Michael Yokhin, korespondent amerykańskiego ESPN z Europy wschodniej, zaznacza, że Izraelczycy nauczyli się podchodzić do losowań z pokorą.
- Pięć lat temu, po losowaniu Euro 2016, zapanował u nas wielki entuzjazm. Mówiono o losowaniu marzeń, zwłaszcza że wylosowaliśmy z najlepszego koszyka Bośnię i Hercegowinę. Z drugiego wpadła Belgia, zaś z czwartego Walia. Z jakichś dziwnych względów nikt nie widział tu zagrożenia, a w związku z tym, że awansować miały dwie drużyny zaś trzecia walczyć w barażach, wydawało się, że wszystko pójdzie gładko - wspomina Yokhin. Wydawało się, że dalej będzie tylko lepiej.
- Optymizm przekroczył wszelkie granice, gdy Izrael pokonał Bośnię na początku eliminacji (miał dzięki temu 9 punktów po 3 meczach - red.). Na trybunach siedziało wtedy wielu polityków a wygrana była tak świętowana, jakby oznaczała niemal awans. Oczywiście rzeczywistość nas zweryfikowała. Belgia okazała się zespołem z innego świata, Walijczycy wygrali 3:0 w Hajfie, dzięki fantastycznemu występowi Garetha Bale'a i Aarona Ramseya. Ostatecznie Izrael skończył na 4. miejscu w grupie i nie zakwalifikował się nawet do play-offów - opowiada dziennikarz ESPN.
To był początek wielkiego krachu zespołu. Choć trzeba oczywiście pamiętać, że Izraelczycy przyzwyczaili się do braku awansu na duże imprezy. Na mistrzostwach świata grali raz, w 1970 roku, na mistrzostwach Europy nigdy, a do UEFA należą od wczesnych lat 90. A jednak teraz byli przekonani, że jest blisko...
- Tak zwany upadek był tak wielkim rozczarowaniem, że zerwane zostały wszelkie więzi między zawodnikami a fanami. Skończyły się wszelkie oczekiwania, ludzie przestali chodzić na mecze kadry narodowej, która od tej pory była traktowana, moim zdanie niesłusznie, jako kiepski żart - zaznacza dziennikarz.
O eliminacjach do mundialu nie ma sensu wspominać, bo nikt na wiele nie liczył. Izrael wylosował Hiszpanię i Włochy i to by było na tyle. Ale teraz drużyna wraca do łask. W Lidze Narodów UEFA reprezentacja Izraela radziła sobie całkiem solidnie, zaliczyła dwie wygrane, ze Szkocją i Albanią, ale też przegrane z tymi samymi zespołami. Stworzyła jednak poczucie, że następują zmiany na dobre.
- Oczywiście fani mają dobrą pamięć i są raczej nastawieni pesymistycznie. Kto powie inaczej, zostanie wyśmiany. A więc można powiedzieć, że losowanie jest dobre. Ale więcej lepiej nie mówić. "Dobre" to chyba odpowiednie słowo. Polska i Austria są obecnie słabsze niż wcześniej, a więc odwrotnie niż 4 lata temu Belgia i Walia, które były na fali wznoszącej. Oczywiście Polska jest znacznie mocniejsza niż Izrael, ale wasz zespół jest w trakcie bolesnego przeobrażenia, poza tym ma za sobą katastrofę na mundialu i słabe mecze w Lidze Narodów. Z kolei Austria ma zaledwie dwóch naprawdę klasowych zawodników. Prawda jest taka, że Izrael z tych dwóch koszyków trafił najlepiej jak mógł. Oczywiście w tych spotkaniach faworytem nie będzie, do tego pozostałe drużyny też potrafią grać. A jednak mamy realną szansę awansu. Małe oczekiwania mogą nam tylko pomóc. Andreas Herzog powoli podnosi zespół, robi fantastyczną robotę. I on sam będzie miał ogromną motywację. Zawsze marzył o tym, by prowadzić Austrię, ale federacja wybrała Franco Fodę, co było dla Herzoga ogromnym rozczarowaniem. Ma sporo do udowodnienia - mówi Yokhin.
- Z kolei Brzęczek spędził większość kariery w Austrii, ale też był w Izraelu. W Hajfie jest dobrze wspominany i zostanie tu przywitany bardzo miło, ale nie powinien liczyć na żadne prezenty - śmieje się dziennikarz.
ZOBACZ WIDEO Polka Agnieszka Mnich mistrzynią świata w piłkarskim freestyle'u. Pokonała obrończynię tytułu