Wisła Kraków jak Glasgow Rangers i Borussia Dortmund? Nieoczekiwana pomoc ratuje kluby

Newspix / Jakub Ziemianin / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków
Newspix / Jakub Ziemianin / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków

Trzymaj swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Najwięksi rywale po części uchronili od katastrofy Rangersów i Borussię. Tak dużego wsparcia nie ma Wisła Kraków. Jednak wyjść na prostą pomaga jej prezes Legii.

W poniedziałek rozgłos zapewnił sobie IV-ligowy Glinik Gorlice. Niewielki klub z Małopolski wyszedł z inicjatywą ratowania Wisły Kraków i przekazał na ten cel dwa tysiące złotych. - W tym ciężkim okresie dla Wisły Kraków stańmy ponad klubowymi podziałami, zjednoczmy się i nie dopuśćmy do upadku ikony polskiej piłki. GKS Glinik Gorlice jako inicjator proponuje, aby zainteresowane naszą akcją kluby przekazały kwotę 2000 zł i wspólnie włączyły się w pomoc dla krakowskiej drużyny - apeluje IV-ligowiec.

Na razie żadna z drużyn Lotto Ekstraklasy nie przyłączyła się do akcji. Te wolą ograniczać się do wyrazów wsparcia i otuchy zamieszczanych w social mediach. Wyzwania podjął się jedynie były prezes Legii Warszawa, Bogusław Leśnodorski. Prawnik zaoferował swoją pomoc w walce o odzyskanie licencji na grę w ekstraklasie. Nowy prezes Wisły, Rafał Wisłocki, chętnie skorzystał ze wsparcia. - Wydaje mi się, że to bardzo konkretny człowiek i biznesmen. Jeżeli podjął się zadania, to wie, co robi i jestem pewien, że mu się uda - chwali Leśnodorskiego były piłkarz Białej Gwiazdy, Kamil Kosowski (więcej TUTAJ).

Jednak Wisła wciąż pilnie potrzebuje pieniędzy. Ogólne zadłużenie klubu wynosi około 40 mln złotych. Najpilniejszymi wydatkami są pięć mln złotych na bieżące funkcjonowanie i 12 mln złotych na pokrycie długu licencyjnego. Glinik Gorlice, mimo dużych chęci, to choćby nawet przekonał wszystkie małopolskie kluby z niższych klas rozgrywkowych i tak nie wsparłby znacząco Białej Gwiazdy. Co innego jej rywale z ekstraklasy. Jednak przykłady poprzednich kryzysów, jakie doprowadziły do degradacji m.in. Widzew Łódź, ŁKS czy Polonię Warszawa udowadniają, że najlepiej liczyć na siebie.

Inaczej w Niemczech, kiedy na początku XXI wieku ważyły się losy Borussii Dortmund. Po zdobyciu Ligi Mistrzów w 1997 roku i obronie mistrzostwa Niemiec rok wcześniej, pobudziły się apetyty w drużynie z Zagłębia Ruhry. Przeprowadzano kolejne eksperymenty transferowe, ale nawet najbardziej wymyślny zakup nie pozwolił powtórzyć sukcesu z końca wieku. - Najbardziej bezmyślnie wydająca pieniądze drużyna na przełomie wieków - określa zespół Ulrich Hesse w książce "Tor! Historia niemieckiego futbolu". - Bańka w końcu pękła, krótko przed mistrzostwami świata 2002, gdy Kirch Media (grupa medialna, która wówczas posiadała praw telewizyjnych do Bundesligi - przyp. red.) i jej filie przeszły pod zarząd komisaryczny spychając krajowy futbol w kryzys finansowy, który natychmiast zmusił kluby do przemyślenia na nowo ich nawyków związanych z wydawaniem pieniędzy - czytamy.

ZOBACZ WIDEO Sytuacja Wisły Kraków to telenowela. "Opuścisz jeden dzień i jesteś zagubiony"

Szaleństwo było tak duże, że w Dortmundzie ocknęli się dopiero, gdy stanęli nad przepaścią i zobaczyli, że w klubowej kasie brakuje 200 mln euro. Kapitanem tonącego okrętu wyznaczono Hansa-Joachima Watzke, który dowodzi mu do dziś. Niemiec przeprowadził szereg reform, a dzięki nim BVB wyszła na prostą i dziś znowu walczy o najwyższe cele.

Być może nie byłoby dzisiejszej Borussii, gdyby nie niewielka pomoc Bayernu Monachium. Już wtedy nie było tajemnicą, że Bawarczycy finansowo wspierają również TSV 1860 Monachium i FC St. Pauli. Jednak to BVB była największym przeciwnikiem Bayernu w walce o mistrzostwo Niemiec. Mimo to i tak zdecydował się na pożyczenie rywalom dwóch mln euro na pilne opłacenie wynagrodzeń. - Kiedy groziło im, że nie będą mogli dalej wypłacać pensji, zdecydowaliśmy się na pożyczkę - przyznał Uli Hoeness, prezes Bayernu.

Nie był to tak bezinteresowny gest, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Po latach Watzke w rozmowie z mediami wyjawił szczegóły tamtej historii. Bayern pożyczył dwa miliony, ale na osiem procent. - Wcale nie był Matką Teresą - zdradził prezes Borussii.

Na wsparcie w arcytrudnych momentach mogły też liczyć zespoły, których rywalizacja jest jedną z najbardziej emocjonujących w całej Europie. - Old Firm Derby, czyli mecze między Celtikiem Glasgow a Glasgow Rangers to najgorętsze daty w ligowym terminarzu. Ta rywalizacja tworzy przerażające historie: rzucanie pracy przez wierność do drużyny, kibice zabijani za noszenie złych barw w złej okolicy. Nie ma nikogo, kto nienawidzi bardziej niż sąsiad" - pisze Franklin Foer w "Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji".

Z biegiem lat zacierały się różnice między przeciwnikami wynikające z wyznania (Celtic - katolicy, Rangers - protestanci) i poglądów politycznych. "
- Celtic i Rangers chcą zmienić się w międzynarodowe kapitalistyczne podmioty i konglomeraty rozrywkowe - czytamy u Foera. - Rozumieją, że muszą stać się czymś więcej niż przeciwnikami z czasów wojny religijnej. Graeme Souness, menedżer Rangers w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, wyjaśnił, że jego klub stanął przed wyborem między "sukcesem a sekciarstwem". Wtedy wierzył, że jego klub wybrał tę pierwszą. Podobnie jak zarząd Celticu, Rangers zrobili wszystko, co możliwe, aby wyjść poza stosunkowo mały szkocki rynek: wysyłali katalogi odzieżowe do szkockich i irlandzkich diaspor w Ameryce Północnej oraz podjęli próby, by przejść od szkockiej Premier League do większej, bogatszej ligi angielskiej.

I mimo, że od lat w Rangersach mogą grać już katolicy, to na trybunach Ibrox dalej słychać wyzwiska nawiązujące do wyznania lwiej części kibiców Celticu. Szkoci, podobnie jak Bayern i Borussia, rozumieją, że wspólna rywalizacja podnosi poziom i przede wszystkim atrakcyjność ligi. I idą w myśl powiedzenia "trzymaj swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej".

Stąd Celtowie również silili się na pomoc, gdy ważyły się losy największych rywali. A ci pokutowali za lata rozpusty w nadziei, że zdominują ligę na lata kierując się zasadą "za każde wydane pięć funtów przez Celtic, my wydamy dziesięć". The Gers i tak musieli pogodzić się z degradacją do IV ligi. W 2016 roku wrócili do elity, a Old Firm Derby znowu zaczynają elektryzować tak, jak wcześniej. Rangersi pod wodzą Stevena Gerrarda chcą wywalczyć pierwsze mistrzostwo po powrocie do Scottish Premier League.

- Celtic miał wszystko pod kontrolą zdecydowanie za długo. Praca nad poprawieniem sytuacji w tak wielkim klubie to dla mnie ogromna szansa - przyznaje. Pod koniec grudnia legendzie Liverpoolu udało się poprowadzić zespół do pierwszej wygranej nad Celtami od momentu awansu do elity.

Źródło artykułu: