przeciętny skład, który w dodatku miał najlepsze lata kariery za sobą. Jego nazwisko też nie przyciągało piłkarzy światowego formatu Nikt nie wymagał od niego cudów, ale przynajmniej jakiegoś sensownego poziomu. Skończyło się na przepracowanych dziesięciu miesiącach, siódmym miejscu w lidze i długiej liście niechlubnych rekordów.

LOUIS VAN GAAL - Holender był już wyborem dyrektora wykonawczego - Eda Woodwarda. Wydawało się, że może to wypalić. Doświadczony, bardzo utytułowany, prowadził wielkie kluby i posiadał charyzmę. Van Gaal został ogłoszony nowym szkoleniowcem Manchesteru United jeszcze przed rozpoczęciem mundialu w Brazylii. Prowadził reprezentację swojego kraju i zakończył zmagania z brązowym medalem. Przypomniał o sobie na światowym podwórku i udowodnił, że pamięta, jak wygrywać. Tuż po zakończeniu mistrzostw świata, udał się do Manchesteru i bardzo profesjonalnie podchodził do swoich obowiązków. Początek współpracy był szalenie obiecujący. Efektowne zwycięstwa na przedsezonowym tournee tylko pompowały balonik, który później bardzo szybko został przebity. Kibice odbili się od ściany już na inaugurację Premier League, gdy po słabej grze ich ulubieńcy przegrali na Old Trafford ze Swansea City 1:2. Styl gry znowu pozostawiał wiele do życzenia. Holender preferował posiadanie piłki, lecz nic z niego nie wynikało. Piłkarze podawali sobie futbolówkę przez większą część meczu, ale ilość stworzonych sytuacji można było policzyć na palcach jednej ręki.

Popracował w Teatrze Marzeń dłużej od Moyesa, ponieważ w pierwszym sezonie zdołał załapać się do czołowej czwórki w lidze. Czwarte miejsce było oczywiście poniżej oczekiwań, ale klub po roku banicji wrócił do Ligi Mistrzów. Drugi sezon to już pasmo niepowodzeń. Odległe miejsce w tabeli, katastrofalna gra i kompromitacja w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pojawiały się nawet głosy, że obserwując grę Manchesteru United można zasnąć. Zwolnienie van Gaala zostało przesądzone pewnie już po grudniowej porażce w Wolfsburgu. Został jednak do końca sezonu, zdążył zdobyć Puchar Anglii, ale niesmak pozostał. Kilkadziesiąt godzin po wzniesieniu trofeum, otrzymał informację o zwolnieniu. Kibice mogą dobrze wspominać Holendra tylko z dwóch powodów. Pierwszy to bezpośrednie spotkania z topowymi zespołami. Potrafił wygrywać na najtrudniejszych terenach. Manchester City, Liverpool FC i Arsenal FC  coś o tym wiedzą. Van Gaal wygrywał na ich stadionach. Drugi? Wprowadzenie do pierwszej drużyny wychowanka Marcusa Rashforda, który grał jak z nut. Misja doświadczonego trenera mogła się udać, ale zawiódł. W przeciwieństwie do Moyesa zrobił kilka transferów, ale nie były one kluczem do sukcesu. Przygodę Angela Di Marii lepiej przemilczeć.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Mourinho. Moyes nie miał doświadczenia na najwyższym poziomie, a van Gaal po raz pierwszy pojawił się w Anglii. Portugalczyk z kolei miał wszystko. Ogromne doświadczenie, trofea, tytuły mistrzowskie zdobyte z Chelsea FC, a także dwukrotnie wygraną Ligę Mistrzów. Od samego startu było jednak widać, że praca nie sprawia mu przyjemności. W Manchesterze mieszkał sam w hotelu. Rozłąka z najbliższymi z pewnością miała na to wpływ, ale pierwsze oznaki wypalenia można było już zauważyć, gdy prowadził Real Madryt. Fatalna atmosfera w trakcie ostatniego sezonu na Santiago Bernabeu nie wzięła się z przypadku. Później powtórzyło się to w Chelsea. Nikt na Stamford Bridge za nim nie płacze. Nie pomógł mu nawet nowy przydomek "The Happy One".

Manchester United ogłosił, że zespół do końca rozgrywek poprowadzi tymczasowy menadżer - Ole Gunnar Solskjaer. Norweg w przeszłości był świetnym piłkarzem i zdobył dla "Czerwonych Diabłów" aż 126 bramek. Jako szkoleniowiec świętował sukcesy tylko w lidze norweskiej. Miał okazję do pobicia Premier League, ale nie sprostał zadaniu i spuścił w 2014 roku Cardiff City do The Championship. Na razie jednak przechodzi samego siebie. Manchester United zagrał z nim na ławce pięć meczów i wszystkie wygrał. Piłkarze odżyli, są zadowoleni i chcą, żeby został na dłużej. Solskjaer to były piłkarz Fergusona, jeden z najbardziej charakterystycznych piłkarzy tamtego wielkiego Manchesteru lat 90. Kto wie, może właśnie tego United potrzebują, dalszej obecności sir Aleksa, choćby poprzez jego uczniów.

Źródło artykułu: