Po meczu Leicester City - West Ham w 10. kolejce Premier League doszło do wielkiej tragedii w pobliżu stadionu King Power Stadium. W wypadku helikoptera zginął właściciel Lisów, Vichai Srivaddhanaprabha.
Maszyna rozbiła się na oczach kibiców tuż obok obiektu, zaledwie kilka minut po starcie. Świadkiem tych dramatycznych wydarzeń był bramkarz Leicester City, Kasper Schmeichel. W rozmowie ze Sky Sports News Duńczyk opowiedział o szczegółach wypadku.
Schmeichel znalazł się obok stadionu, ponieważ na spotkanie przyjechała do niego rodzina i oprowadzał ją po okolicy.
- Pomachaliśmy mu tak jak zawsze. Nagle poczuliśmy, że nie wszystko jest w porządku. Nagle usłyszeliśmy wielki huk, pobiegłem w tym kierunku. Zacząłem krzyczeć do ludzi, żeby wezwali policję. Razem z jednym ochroniarzem próbowaliśmy pomóc - wspomina.
- Nagle jednak zdaliśmy sobie sprawę, że nic nie możemy zrobić. To był koszmar. Wiesz, że dzieje się coś strasznego, ale nie jesteś pomóc osobie, która jest tobie bardzo bliska - dodaje.
Schmeichel nie ukrywa, że miał świetne relacje z właścicielem klubu. - Jestem w tym klubie prawie osiem lat. Zawsze czułem jego wsparcie, wszyscy czuliśmy, że jego celem nie jest tylko zarabianie pieniędzy. Dbał o nas, dawał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Gdy trafiłem do szpitala z kontuzją, sam po mnie przyleciał i zabrał mnie na mecz z Manchesterem City. Nie musiał tego robić, ale tak właśnie dbał o nas - ujawnia.
ZOBACZ WIDEO Przepiękny gol Krzysztofa Piątka! Genoa wygrała z Atalantą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]