Stwierdzenie, że dla jednego lub drugiego zespołu był to mecz o wszystko może jest nadużyciem, natomiast było to spotkanie z gatunku bardzo ważnych. Zarówno dla Radomiaka, jak i dla Lechii, które walczą o utrzymanie w PKO Ekstraklasie.
Wprawdzie Lechia szybko wyszła na prowadzenie, ale to nie było wielkim zaskoczeniem, bo Radomiak lubi tracić gole w pierwszych połowach. Nie da się jednak na dłuższą metę walczyć w polskiej lidze bez obrony i gdańszczanie kolejny raz boleśnie się o tym przekonali.
Bramka na 1:1? Totalne kuriozum. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego kompletnie niepilnowany w polu karnym był Marco Burch. Aż trudno uwierzyć, że na tym poziomie można aż tak źle kryć we własnej "szesnastce", jednak Lechia udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Pokazała to też przy drugiej bramce, kiedy Marco Burch został odpuszczony w środkowym sektorze. Wystarczyło jedno prostopadłe i rezerwowy Capita strzałem przy słupku dał drużynie gospodarzy upragnione prowadzenie.
Radomiak nie oddał go do ostatniego gwizdka. To oznacza, że podopieczni Joao Henriquesa mają już dziewięć punktów przewagi nad strefą spadkową i są względnie bezpieczni. Sytuacja Lechii się nie zmienia. Spadek jest coraz bliżej.
ZOBACZ WIDEO: Połączenie akrobatyki z futbolem. Takie gole to rzadkość
A przecież zaczęło się idealnie z perspektywy Lechii. Camilo Mena zagrał za linię obrony Radomiaka i Tomas Bobcek znalazł się w sytuacji sam na sam z Maciejem Kikolskim. Dziubnął sobie piłkę obok niego, następnie ograł jak dziecko Steve Kingue i strzelił do niemalże pustej bramki.
Samo spotkanie dobrze się oglądało, choć głównie na błędy z jednej i drugiej strony. Tu błąd w przyjęciu, tu komuś odskoczyła piłka i jazda z kontrą. Wiadomo, później zarówno Radomiak, jak i Lechia gubiły się w najważniejszym momencie, przez co statystyka strzałów była dość uboga, ale momentami przypominało to grę w dwa ognie.
Emocje skończyły się tak naprawdę po golu na 2:1. Radomiak nie wykorzystał żadnej okazji, by dobić przeciwnika (też żeby bym szczerym, to nie było ich zbyt dużo). Lechia natomiast biła głową w mur i nie potrafiła stworzyć praktycznie żadnej groźnej sytuacji. Kikolski nie został tego wieczora wystawiony na poważną próbę.
Radomiak Radom - Lechia Gdańsk 2:1 (1:1)
0:1 Tomas Bobcek 20'
1:1 Marco Burch 36'
2:1 Capita 72'
Składy:
Radomiak: Maciej Kikolski - Jan Grzesik, Marco Burch, Steve Kingue, Saad Agouzoul, Paulo Henrique - Abdoul Tapsoba (67' Capita), Bruno Jordao (67' Francisco Ramos), Michał Kaput (81' Roberto Alves), Rafał Wolski (81' Christos Donis) - Renat Dadasov (86' Pedro Perotti).
Lechia: Bohdan Sarnawśkyj - Dominik Piła, Loup-Diwan Gueho, Buhar Pllana, Tomasz Wójtowicz - Camilo Mena, Tomasz Neugebauer (83' Louis D'Arrigo), Rifet Kapić, Bohdan Wjunnyk (46' Anton Carenko), Maksym Chłań (85' Michał Głogowski) - Tomas Bobcek.
Żółte kartki: Wolski, Paulo Henrique, Kaput, Bruno Jordao, Agouzoul, Donis (Radomiak) oraz Mena, Pllana, Kapić (Lechia).
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).